[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muszę przeminąć wraz z nim.Brin przełknęła, pokonując ucisk w gardle.- Kiedy.kiedy ty.?- Kiedy będę musiał, Brin - dokończył łagodnie druid.- Kiedy przyjdzie czas.Potem wstał, wysoka, znużona postać, czarna jak noc i nieugięta jak ona.Ogromne, sękate dłonie wyciągnęły się przez stół.Nie rozumiejąc do końca dlaczego, dziewczyna i góral sięgnęli, aby je uścisnąć, chociaż przez chwilę łącząc się w jedno.Druid skinął krótko głową i było w tym geście coś ostatecznego.- Jutro pojedziemy na wschód, do Anaru.Na wschód, dopóki nasza podróż się nie dopełni.A teraz idźcie spać.Zostańcie w pokojach.Dłonie druida uwolniły się z uścisku i opadły.- Idźcie - powiedział cicho.Brin i Ron zerknęli na siebie niepewnie, po czym wstali i opuścili pokój.Przez cały czas czuli, że podąża za nimi spojrzenie ciemnych oczu Allanona.W milczeniu szli korytarzem.W mroku pustego holu unosiły się urywane fragmenty rozmów.Napływały z jakiegoś niewidocznego miejsca.Powietrze było gęste od zapachu ziół i leków.Wdychali ich aromat, odrywając się od swoich myśli.Kiedy doszli do drzwi swoich sypialni, zatrzymali się i stali tak razem, nie dotykając się i nie patrząc na siebie, bez słów dzieląc ciężar tego, co zostało powiedziane.To nie może być prawda, myślała oszołomiona Brin.Nie może.Ron odwrócił się i ujął w swoje ręce dłonie dziewczyny.Po raz pierwszy od czasu opuszczenia Hadeshorn i Doliny Shale poczuła, że znowu są sobie bliscy.- To, co nam powiedział, Brin.O tym, żenię wróci.- Góral potrząsnął głową.- To dlatego pojechaliśmy do Paranoru i dlatego zapieczętował twierdzę.Wiedział, że już tam nie powróci.- Ron - przerwała mu i położyła palec na wargach chłopaka.- Wiem.Po prostu nie mogę w to uwierzyć.- Nie.Patrzyli na siebie przez dłuższą chwilę.- Boję się, Brin - wyszeptał w końcu.Bez słowa skinęła głową, po czym objęła go i mocno przytuliła.Potem cofnęła się, pocałowała go lekko w usta i zniknęła w swoim pokoju.Powolnym, ciężkim ruchem Allanon odwrócił się od zamkniętych drzwi i ponownie usiadł przy małym stoliku.Ze wzrokiem utkwionym w ciemnościach poza płomieniem olejnej lampy, pogrążył się w rozmyślaniach.Niegdyś nie czuł potrzeby dzielenia się z innymi swoimi tajemnicami.Uważałby to za uwłaczające.Przecież w nim pokładano zaufanie.Był ostatnim z druidów i do niego należała teraz ich moc.Nie czuł potrzeby zwierzeń.Tak było z Sheą Ohmsfordem.Wiele z prawdy było zakrytych przed małym Sheą.Sam musiał ją odnaleźć.Tak samo było z ojcem Brin, kiedy druid zabrał go na poszukiwanie Krwawego Ognia.A mimo to postanowienie Allanona, aby dotrzymać tajemnicy, aby zdecydowanie i konsekwentnie odmawiać odpowiedzi na pytania nawet najbliższych, słabło z czasem.Być może to starość, która w końcu go dopadła, lub też nieubłagany upływ czasu, który kładł się na nim tak wielkim ciężarem.A może po prostu potrzeba dzielenia tego, co przyszło mu dźwigać, z jakąś żywą istotą.Być może.Wstał od stołu, jeszcze jeden mroczny cień unoszący się poza zasięgiem światła.Zgasił olejną lampę.Powiedział im więcej niż komukolwiek innemu.Lecz wciąż nie wiedzieli wszystkiego.XXIVNad Estlandią i lasami Anaru wstał świt.Dla trójki z Shady Yale rozpoczął się kolejny dzień podróży.Zaopatrzeni przez uzdrowicieli ze Storlock w świeże zapasy, wyjechali z miasteczka i skierowali się na wschód do lasów.Przy stajniach za Centrum zebrała się garstka milczących, biało odzianych Storów o smutnych twarzach, aby unieść dłonie w geście pożegnania.Po chwili trójka wędrowców zniknęła pomiędzy drzewami, odchodząc tak cicho i tajemniczo, jak się pojawili.Był jesienny dzień z gatunku tych, które wspomina się z rozrzewnieniem, kiedy wokół leży głęboki śnieg.Ciepły i pełen słońca, które rozświetlało barwy drzew i zostawiało na nich miękkie plamy światła.W porannym powietrzu unosił się słodki, przyjemny zapach.W przeciwieństwie do minionych dni, ciemnych, chłodnych i burzliwych, ten był jasny i krzepiący widokiem słońca i jaskrawego błękitu nieba.Jednak dla Brin i Rona urok dnia przepadł bezpowrotnie.Prześladowała ich mroczna przepowiednia Allanona i pełne napięcia oczekiwanie przyszłych wydarzeń.Żadne z nich nie cieszyło się ciepłem, jakie ofiarował im ten dzień.Zamknięci w sobie, każde we własnej, mrocznej otoczce najbardziej osobistych odczuć i skrytych myśli, góral i dziewczyna jechali w głębokim milczeniu przez cętkowane cienie ogromnych, ciemnych drzew i czuli jedynie zimno, które zagnieździło się w ich własnych wnętrzach.- Odtąd zaczyna się niebezpieczna droga - powiedział im Allanon, kiedy zebrali się tego ranka przed stajnią, gdzie opiekowano się ich końmi.Głos miał cichy i dziwnie łagodny.- Przez całą Estlandię i lasy Anaru będą czatowały na nas Widma.Wiedzą, że przyjdziemy.Paranor dał im odpowiedź na wszystkie pytania.Wiedzą także, że muszą powstrzymać nas, zanim dotrzemy do Maelmord.Będą nas szukać gnomy, a jeśli nie one, to inni, posłuszni woli wędrowców.Żadna ścieżka na wschód do Ravenshorn nie jest dla nas bezpieczna
[ Pobierz całość w formacie PDF ]