[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wieczny odpoczynek raczmu dać.Panie, a światłość wiekuista niech mu świeci.- Nie mówcie za niego pacierza.%7ływ jeszcze.Wiem to ze słów Krzyżaka Rotgiera, z którym potykałemsię na dworze księcia.Był między nami sąd Boży i zabiłem go.- Tym bardziej Jurand nie wróci.Chybaby moc Boża!.- Jadę z tym oto rycerzem, aby go z ich rąk wyrwać.- To nie znasz widać krzyżackich rąk; jać je znam, gdyż nim mnie Jurand w Spychowie przygarnął,byłem piętnaście roków księdzem w ich kraju.Jeden Bóg może Juranda ratować.- I może też nam pomóc.- Amen.Po czym rozwinął dokument i jął go czytać.Jurand zapisywał wszystkie swe ziemie i całą majętnośćDanusi i jej potomstwu, w razie zaś bezpotomnej śmierci tejże, jej mężowi, Zbyszkowi z Bogdańca.Wkońcu polecał tę swoją wolę opiece książęcej:"by zaś jeśliby co nie było wedle prawa, łaska książęca w prawo zmieniła".Koniec ów dodany byłdlatego, że ksiądz Kaleb znał się tylko na prawie kanonicznym, a sam Jurand, zajęty wyłącznie wojną,tylko na rycerskim.Po odczytaniu dokumentu Zbyszkowi ksiądz odczytał go starszym ludziom załogispychowskiej, którzy uznali zaraz młodego rycerza jako dziedzica i przyrzekli mu posłuszeństwo.Myśleli też, że Zbyszko wnet ich poprowadzi na ratunek staremu panu, i radowali się, albowiem wpiersiach ich biły serca srogie i łakome na wojnę, a do Juranda przywiązane.Toteż smutek ogarnął ichwielki, gdy dowiedzieli się, że zostaną w domu i że pan z małym jeno pocztem uda się do Malborga, inie na wojnę, lecz na skargę.Dzielił ten ich smutek Czech Głowacz, choć z drugiej strony rad był z takznacznego pomnożenia Zbyszkowego dobra.- Hej! komu by była uciecha - rzekł - to staremu panu z Bogdańca! I umiałby też on tu rządzić! Co tamBogdaniec w porównaniu z taką dziedziną!A Zbyszka zdjęła w tej chwili nagła tęsknota do stryjca, taka, jaka zdejmowała go często, zwłaszczazaś w trudnych i ciężkich wypadkach życia, więc zwróciwszy się do giermka, rzekł bez namysłu:- Co masz tu po próżnicy siedzieć! Jedz do Bogdańca, list powieziesz.- Jeśli nie mam z waszą miłością iść, to już wolałbym tam jechać! - odrzekł uradowany pacholik.- Wołaj mi księdza Kaleba, niech wypisze jako się patrzy wszystko, co tu było, a stryjcowi odczyta listproboszcz z Krześni alboli też opat, jeśli jest w Zgorzelicach.Lecz powiedziawszy to, uderzył się dłonią po młodych wąsiętach i dodał, mówiąc jakby sam do siebie:- Ba! opat!.I zaraz przed oczyma przesunęła mu się Jagienka - modrooka, ciemnowłosa, hoża jak łania, a ze łzamina rzęsach! Uczyniło mu się kłopotliwie i przez czas jakiś tarł ręką czoło, lecz wreszcie rzekł:- Jużci, będzie ci smutno, dziewczyno, ale nie gorzej nizli mnie.Tymczasem nadszedł ksiądz Kaleb i zaraz zasiadł do pisania.Zbyszko dyktował mu obszernie wszystko,co się zdarzyło od chwili gdy przybył do leśnego dworca.Nic nie zataił, gdyż wiedział ze stary Maćko,gdy się dobrze w tych sprawach rozpatrzy, to w końcu będzie rad.Bogdańca istotnie ani porównać zeSpychowem, który był włością obszerną i bogatą, a Zbyszko wiedział że Maćkowi okrutnie zawsze otakie rzeczy chodziło.Lecz gdy po długich mozołach list był napisany i pieczęcią zamknięty, zawołał znów Zbyszko giermka iwręczył mu go, mówiąc:- A może ze stryjcem tu wrócisz, z czego wielce bym był rad.Lecz Czech miał twarz także jakby zakłopotaną; marudził, z nogi na nogę przestępował i nie odchodził,póki młody rycerznie ozwał się:- Masz-li co jeszcze powiedzieć, to mów.- Chciałbym, wasza miłość.- odrzekł Czech - chciałbym ot! jeszcze zapytać, jako tam mam ludziomrozpowiadać?- Jakim ludziom?- Niby, nie w Bogdańcu, ale w okolicy.Bo się też z pewnością będą chcieli dowiedzieć.Na to Zbyszko, który postanowił już nic nie ukrywać, spojrzał na niego bystro i rzekł:- Tobie nie o ludzi chodzi, jeno o Jagienkę ze Zgorzelic.A Czech spłonął, potem przybladł nieco iodpowiedział:- O nią, panie.- A skąd wiesz, czy się tam nie wydała za Cztana z Rogowa albo za Wilka z Brzozowej?- Panienka nie wydała się za nikogo - odrzekł stanowczo giermek.- Mógł jej opat rozkazać.- Opat panienki słucha, nie ona jego.- To czegóż chcesz? Powiadaj prawdę tak jej, jak wszystkim.Czech skłonił się i odszedł nieco zły.- Daj Bóg - mówił sobie, myśląc o Zbyszku - by cię zapomniała.Daj jej Bóg jeszcze lepszego niż ty.Alejeślić nie zapomniała, to też jej rzekę, żeś żeniaty, ale bez niewiasty i że bogdaj owdowiejesz, nim dołożnicy wstąpisz.Giermek przywiązał się był jednak do Zbyszka, litował się i nad Danusią, ale Jagienkę miłował nadwszystko w świecie i od czasu, jak się przed ostatnią bitką w Ciechanowie dowiedział o małżeństwieZbyszkowym, nosił ból i gorycz w sercu.- Bogdaj, że wprzód owdowiejesz! - powtórzył.Lecz następnie inne, widocznie słodsze myśli poczęłymu przychodzić do głowy, gdyż schodząc ku koniom, mówił:- Chwała Bogu, że jej choć nogi obejmę.Tymczasem Zbyszko rwał się do drogi, gdyż trawiła go gorączka - i o ile z konieczności nie musiałzajmować się innymi sprawami, o tyle znosił po prostu męki, myśląc bez ustanku o Danusi i Jurandzie.Trzeba było jednak zostać w Spychowie chociaż na jeden nocleg, choćby dla pana de Lorche i dlaprzygotowań, których tak długa podróż wymagała.Sam był wreszcie utrudzon nad wszelką miaręwalką, czuwaniem, drogą, bezsennością, zmartwieniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]