[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odnaleźliśmy dom, z którego wyruszyliśmy do doliny.Weszłam na dziedziniec i zobaczyłam zamknięte drzwi.Zawołałam niepewnie.I tak jak się spodziewałam, nie usłyszałam żadnej odpowiedzi.Mimo to otworzyłam drzwi pokoju Guski.Był pusty, brakowało nawet mebli.- Kildo… wszystko zniknęło… moje rzeczy… moja muszla… wszystko! Wszystko zniknęło!Oomark wybiegł z pokoju, który kiedyś zajmował.Bartare nawet nie podeszła do swoich drzwi.Stanęła przy wyschniętej sadzawce.- Oczywiście! - W jej glosie zabrzmiało dawne zniecierpliwienie.- Wszystko zniknęło, już dawno temu!Znaczenie tego, co widzieliśmy, chyba nie dotarło jeszcze do Oomarka, aż do tej chwili.Chłopiec nagle zbladł jak papier.Potem podszedł do Kosgro i zapytał drżącym głosem:- Zatem to prawda, że nie było nas długo, bardzo długo?Kosgro nie próbował go uspokoić.Zamiast tego odpowiedział tak, jakby Oomark w okamgnieniu wydoroślał.- To prawda, Oomark.- Chciałbym… chciałbym, żeby zostawili mi chociaż muszlę powiedział chłopiec.- Należała do mojego ojca, kiedy był mały.Pragnął, żebym zachował ją na pamiątkę.Ruszył do bramy, a potem odwrócił się i zapytał:- Jeśli nikogo tu nie ma, to co teraz zrobimy?- Nie byliśmy jeszcze w porcie.Jeżeli ktokolwiek tutaj został, to tam powinniśmy go - albo ich - znaleźć.Nie weszliśmy do żadnego innego domu.Pospieszyliśmy ulicami miasta.Nie spotkaliśmy niczego z wyjątkiem milczących ruin.I tak dotarliśmy do płyty lądowiska.Ziała pustką.Zresztą nawet nie spodziewaliśmy się, że zobaczymy tam jakieś statki.Płytę znaczyły ślady wypalone przez lądujące rakiety, ale takie blizny powstające przy hamowaniu nie znikały przez całe lata.- Wieża kapitanatu - rzekł Kosgro jak gdyby do siebie i ruszył zdecydowanym krokiem przez skraj spalonej płyty do tego budynku, który był sercem czynnego portu, wypełnionym komputerami i środkami łączności.Jeśli rzeczywiście zostaliśmy tutaj sami - moje serce zabiło gwałtownie - to może udałoby nam się wezwać pomoc z gwiazd, o ile łączność wciąż działa.Przyspieszyłam, a dzieci zaczęły biec, żeby zrównać się z Kosgro, który ruszył wyciągniętym krokiem.Dotarliśmy do głównych drzwi wieży i okazało się, że są zamknięte.Ale mechanizm otwierający wciąż działał i rozsunął je przed nami.- Jest tu ktoś? - zawołał Kosgro, a jego głos odbił się w wieży grzmiącym echem.Rozdział osiemnastyZa moment pomyślałam, że wolałabym, by tego nie zrobił, bowiem jego głos wzbudził głuche echa i wrócił do nas przekształcony w niesamowity jęk.Nie spodziewałam się żadnej odpowiedzi, aż podskoczyłam więc, kiedy znikąd rozległy się słowa wypowiedziane władczym tonem:- Kto tam?Przez chwilę prawie uwierzyłam, że znaleźliśmy się z powrotem w szarym świecie, gdzie takie zdarzenia nie były niczym nadzwyczajnym.- Zwiadowca Kosgro i jego ludzie - odparł mój towarzysz.Potem podszedł do jednego z ekranów systemu łączności wewnętrznej i przebiegł palcami po klawiaturze, żebyśmy ukazali się na wszystkich działających ekranach w budynku.Usłyszałam stłumiony okrzyk, a potem słowa:- Mostek kontroli lotów.Skorzystajcie z eskalatora i wjedźcie na górę.Ściana na prawo od nas rozsunęła się, ukazując otwarty szyb.Weszliśmy do środka, zostaliśmy złapani przez snop energii i wyniesieni na górę.Żelazna ręka, ściskająca moje wnętrzności, rozluźniła się.Nie byliśmy więc sami na Dylanie! Cokolwiek wydarzyło się na tej planecie od czasu, kiedy wyruszyliśmy na nieszczęsną wyprawę do doliny, z pewnością nosiło znamiona katastrofy, ale przynajmniej nie oznaczało końca naszego gatunku.Dotarliśmy na mostek wieży.Gdy drzwi szybu się rozsunęły, ujrzeliśmy trzech oczekujących na nas mężczyzn.Nie zobaczyłam wśród nich znajomych twarzy.Zrozumiałam, jak niemądra była moja nadzieja na spotkanie komendanta Piscova, dla którego niezbitym dowodem na prawdziwość naszej opowieści stałby się fakt, że nas tutaj widzi.Ci trzej wyglądali staro i każdy miał na sobie połatany i wytarty mundur.Dwóch należało do planetarnej milicji, trzeci był strażnikiem.Trzymali odbezpieczone lasery; wsunęli je do otwartych kabur przy pasie, kiedy weszliśmy na mostek.- Kim jesteście? - zapytał ten, który wyglądał na dowódcę.- Pierwszy Zwiadowca Jorth Kosgro, Kilda c’Rhyn, Bartare i Oomark Zobak - odpowiedział za nas wszystkich Kosgro.- Wasz statek… gdzie się rozbił? - Strażnik wysunął się o krok naprzód.- Jesteście uchodźcami?- Z tego, jak wyglądają, wynika, że ledwie uszli z życiem.Oficer machnięciem ręki przywołał strażnika do siebie.- I coś mi się wydaje, że są bardzo głodni.Siadajcie, a ty, Brolster, przynieś coś do zjedzenia.Zasiedliśmy na miejscach tych, którzy kontrolowali przylatujące i odlatujące statki kosmiczne, spożywając strawę, o której istnieniu niemal zapomniałam.Cokolwiek się tutaj stało, wciąż mieli samopodgrzewające się pojemniki pełne jedzenia, jakim należy rozkoszować się wolno, kęs po kęsie.Kiedy jednak zaspokoiłam pierwszy głód i rozejrzałam się po pomieszczeniu, zobaczyłam, że nie jest to miejsce, gdzie się pracuje.Wiele urządzeń, okrytych osłonami i zabezpieczonych, wyglądało tak, jak gdyby od dawna były wyłączone.Prawdę mówiąc, tylko wysoki pulpit, gdzie zasiadł mężczyzna, który przedstawił się nam jako dowódca sekcji Weygil, sprawiał wrażenie, że ciągle jest używany
[ Pobierz całość w formacie PDF ]