[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdzieś z góry dobiegł ich odgłos skrobania i szczekania Nany.Piotr rzucił się naprzód i niemal nadepnął na Lizę, która leżała nieprzytom-na na schodach.Pochylił się pospiesznie nad nią i dostrzegł na jej czole ślad pouderzeniu.Liza zamrugała oczami i jęknęła cicho. Wezwij karetkę zakomenderował przez ramię Piotr i wbiegł schodamina korytarz, a serce waliło mu jak młotem. Co się tu wydarzyło? Gdzie sądzieci?Zobaczył przed sobą Nanę, która drapała zawzięcie w drzwi dziecinnego po-koju, szczekając już niemal bez tchu.Miała zmierzwione i mokre futro, a z jejszyi zwisał urwany łańcuch.Rysa zaczynająca się na frontowych drzwiach urywała się przy wejściu dodziecinnego pokoju.Piotr wpadł do środka.Pokój wyglądał tak, jakby przeszedł przez niego huragan.Aóżka stały piono-wo, pościel wyrzucona była na ziemię.Wszędzie leżały porozrzucane zabawkii książki.Konik na biegunach przewrócony był na bok, a w szeroko otwartychoknach powiewały firanki.Ani śladu Jacka i Maggie.Dmuchnął wiatr i świeczka zgasła.Piotr stał bez ruchu, patrząc tępo przedsiebie i usiłując zrozumieć, co tu się stało.Nana zaczęła niespokojnie węszyći skomleć.Pobiegła w stronę łazienki i chwyciła swoim wielkim pyskiem gałkęod drzwi, starając się je otworzyć.Moira przyglądała się wyżłobieniu, po czym przeniosła wzrok na pusty pokój.Piotr słyszał jej jęk i łkanie.Podeszła do otwartego okna i wyjrzała przez nie. Jack! Maggie! Odpowiedzcie mi! zawołała.Piotr zbliżył się do okna i wychylił przez poręcz balkonu.Podwórze było okry-te śniegiem i puste; spenetrował je wzrokiem, tłumiąc w sobie lęk i narastającąrozpacz.40 Jaaack! Maaaggie! krzyknął. Piotrze! rozległ się zdławiony głos.W drzwiach stała Babcia Wendy wpatrując się w coś.Wyciągnęła powoli rękę,wzięła kawałek papieru przyszpilony złowieszczo wyglądającym sztyletem i bezsłowa podała kartkę Piotrowi.Pismo było eleganckie i staranne; widać było, że wykaligrafowała je wprawnaręka.Drogi Piotrusiu, jesteś proszony o przybycie nażyczenie twoich dzieci.Najszczersze wyrazy szacunkuKapitan Jak.Hak.Piotr przeczytał raz jeszcze na głos i z niedowierzaniem wbił wzrok w kartkę.Co się tu, do diabła, dzieje?Za jego plecami znienacka zagdakał ostry, przenikliwy głos; Piotr podskoczyłze strachu.Odwracając się uderzył głową w ramę okienną.Koło domku dla lalek przycupnął Piszczałka; rzadkie włosy sterczały mu nawszystkie strony, a jego złożone dłonie przypominały zwierzęce pazurki.Oczylśniły mu szalonym blaskiem, zwiotczałą twarz wykrzywiał grymas. Musisz polecieć! zasyczał. Musisz ratować Jacka i Maggie! wstrzy-mał na chwilę oddech.Haczyk wrócił!Słysząc to Wendy wyciągnęła kurczowo rękę w stronę Piotra, wywróciła biał-kami oczu i upadła na podłogę.* * *W ciągu pół godziny na miejscu była policja i naprawiono światło.Liza sie-działa przy stole kuchennym przykładając do czoła torebkę z lodem i opowiadająckolejny raz dwóm nieco znudzonym policjantom, że niczego nie widziała i że bę-dzie tego żałować do końca swoich dni.Karetka czekała cały czas przed domem,a siedzący w niej ludzie na próżno czekali, by zabrać Lizę do szpitala. Te małe dzieciaczki potrzebuje mnie tera! Powinnam być z nimi! Wolała-bym sto razy jeszcze dostać tak po łbie, żeby ino były tutaj!Piotr stał przy frontowych drzwiach, obejmując Moirę i patrząc na światła po-licyjnych samochodów i sąsiednie domy.Wszyscy wokół zbudzili się i wyglądalizaciekawieni przez okna.Przy domu Darlingów stała drabina, na którą wdrapałsię policjant, żeby sprawdzić z zewnątrz okna dziecinnego pokoju.Koło Piotra pojawił się inspektor Good, który właśnie zakładał już na siebiepłaszcz.Był zażywnym człowiekiem o okrągłej twarzy, łagodnych oczach i zmę-czonym głosie.Podchodząc uśmiechnął się blado.41 Proszę państwa, zrobiliśmy wszystko, co w naszej mocy.Założyliśmy pod-słuch telefoniczny na wypadek, gdyby ktoś zadzwonił, a dwóch moich najlep-szych ludzi zostanie w pobliżu i będzie do waszej dyspozycji.Poprawił sobie płaszcz na przygarbionych ramionach. Nie ma śladów włamania.Zamki są nienaruszone.Nie ma niczego nadzwy-czajnego oprócz tej dziwnej rysy i śladów psich pazurów.Nawet okna na górze sąw porządku.Musiały zostać otwarte od wewnątrz.Piotr potrząsnął z uporem głową. Zamykałem je przed wyjściem. Dobrze, proszę pana, niech tak będzie Good pogrzebał w kieszeni i wy-jął plastikową torebkę z notatką i sztyletem. Ludzie w Scotland Yardzie przyjrzą się temu.Jeśli wolno zapytać, czysłużył pan kiedyś w wojsku? Nie pamięta pan stamtąd żadnego Jak.Haka?Piotr pokręcił przecząco głową. Inspektorze powiedziała z wahaniem Moira. To może mieć związekz przeszłością mojej rodziny.Moja babcia to Wendy z książki, którą napisał sirJames Barrie.Good przyjrzał się jej. Sir jaki? Niech pani będzie uprzejma powtórzyć. Sir James Barrie, inspektorze.On napisał Piotrusia Pana.Był starym przy-jacielem naszej rodziny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]