[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pobiegła do drzwi i przekręciwszy klucz, otworzyła je gwałtownie.- Proszę po raz trzeci, idz sobie!Zciągnął koszulę przez głowę i rzucił ją na rosnący stos ubrań.Jego błękitne oczyspojrzały na nią uwa\nie.Celowo, powoli przesunął palce na zapięcie spodni, jasno dając jejdo zrozumienia, o czym myśli.Zatrzęsła się ze złości.- Zwietnie.A zatem ja odejdę.Musi być w tym domu jakieś inne miejsce do spania.Odwróciła się i ruszyła na korytarz.- W drugiej sypialni nie ma miejsca.Jest zapchana twoimi kuframi, pudłami i innymiklamotami! - zawołał za nią.- Wątpliwe, \ebyś zdołała nawet dojść do łó\ka.A co do sofy wsalonie, obawiam się, \e mocno się zapada.Nasro\yła się, ale szła dalej.- Pójdę za tobą - odezwał się, ku jej zaskoczeniu, tu\ za jej plecami.- Gdzie ty śpisz,tam i ja.Starała się najlepiej, jak umiała, nie zwracać na niego uwagi, kiedy szedł za nią.Jejnadzieja gasła w miarę, jak oglądała jeden pokój za drugim tylko po to, \eby stwierdzić, \emiał rację.Poza sypialnią, nie dałoby się nigdzie spędzić nocy w choćby znośnychwarunkach.Jej wędrówka zakończyła się w salonie, gdzie jej smętny wzrok spoczął na starej,wąskiej kanapie, z której nawet Witruwiusz nie miał ochoty skorzystać.Zwinięty na grubymkocu koło ognia, pies otworzył jedno oko i machnął ogonem na powitanie.Ziewnął i wróciłdo swoich tajemnych psich snów.Darragh zało\ył ramiona na nagiej piersi.- A więc poło\ymy się na kanapie? Czy te\ rozło\ymy koc na podłodze obokWitruwiusza? Sądzę, \e mo\emy tarzać się razem, jak pchełki.Gdyby się poło\yli przy Witruwiuszu, prawdopodobnie mieliby pchły! Przygnębiona,powstrzymała bardzo nieelegancki odruch, \eby kopnąć kanapę.Ogarnęły ją smutek i zmęczenie, opuściła ramiona.- A więc dobrze, wygrałeś.Będziemy spać razem w łó\ku.Ale to wszystko, cobędziemy robić dziś w nocy.Spać.Czy to jasne?- Całkowicie.O ile potrafisz trzymać ręce z daleka ode mnie.- Myślę, \e zdołam to zrobić.Poszła z powrotem do sypialni.Darragh wszedł za nią i zamknął drzwi na klucz.- Teraz pozwól mi się zająć tymi guzikami - powiedział, podchodząc do niej z tyłu.Zasłoniła się dumą jak tarczą.- Dziękuję.Nie potrzebuję pomocy.Cmoknął cicho, ujął ją za ramiona i odwrócił do siebie.- Widziałem, jak bardzo jej nie potrzebujesz, kiedy wchodziłem przez okno.Będzie ciniewygodnie spać w sukni i w gorsecie.Nie bądz uparta, kobieto.Nie robisz krzywdy nikomupoza sobą.Dlaczego, zaklęła w duchu, musiał mieć rację? Jeśli odmówi, będzie się męczyć,podczas gdy Darragh zaśnie spokojnie jak dziecko u jej boku.Zastanowiwszy się, doszła downiosku, \e powinien robić to wszystko, co Betsy, skoro to przez niego jej tu nie było.- Dobrze - zgodziła się.- Ale potrzebuję paru rzeczy z kufrów.- Jakich rzeczy?- Koszuli nocnej, chocia\by.Szczotki do włosów i pudełka na szpilki.Zmarszczył czoło.- Czy wiesz, do którego kufra je spakowano? Pokręciła głową.- Betsy zawsze zajmowała się moimi rzeczami.- A ty zwolniłeś Betsy, pomyślałaroz\alona.- Znalezienie ich trwałoby parę godzin.Poszukam jutro.Wysunęła dolną wargę.- Ale ja chcę moją koszulę nocną.Zaczął rozpinać jej suknię.- Dzisiaj mo\esz spać w bieliznie.- Jesteś nieznośny, wiesz o tym?- Skoro tak mówisz.Pomógł jej zdjąć suknię, rozsznurował gorset i rozwiązał taśmy halek.Szpilki zwłosów wyjęła sama.Przeczesywała palcami swoje włosy, kiedy zbli\ył się, podając jedną ze swoichszczotek.Była to część kompletu, srebrna okrągła szczotka bez rączki, z wygrawerowanymiinicjałami Darragha.W pierwszym odruchu chciała odmówić, ale potem przyjęła ją i zaczęła rozczesywaćpukle powolnymi ruchami.Kiedy skończyła, był ju\ w łó\ku.Le\ał z jednym długim ramieniem pod głową.Przyglądał się jej.Starała się nie patrzeć na jego piękne, silne ciało.Domyślała się, \e jestnagi pod kołdrą.Poło\yła się obok niego i odwróciła twarzą w drugą stronę.Usiadł i pochylił się nadnią.Zesztywniała, spodziewając się, \e będzie chciał pocałunku i czegoś więcej.Zamiast tegosięgnął do nocnego stolika i zdmuchnął świecę.Pokój utonął w mroku.- Dobranoc, moja Ró\yczko - szepnął ciepłym, aksamitnym głosem.- Ró\yczko?- Tak.Od dawna mi ją przypominasz.Strze\ona kolcami, ale zbyt piękna, \eby ci sięoprzeć.- A ja myślę, \e jesteś brutalem.I szatanem.Jej złość tylko go rozbawiła.Parsknął śmiechem.Więcej się nie odezwała, chowając w sobie \al i urazę, tak jak swoje ciało ukryła,otaczając się pościelą.Nawet gdyby nie było go stać na utrzymanie Betsy, myślała, powinienbył najpierw to z nią omówić.Powinien jej powiedzieć, \e zamierza zwolnić jej pokojówkę,zamiast postąpić w taki władczy, despotyczny sposób.Sprawy domowe zawsze le\ały w kompetencji \ony, zwłaszcza najmowanie izwalnianie słu\by.Ale to nie była elegancka posiadłość z dziesiątkami słu\ących, jak sobieuświadomiła.To była maleńka chata, w której mieszkali tylko oni oboje.To odosobnienie ją przera\ało.Nigdy nie mieszkała w takich warunkach.Jak da sobieradę?Z dnia na dzień, postanowiła.Aó\ko zaskrzypiało, kiedy Darragh układał swojewielkie ciało w wygodnej pozycji.Wsłuchiwała się w jego oddech, dopóki się nie upewniła, \e zasnął.Dopiero wtedy sięodprę\yła.I dopiero wtedy pomyślała, \e pomimo wszystkiego, co zrobił, tęskniła za tym,\eby się odwrócić i znalezć schronienie w jego ciepłych ramionach.Poddać się jego objęciomi nie czuć się ju\ taka samotna i zagubiona.Zamiast tego została tam, gdzie była, zmusiła się, \eby zamknąć oczy i odsunąćwszystkie myśli.W końcu uciekła od wszystkiego, zasypiając.Po\ądanie paliło ją jak \ywym ogniem, kiedy się obudziła parę godzin pózniej.Szarawe, słabe światło sączyło się do pokoju zza zasłonek.Jęknęła, zdezorientowana i nawpół uśpiona.Bolały ją nabrzmiałe, cię\kie piersi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]