[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wy jak cyprysy naszych pól - modrzewie,Stoicie smutnie w opróchniałej korze,W niezrozumiałym dziś gwarzące śpiewie.Przy was mą harfę wędrowną położę,Niechaj jęk wyda, strzaskana przez gromy,Co w wieczność wasze wróci bez klątw może.Lecz cicho teraz! Bo przez świątyń łomyWidzę żałobny wpół, a wpół weselny,Ciągnący orszak duchów mi znajomy,Wzniosły i święty jako hymn kościelny,Co się wylewa w ekstazie ofiary.Czy prawdą jesteś, o ty nieśmiertelnyAdam Asnyk Poezje 119Zawiązku kwiatów niewygasłej wiary?Co bez owoców z drzewa życia spadasz,Jak niedośniony tryumf nocnej mary;Lecz ani barwy wiosennej postradasz,Ani cię splami rozpacz albo trwoga;Ziemi ci braknie, lecz niebo posiadasz,I tak ci przyszłość zaświatowa droga,%7łe otrząśnięty w girlandach przedwcześnie,Z ochotą lecisz kwitnąc w ręku Boga.Prawdą, ach! dla mnie, co powtarzam pleśniePrzebrzmiewające w tylu piersiach rannych,Co m się obłąkał w ciemnościach i we śnie,I tum was znalazł, w jutrzenkach porannych,Przez Drogi Mlecznej zamgloną gwiazdzistość,W pragnieniach do was lecąc nieustannych.Prawdą jest dla mnie ta dziewicza czystość,Z którą płyniecie w światy idealne,Jak meteorów różana ognistość.Serca! grobowców prochami zapalne,Anielskich kwiatów upojone wonią,Ogniki tylko w cmentarzach widzialne.Do was przychodzę z połamaną broniąI z zasłoniętym rękami obliczem;Z wami zgubiłem duszę - idę po nią.Kwitnienie wasze będzie tajemniczemDla światów zgiętych nad codziennym plonem -Lecz w opadnięciu cichem, ofiarniczemPod Chrystusowe nogi, wczesnym zgonem,Spoczywa natchnień nieujęta siła,Co świat nastraja nadzmysłowym tonem.Adam Asnyk Poezje 120Cóż, że się w drżeniu eterów ukryłaI błądzi srebrna po księżyca sierpie?.Do niej się będzie zwracać ziemska bryłaI brać swe blaski, nie wiedząc, skąd czerpie;Aż zwyciężona zgryzotą duchową,"Wstań, ideale! - zawoła - bo cierpię".Tu przed oczami moimi na nowoWidzę was wszystkich wieńczonych jemiołą,Co jest odrodzeń godłem, jak w różowąToniecie światłość, i wieśniacze sioło,Niby betleemską narodzin stajenkę,Rozpromieniacie gwiazdami wokoło.O! stójcie jeszcze.lecz rajską jutrzenkęPokryła ciemność, lecąca w odmęty,I położyła mi na duszy rękę -Wtedy się chyląc z wolna jak kwiat ścięty,Co kładzie twarz swą smutną na mchy rdzawe,Jeszcze nie zeschły, ale już zwiędnięty,Przybrałem cichą umarłych postawę,I chciałem zabić myśl i zamknąć oczyNa wszelką boleść i wstyd, i niesławę.Gdy wtem mnie chmura ciemniejsza otoczy,Z tej chmury skrzydeł wynurzy się dwojeI mnie cudownym zjawiskiem zaskoczy;Aż nagle chmurne odrzuciwszy zwoje,Zstąpił przede mnie jakiś rycerz hardy,W wieczyste duchów zaprawiony boje.Jak płomień jasny, a jak marmur twardy,Nieugiętością zbrojny, nie puklerzem,Mierzył mnie wzrokiem spokojnej pogardy.Dał mi znak, a jam powstał przed rycerzem,Adam Asnyk Poezje 121Niewzruszoności dziwiąc się kamiennej,Którą my, ludzie, za nieczułoić bierzem,A którą, gdy duch napełni płomienny,To jest królową światów, które kruszy,Jedynie godną dzierżyć rząd niezmienny.Ze czcią patrzałem, cichy syn pastuszy,Na tę książęcą postać gromowładną -Co się nie ugnie w gromach i nie ruszy,Co nie rozbroi się litością żadnąI poty miecza do pochwy nie włoży,Aż wyrok spełni nad tymi, co padną.Poznałem, że to jest posłaniec boży,Choć kto on, jeszcze nie odgadłem zrazu,Wpółoślepiony blaskiem tamtej zorzy -I tylko w jego zrenicach z topazuCzytałem straszną, świat łamiącą siłę,Której nie myśli braknie, lecz wyrazu.Tak w dociekania pogrążeń zawiłe,Straciłem z oczu, z serca i z pamięciTerazniejszości zniknioną mogiłę.Jakby zgadując niewyrazne chęci,Duch ten swój oddech w ludzkie ubrał słowaI rzekł po trzykroć: "Przeklęci! przeklęci!Przeklęci, których jutrzenka grobowaKołysze do snu, do łez i nicościI żywcem w łonie potępionym chowa!Dla takich Bóg sam nie znajdzie litości,Bram im przyszłego życia nie otworzyI twarz odwróci swoje od ich kości.Bo kto do tyła duszę swą zuboży,%7łe już z niej zetrze nieśmiertelne piętnoAdam Asnyk Poezje 122I dobrowolnie w prochach się położy,Jak samobójca pierś splamiwszy smętną -Wart, by go zdeptał praw skrzywdzonych mściciel,I nawet pamięć jego będzie wstrętną.Ja nie przychodzę jako pocieszycielZatruwać przyszłość miłością zgnilizny,Ale sąd niosę, wszechwładny niszczyciel -A miecz wyroków, wolny od trucizny,Jest obosiecznym i zadając ciosyZasklepia razem ciężkie wieków blizny.Długo was pieścił Cherub złotowłosyI nad lichymi próchnami się bawił,Wmawiając wielkość w strzaskane kolosy,A przecież z gruzów kolumn nie wystawiłI życia nie wlał w umęczone prochy,Tylko je w tęczy krwawej przez świat spławił,Mistyczną pieśnią napawając śpiochy,A odurzone siedmiu niebios blaskiem,Rzucił w ciemności ów aniołek płochy.Ja więc przychodzę jako burza z trzaskiemDeptać doszczętnie zgniecione owady,Połowicznego istnienia obrazkiemZadowolone, byle ujść zagłady,A życiu, które wyższych szczebli sięga,Dziś krępujące usunąć zawady.Oto jest moja tajemna potęga,Co ma odnawiać bezpłodne ugory!I oto jarzmo, w które ludy wprzęga!Chodz za mną! W świat ten gnijący i chory,Przez drogi pełne klątwy i rozpaczy,Między skowane w łańcuchach upiory,Adam Asnyk Poezje 123Pomiędzy również upiornych siepaczy,Brodzących we krwi, którym wciąż się zdaje,Ze o nich przyszłość świata się zahaczy.Chodz za mną w znojów nieprzebranych kraje!Lepsze są one nizli wyobrazniKłamliwych widzeń utracone raje;Niech cię nie straszy długość ciężkiej kazni,Ani zasmuca wierzchnej pleśni zgniłość.Stąpaj bez wspomnień, żalu i bojazniI zerwij dawną z grobami zażyłość,I całą przeszłość marzeń chciej zostawić,Aby cię znowu nie zbłąkała miłość.To, co upadło, musi w rdzy się strawićI pod martwości szatą taić skrycie,Bez próżnych pokus, aby siebie zbawić;Nie nadwątlone niczym nowe życie,Któremu niańczy grób ten jak kołyska,Nim niemowlęce odrzuci spowicieI rzeczywistą siłę lotu zyska.Niech więc nie jęczy cichy proch człowieczyPod stopą, co go depcze i uciska,Bo odrodzenie światów ma na pieczyI z woli Bożej zostaje deptany,Która mu tryumf ojcostw zabezpieczy.I ty więc losów nie pragnij odmiany,Nie żądaj nigdy łaski ni przebaczeń"."Kto ty? - spytałem - duchu niezbłagany!"A on mi na to: "Jam anioł przeznaczeń".[Neapol, 8 styczeń 1865]Adam Asnyk Poezje 124IIGdzie niegdyś duchom poczynione szkodyMierzyłem bólem połamanych skrzydeł,Tam dziś cierpiące odwiedzać narodySzedłem spokojny pomimo straszydeł,Pod wodzą mistrza, co z ciemnej otchłaniWysnuwał tęczę krwawych malowideł.Przywędrowałem do smutnej przystani,Skąd odbijają od ziemskiego ląduNa niemoc ducha i hańbę skazani.Zastałem tłumy czekające sądu,Co jak spłoszone stada nocnych ptakówWzdłuż huczącego wzlatywały prądu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl