[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Smuga wyczekująco zatrzymał się obok niego.- Czuć spaleniznę.- po chwili szepnął No wieki.- Pogorzelisko niedaleko.- Sprawdził, czy kolt lekko wysuwa się z pochwy, po czym ze sztucerem gotowym do strzału ruszył przed siebie.Smuga był wprawnym tropicielem, toteż niebawem odkrył ślady stóp.Dał znak Nowickiemu, żeby przyczaił się za drzewem, a sam zaczął badać świeże tropy.Doprowadziły go aż do lewego brzegu Tambo.Jak można było się domyślać, tam właśnie Indianie wysiedli z dwóch dużych łodzi.Jedni poszli brzegiem w dół rzeki, drudzy zagłębili się w las.Potem powrócili nad rzekę i odpłynęli.Smuga z łatwością odgadł przebieg wydarzeń: Indianie oskrzydlili osiedle i po napadzie udali się w dalszą drogę.- Dwie łodzie, więc to nasi Kampowie - rzekł Nowicki wysłuchawszy relacji Smugi.- Skoro odpłynęli, nic nam tu z ich strony nie zagraża.- Najpierw się co do tego upewnijmy - powiedział Smuga.- Ślady Kampów doprowadzą nas do pogorzeliska.Widać było, że napastnicy, pewni zaskoczenia wroga, nawet nie zachowywali zbyt wielkiej ostrożności.Smuga i Nowicki podążając ich śladami wkrótce znaleźli się na skraju niewielkiej golizny.Przyczaili się w zaroślach.Po kilku nadziemnych chatach, zbudowanych przeważnie z bambusów, lian i liści, pozostały tylko poczerniałe zgliszcza.Tu i tam sterczały kikuty nie dopalonych grubych pali.Na ziemi walały się ciała zabitych mężczyzn.W powietrzu unosił się swąd spalenizny.- Janie, tam ktoś jest! - szepnął Nowicki.- Widzę, to młody chłopak, Metys.- cicho przytaknął Smuga.W pobliżu spalonej chaty siedział w kucki chłopak.Spoglądał na leżące przed nim na ziemi zwłoki mężczyzny.Chłopak ubrany był w podniszczone spodnie i rozchełstaną na piersiach koszulę.Obok niego stał karabin oparty o nadwęglony pal.- Pewno tylko on ocalał - cicho odezwał się Smuga.- Musimy zabrać go stąd, inaczej zginie!- Będzie uciekał, gdy nas zobaczy - zauważył Nowicki.- Przekradnij się, Janie, lasem, i zajdź go od tyłu, ja ruszę, gdy ujrzę ciebie.Smuga skinął głową i wycofał się w las.Nowicki oparł sztucer o drzewo, żeby nie zawadzał w ewentualnym pościgu, po czym podkradł się trochę bliżej chłopca.Przyczajony czekał na Smugę.Wreszcie ujrzał go wychodzącego z lasu po przeciwnej stronie golizny.Na to hasło ruszył ku Metysowi.Ten siedział nieruchomo w kucki i otępiałym wzrokiem wpatrywał się w zmasakrowane ciało mężczyzny.Nowicki podkradał się bezszelestnie, dopiero o kilkanaście kroków od Metysa trzasnęła pod jego stopą sucha gałązka.Metys poderwał się na równe nogi.Ujrzawszy Nowickiego, błyskawicznym ruchem wyszarpnął nóż zza pasa.- Schowaj nóż, chłopcze! - po hiszpańsku odezwał się Nowicki.- Nie jestem twoim wrogiem.Metys zerknął na karabin oparty o pal, ale w tej chwili Smuga podskoczył i odgrodził go od broni.Chłopak poszarzał na twarzy, silniej zacisnął dłoń na rękojeści noża.- Uspokój się, nie chcemy cię skrzywdzić - odezwał się Smuga.Metys stał nieruchomo, tylko jego oczy czujnie mierzyły dwóch obcych mężczyzn.Wahał się jeszcze, wygląd zewnętrzny upodabniał ich do Indian, ale jeden z nich miał jaśniejsze włosy i obydwaj obuci byli w trzewiki z wysokimi cholewkami noszone przez białych.- Nie jesteśmy czerwonoskórymi - powiedział Nowicki, jakby odgadując obawy Metysa.- Nic ci z naszej strony nie grozi.Jak masz na imię?Metys wciąż milczał, tylko z jego oczu znikł badawczy niepokój.- Czy nie znasz hiszpańskiej mowy? - zapytał Smuga.- Zaopiekujemy się tobą, jeżeli potrzebujesz pomocy.Jak się nazywasz?- Pablo, tak wołał na mnie ojciec, matka nazywała mnie Aitu - padła cicha odpowiedź.- Czy mieszkałeś z rodzicami w tym toldzie? - pytał Smuga.Metys potwierdził skinieniem głowy.- Kto was napadł? - dalej pytał Smuga.- Indios bravos, Kampowie.- Gdzie jest twój ojciec? - indagował Smuga.W oczach chłopaka zaszkliły się łzy.- To jest mój ojciec! - odparł stłumionym głosem wskazując zmasakrowane zwłoki mężczyzny.Nowicki baczniej przyjrzał się zwłokom.- Niech to wściekły rekin połknie! - mruknął.- Okaleczyli go tak, że nawet nie można rozpoznać rysów twarzy.To był jednak biały człowiek.- Co się stało z twoją matką? - zapytał Smuga.- Uprowadzili ją Kampowie, zabrali wszystkie kobiety - padła odpowiedź.- Do licha, to gorsze od śmierci - rzekł Smuga.- Może jej nie skrzywdzą, ona jest Kampijką porwaną przez ojca z Gran Pajonalu - wyjaśnił chłopak.- Co twój ojciec porabiał tutaj, w dzikiej głuszy? - znów zapytał Smuga.- Dawniej mieszkał w La Huairze, pracował dla Pancha Vargasa.Prowadził correrie do Gran Pajonalu.Tam schwytał moją matkę i zostawił dla siebie.Natomiast Pedro Viejo polował na niewolników nad Madre de Dios[48].Ojciec niedawno przeniósł się tutaj z nami.Miał poprowadzić dużą correrie do Gran Pajonalu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl