[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kamiennego bloku o wadze na przykład dwóch ton nie ruszyłabym z miejsca w żaden żywy sposób.Dziwiło mnie nieco, że temu bufonowi nie przyszło to do głowy.Przecież ten wapień był łamany na drobne, płaskie kamienie, nie większe niż dwie cegły razem, a niekiedy mniejsze niż jedna, nie tylko tutaj, ale we wszystkich zamkach w okolicy.Sposób budowania z wapienia powinien być chyba powszechnie znany? Prawdopodobnie nie miał zielonego pojęcia o robótkach ręcznych i kłąb białego acrylu nie skojarzył mu się z posiadaniem przeze mnie szydełka.Przy każdej wizycie ciecia robiłam sobie kreskę na ścianie.Po przedłubaniu trzech metrów policzyłam kreski i ze zgrozą stwierdziłam, że siedzę w tych kazamatach już dwadzieścia cztery dni! Z jednej strony, na skutek ustawicznej gimnastyki, nabierałam kondycji, ale z drugiej słabłam nieco z wygłodzenia.Całe szczęście, że istotnie od lat przywykłam do odchudzania się i do jedzenia nie przywiązywałam zbytniej uwagi.Do szaleństwa brakowało mi tylko herbaty.O problemie mycia usiłowałam starannie nie myśleć, pocieszając się w razie potrzeby wizją królowej Izabelli Hiszpańskiej, która nie myła się trzynaście lat i żyła.Pracowałam do ostatecznego wyczerpania, żeby potem już tylko paść na wstrętny barłóg i nie mieć kłopotów z zaśnięciem w lodowatej wilgoci.Reumatyzm i kołtun były sprawą pewną, szkorbutu miałam nadzieję uniknąć z uwagi na to, że tuż przed przybyciem tutaj byłam nawitaminizowana po dziurki w nosie.Na pół roku powinno wystarczyć.Kwestią grypy i anginy nie zaprzątałam sobie głowy w przekonaniu, że wszelkie bakterie zdechły w tym lochu razem ze szczurami.Zaczęłam mieć kłopoty z transportem.Mniejsze kamienie wyrzucałam za siebie bez trudu, ale większe musiałam wywlekać za pomocą sieci z acrylu, który od razu przestał być biały.Przekrój korytarza powolutku mi się zmniejszał, zgodnie zresztą z przewidywaniami.Nieco tam było za duszno, zwłaszcza że niezbędny mi do oświetlenia warsztatu pracy kaganek zabierał tlen.Razem wziąwszy trudno by mi było nazwać to zajęcie ulubionym.Siedząc w głębi wykopanego korytarza nie słyszałam żadnych dźwięków z komnaty.Obawiałam się, że zechcą znów odezwać się do mnie o nietypowej porze i jeśli im nie odpowiem, zaczną coś podejrzewać.Postanowiłam zadziałać profilaktycznie.Wcześniej już sprawdziłam, w którym miejscu pomieszczenia jestem widoczna dla kogoś patrzącego przez dziurę w zworniku.Można było stamtąd dostrzec wyłącznie sam środek, stanowiący krąg o średnicy około półtora metra.Reszta była niedostępna.Stwierdziłam to wykreślnie, a potem skonfrontowałam z zeznaniami ciecia i jedno zgodziło się z drugim.Słysząc ryk z góry usiadłam sobie na kamieniu poza kręgiem i spokojnie czekałam.Cieć darł się bardzo długo.— Wasza królewska mość!!! — wrzeszczał.— Wasza eminencjo!!! Odezwij się!!! Żyjesz?!!! No, odezwij się, jak rany!!!Milczałam, dalej czekając, co z tego wyniknie i narażając się na nieotrzymanie posiłku.Cieć wreszcie dał za wygraną i opuścił na dół koszyk, chociaż nie usłyszał ode mnie żadnej odpowiedzi.Sięgnęłam ręką, odsunęłam koszyk ze środka i opróżniłam go poza jego polem widzenia.Milczałam nadal.— Hej, ty! — ucieszył się, czując, że z koszykiem coś się dzieje.— Wasza królewska mość, żyjesz jednak?! Odezwij się, dlaczego nic nie mówisz?!Nie odezwałam się i po jeszcze kilku rykach poszedł sobie precz.Nazajutrz w jego głosie wyczułam wyraźny niepokój.— Wasza królewska mość! Żyjesz?!— Nie! — odkrzyknęłam stanowczo.— Wczoraj był mój pogrzeb! Byłeś?!Uradował się nadzwyczajnie.— Coś ty?! — wrzasnął, pokwikując.— Jak to?!!! — ryknęłam z oburzeniem.— Nie byłeś na moim pogrzebie?— No coś ty! Pewnie, że nic bvłem.— Dlaczego?!!!— O rany, nie wiem! O rany, co ty mówisz, nie było żadnego pogrzebu!— Jak to?! — oburzyłam się znowu.— Ta świnia mi nawet pogrzebu nie wyprawiła?!— Jaka świnia?! — zdziwił się cieć, prawdopodobnie nieco skołowany.— Ten twój cały szef! Ostatnia świnia! Trzyma mnie tu do śmierci, a potem mi nawet pogrzebu żałuje! To łajdak!!!Czarna czeluść nade mną zaniosła się długim kwikiem.— O rany, ale ty jesteś zgrywna! Dlaczego wczoraj nic nie mówiłaś?!— Bo nie byłam w nastroju! Ja rozmawiam wtedy, kiedy mam ochotę, a nie wtedy, kiedy mi każą! Co ten bandyta robi?!Jakoś nie miał już wątpliwości, o kogo pytam.— Nie ma go, znów wyjechał! Ale pojutrze wraca! A co, chcesz coś od niego?!— Chcę! — odkrzyknęłam bez namysłu.— Powiedz mu, że jak się ze mną ożeni, to zamieszkamy w górskim szałasie i będę mu piekła baraninę! A teraz niech mi przyśle pierścionek zaręczynowy!Czarna czeluść nade mną znów zakwiczała radośnie.Pogawędziliśmy pełną piersią jeszcze przez chwilę i wreszcie sobie poszedł.Nazajutrz znów odmówiłam rozmowy.Ze zwornika wydobywały się prośby, groźby i skamlania, ale byłam stanowcza
[ Pobierz całość w formacie PDF ]