[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tancerze zeszli z parkietu.Ciszę przerwało bicie gongu.Horolodzy obwieściligodzinę i Herold Nocy ruszył przez salę, rytmicznie uderzając w mosiężną tarczę.Poczułam rękę na ramieniu.Fortun stanął u mojego boku, obrzucając mnieszybkim spojrzeniem.Po drugiej stronie kolumnady zobaczyłam Ysandrę de laCourcel, olśniewającą w kostiumie Królowej Zniegu, otoczoną przez tłumwielbicieli, ze wzrokiem wbitym w sztuczną górę.Kiedy Herold Nocy dotarł do stóp góry, uderzył w gong po raz ostatni.Nagle zapadła ciemność.Służący jednocześnie zdmuchnęli świece, a wiszącelampy zgasili srebrnymi kapturkami opuszczonymi na linkach.Płonęły tylkolampiony w wydrążonych kolumnach i jeden nad górskim szczytem.Nagle góra rozsunęła się z okropnym zgrzytem, odsłaniając schodki i podium,na którym stała Królowa Zimy, sędziwa i kulawa, wsparta na lasce z tarniny.Mamprzyjaciół wśród aktorów i wiem, jak osiąga się taki efekt, lecz mimo towestchnęłam ze zdumienia.Wszyscy pochylili głowy, nawet Ysandra, a ja,wiedziona głęboko zakorzenionym nawykiem, z trudem powstrzymałam się odprzyklęknięcia.Z drugiego końca sali dobiegło miarowe łomotanie drzewcemwłóczni w zamknięte drzwi.Jeden, dwa, trzy. Niechaj drzwi się otworzą na przyjęcie powracającego światła! zawołaławładczo Ysandra i wielkie podwoje rozchyliły się na te słowa.Wjechał przez nie wspaniały rydwan, obwieszony lampionami, ciągnięty przezparę dobranych siwków.Powoził Książę Słońce, odziany w przepysznezłotogłowie, w promienistej masce pięknego młodziana.Pomruk zachwytuprzetoczył się przez salę.Rumaki podeszły idealnie zgranym krokiem do stóprozszczepionej góry.Stojąc w rydwanie, Książę Słońce wskazał złoconą włóczniąna Królową Zimę.Na pozór nawet nie drgnęła, a jednak jej strój opadł, odsłaniając smukłą figurę.Dziewczyna jednym śmiałym ruchem zdarła maskę i pokazała, że jest w kwieciemłodości.Potrząsnęła głową i złote loki opadły, sięgając do talii.Zwiatło zapłonęłow sali, języki płomieni wspięły się wężowo po długich, nasączonych olejemknotach do niezliczonych lamp, zapalając je jednocześnie.Blask po niedawnejciemności wydawał się dwakroć jaśniejszy.Krzyknęliśmy na wiwat, wszyscy krzyknęliśmy.W takiej chwili nie można siępowstrzymać.Z kątów sali wrócili muzycy i zagrali ze zdwojonym wigorem.Książę Słońce zeskoczył z rydwanu, a Królowa Zima, teraz Panna Wiosna, zeszła zgóry, by towarzyszyć mu w tańcu.W jednej chwili dołączyło do nich kilkanaściepar.Z boku parkietu świta Ysandry zaczęła się rozpraszać, konkurując o zaszczytpodania jej następnego kieliszkami?Wypuściłam ustami wstrzymywane mimo woli powietrze, wspierając się naramieniu Fortuna.Spektakl był wspanialszy niż w Domu Cereusa, który słynie zeswoich przedstawień, choć przypuszczam, że w Progu Nocy nikt się nie zakłada inie typuje odtwórców ról Królowej Zimy i Księcia Słońce na dworze.Ci tutaj bylizawodowymi aktorami, występującymi na życzenie królowej, mającymi dziesiątkirzemieślników do pomocy. Zatańczymy, pani? zapytał Fortun. Jeśli nie masz nic przeciwko, hrabino de Montreve wtrącił mężczyzna ojedwabistym głosie ja prosiłbym o ten zaszczyt.Odwróciłam się i ujrzałam ostatniego konkurenta przebranego za Hesperos,gwiazdę wieczorną.Miał wams w kolorze nieba o zmierzchu, a na nim jedwabnąpelerynę w głębszym odcieniu błękitu, w barwie nadciągającej nocy.Wprzeciwieństwie do innych, krój jego stroju był elegancki i prosty, podkreślającyzgrabną sylwetkę.Pelerynę zdobiły misterne wytłaczane wzory, w którewprawiono niezliczone lustrzane okruchy, lśniła więc subtelnym światłemwieczornego nieba.Srebrna gwiazdzista maska skrywała rysy mężczyzny.Poznałam go po głosie, gracji i czarnych włosach, spadających w kaskadziedrobnych warkoczyków na plecy. Z miłą chęcią, lordzie Szachrizaj powiedziałam chłodno.Marmion Szachrizaj złożył nienaganny ukłon i powiódł mnie na parkiet.Tej nocy miałam więcej niż tuzin partnerów, żaden jednak nie mógł się z nimrównać.Mniemam, że kandydat na idealnego dworzanina ćwiczy równie sumienniejak kurtyzana, a pod tym względem Szachrizaj są najlepsi.Marmion unosił mnie wtańcu, jedną ręką podtrzymując mą dłoń, drugą pewnie obejmując mnie w talii, igdy prowadził, o krokach musiałam myśleć nie więcej niż o oddychaniu.Naprawdęsłyszałam szmer podziwu, kiedy krążyliśmy, bo w naturze D'Angelinów leżypodziw dla piękna we wszystkich jego postaciach.Stanowiliśmy dobraną parę,Marmion i ja.Rozdzielały nas zaledwie cale, a to zupełnie inna sprawa. Powiedz mi zatem zagadnął, uśmiechając się uprzejmie czy miałaś wieściod mojej kuzynki?Odwzajemniłam uśmiech, płynnie dostosowując się do jego ruchów. Dziwne, że pytasz, panie.Zastanawiałam się nad postawieniem ci tegosamego pytania.Marmion Szachrizaj pochylił głowę nad moim ramieniem. Gdybym otrzymał wieści od Melisandy. wymruczał do mojego ucha najpewniej zostałyby dostarczone na czubku noża.Ale dużo myślałem, małahrabino. Odsunął mnie na długość ramienia, gdy wykonywaliśmy złożoną serięfigur, potem znów przyciągnął blisko, gdy muzyka zwolniła. Ktoś dotarł do tylnejbramy Troyes-le-Mont przez nikogo nie zatrzymany, prawda? A kto cieszył sięwiększym zaufaniem i wzbudzał mniej strachu niż anguisette, ulubienica królowej? Jego mina ani na chwilę nie uległa zmianie, gdy uśmiechał się do mnie.Tylko japotrafiłam doszukać się w niej okrucieństwa. Miałaś konszachty z moją kuzynkąod początku, hrabino, nie sądz, że jestem ślepy.Zapewniam cię
[ Pobierz całość w formacie PDF ]