[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedy podciągnął się wyżej, ujrzał Vittorię stojącą naprzeciw Hassassina i mierzącą go wrogim spojrzeniem.Dziewczyna wymachiwała trzymaną przed sobą pochodnią, a w świetle płomienia wyraźnie było widać straszliwy wyraz nienawiści na jej twarzy.Langdon nie miał pojęcia, jak udało jej się uwolnić, ale teraz było mu to obojętne.Musiał jak najszybciej dostać się z powrotem na balkon.Ta walka nie może długo potrwać, Hassassin jest dla Vittorii zbyt groźnym przeciwnikiem.Teraz, rycząc z gniewu, błyskawicznie rzucił się na nią.Zdążyła zrobić unik, ale i tak już po chwili złapał pochodnię i próbował wyrwać ją dziewczynie z ręki.Langdon nie czekał dłużej.Przeskoczył przez barierkę i zaciśniętą pięścią uderzył prosto w oparzenie na jego plecach.Krzyk, który wydał z siebie zabójca, słychać było chyba aż w Watykanie.Hassassin zamarł na chwilę, garbiąc się z bólu.Puścił pochodnię, a wówczas Vittoria z całej siły wbiła ją w jego twarz.Rozległo się skwierczenie przypalanego ciała, gdy pochodnia trafiła go w lewe oko.Znowu straszliwie krzyknął i zasłonił się rękami.– Oko za oko – syknęła Vittoria.Tym razem zamachnęła się pochodnią jak kijem do bejsbolu, a kiedy trafiła, Hassassin zatoczył się do tyłu, na barierkę.Langdon i Vittoria błyskawicznie znaleźli się przy nim i jednocześnie na niego naparli.Ciało zabójcy przekoziołkowało przez barierkę i runęło w ciemność.Tym razem nie było krzyku.Jedynym dźwiękiem, jaki do nich dobiegł, był trzask pękającego kręgosłupa, kiedy Hassassin wylądował na stosie kul armatnich na dziedzińcu poniżej.Langdon odwrócił się do Vittorii i spojrzał na nią z niedowierzaniem.Rozluźnione więzy zwisały jej z ramion i brzucha.W oczach miała szatański blask.– Houdini znał jogę – oświadczyła.109Tymczasem na placu Świętego Piotra szereg gwardzistów szwajcarskich wykrzykiwał rozkazy i rozstawiał się wachlarzem, usiłując odepchnąć ludzi na bezpieczną odległość.Bezskutecznie.Tłum był zbyt gęsty i znacznie bardziej zainteresowany zagładą zagrażającą Watykanowi niż własnym bezpieczeństwem.Wzniesione wysoko telebimy stacji telewizyjnych pokazywały obecnie – dzięki uprzejmości kamerlinga – pojemnik z antymaterią i jego wyświetlacz odliczający czas do wybuchu.Był to bezpośredni obraz z monitora gwardii szwajcarskiej.Niestety, ten widok wcale nie zniechęcał tłumów.Ludzie obecni na placu, widząc niewielką kropelkę w pojemniku, dochodzili do wniosku, że nie może ona być tak groźna, jak im się wydawało.Poza tym widzieli teraz zegar odliczający czas – było jeszcze prawie czterdzieści pięć minut do wybuchu.Mnóstwo czasu, żeby zostać i popatrzyć.Niemniej jednak gwardziści jednogłośnie uznali, że odważna decyzja kamerlinga, żeby przemówić do świata, ujawniając prawdę, a następnie dostarczyć mediom namacalne dowody zdrady iluminatów, była bardzo rozsądnym posunięciem.Iluminaci niewątpliwie spodziewali się, że Kościół swoim zwyczajem zachowa milczenie w obliczu przeciwności.Jednak dziś tak się nie stało.Kamerling Ventresca okazał się godnym przeciwnikiem.W Kaplicy Sykstyńskiej kardynał Mortati zaczynał odczuwać niepokój.Była godzina dwudziesta trzecia piętnaście.Wielu kardynałów nadal się modliło, ale pozostali zgromadzili się w pobliżu wyjścia, wyraźnie zdenerwowani, że jest już ta godzina.Niektórzy nawet bębnili w drzwi pięściami.Porucznik Chartrand znajdował się po drugiej stronie tych drzwi.Słyszał łomotanie i nie bardzo wiedział, co ma zrobić.Spojrzał na zegarek.Nadeszła już pora ewakuacji, jednak kapitan Rocher wydał wyraźny rozkaz, żeby nie wypuszczać kardynałów, dopóki nie da znać.Łomotanie w drzwi stawało się coraz głośniejsze i Chartrand odczuł niepokój.Zastanawiał się, czy kapitan czasem o tym nie zapomniał.Od czasu tajemniczej rozmowy telefonicznej zachowywał się bardzo dziwnie.Porucznik wyjął radiotelefon.– Kapitanie? Mówi Chartrand.Już minęła ustalona pora.Czy mam otworzyć drzwi kaplicy?– Te drzwi mają zostać zamknięte.Wydaje mi się, że wydałem już taki rozkaz.– Tak, sir.Ja tylko.– Niedługo przybędzie nasz gość.Weź kilku ludzi na górę i pilnujcie drzwi do gabinetu papieża.Kamerlingowi nie wolno nigdzie wychodzić.– Słucham?– Czego w tym nie rozumiecie, poruczniku?– Wszystko rozumiem.Już ruszam.Na górze, w gabinecie papieża, kamerling stał zamyślony przed kominkiem.Boże, daj mi siłę.Daj nam cud.Poruszył pogrzebaczem węgle, zastanawiając się, czy przeżyje tę noc.110Dwudziesta trzecia dwadzieścia trzy.Rozdygotana Vittoria stała na balkonie Zamku Świętego Anioła i patrzyła na Rzym oczami pełnymi łez.Tak bardzo pragnęła objąć Roberta, ale nie mogła.Miała wrażenie, że całe jej ciało jest bez czucia.Dostosowuje się.Sprawdza skutki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]