[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czy dokumenty już są?Ktoś z prezydium kładzie przed nimi papiery.JAGIELSKI: Podpisujemy.WAŁĘSA: Tak.Każdy z nich pochyla się nad swoją kopią tekstu porozumienia.Maciek podnosi oczy znad stołu i ponad morzem głów, wypełniających salę, odnajduje stojącą przy wejściu sylwetkę Agnieszki.Uśmiecha się do niej, a choć tego uśmiechu z tak daleka nie widać, ona też odpowiada mu uśmiechem.W chwilę potem nieprzeliczona rzeka stoczniowców rusza przez dziedziniec ku bramie.Na czele tego spontanicznego pochodu, uniesiony w ramionach najbliższych towarzyszy walki, płynie w słonecznym powietrzu Wałęsa.Okrzyki i oklaski milkną.Wałęsa wspina się na bramę i pochyla się ku wielotysięcznemu tłumowi, czekającemu na jego słowa za ogrodzeniem stoczni.WAŁĘSA: Faktem jest, tak jak powiedziałem pierwszego dnia: że zwyciężymy – i zwyciężyliśmy.Taka jest krótka prawda.Powiedziałem: ja wychodzę ostatni; tak zrobię i wyjdę ostatni.Bóg zapłać, ja idę do pracy, do zobaczenia.Zeskakuje na ziemię i znika z oczu zebranych.Burza oklasków, krzyki, pieśni.Brama powoli otwiera się i po raz pierwszy od z górą dwóch tygodni umęczona załoga stoczni miesza się z tłumem swoich najbliższych, który wiernie towarzyszył jej przez cały czas strajku.Pusta sala, w której jeszcze przed kilku minutami tłoczyli się delegaci, dziennikarze i goście.Setki opróżnionych, porozsuwanych krzeseł, na podłodze papiery, śmiecie, niedopałki rozsypane z przepełnionych popielniczek.Zza okien dobiega huczący jak morze, radosny, zwycięski śpiew „Jeszcze Polska nie zginęła…”Winkel powoli rusza w stronę wyjścia.W połowie drogi spotyka nieruchomo stojącego wśród krzeseł Dzidka.WINKEL: Dzidek!Przedziera się szybko ku niemu, potrząsając niedowierzająco głową.WINKEL: Wie pan, ja nie mogłem uwierzyć i właściwie jeszcze nie wierzę.Ale udało się, udało…Dzidek wyszarpuje mu spod kurtki mikrofon na cienkim kabelku.DZIDEK (lodowato): Teraz może już pan to nosić na wierzchu.WINKEL: Dzidek, nie, to nie tak, naprawdę…DZIDEK: Niech pan tu zaczeka, aż wszyscy się rozejdą.Niech pan nikomu nie gratuluje i nikomu nie podaje ręki.WINKEL: Dzidek, ja panu wszystko wytłumaczę…DZIDEK: Nie ma po co.Ten pan nam wszystko powiedział.Wskazuje głową za siebie.Winkel przenosi tam wzrok i widzi w drzwiach nieruchomą postać Ogrodnika – tego samego, który go kiedyś odbierał na dworcu, a potem wiózł do Badeckiego i na końcu wręczał mu dowód rejestracyjny i kluczyki do „Fiata”.WINKEL (obraca się z powrotem do Dzidka): Czy mogę się chociaż pożegnać z panem?DZIDEK: Już pan to zrobił.Odwraca się tyłem, podchodzi do Ogrodnika i obaj nie oglądając się na Winkla opuszczają salę.Zza okien dochodzi teraz gromki, wielotysięczne „Sto lat!.” Pusta ulica przed stocznią.Wszyscy już się rozeszli, zostały tylko pęki kwiatów na otwartej bramie.Z dziedzińca stoczni wychodzi na ulicę Winkel.Idzie powoli, jak człowiek ciężko chory i śmiertelnie tą chorobą wyczerpany.Głowę ma nisko opuszczoną, a oczy wbite w ziemię.BADECKI: Panie Winkel!Winkel podnosi głowę.Widzi przed sobą samotny wóz z opuszczoną tylną szybą.Przez okno wozu patrzy na niego Badecki.Winkel powoli zbliża się do niego.BADECKI: Panie Winkel, co pan taki przegrany? Pan wierzy w to porozumienie? Przecież ono nie ma żadnej mocy prawnej.Ot, świstek papieru, podpisany pod przymusem.Głowa do góry, panie Winkel.To dopiero pierwsza runda.Zmierzch.Zwały ciemnych chmur, gnanych bałtyckim wiatrem, przewalają się po niebie.Środkiem wiaduktu – tego samego, pod którym dziesięć lat temu zginą jego ojciec – nadchodzi Maciek.Jest milczący, poważny, skupiony.Zatrzymuje się w tym samym miejscu, z którego wówczas obserwował krzątaninę milicyjnych radiowozów, wojskowych gazików i karetek.Klęka i robi ręką uroczysty znak krzyża.MACIEK (bardzo cicho): Chciałbym ci powiedzieć, że wygraliśmy, bo udało się to, o co nam chodziło w 68 roku, a wam w siedemdziesiątym.I teraz już wiem na pewno, że się nigdy nie damy podzieli, nigdy się nie damy oszukać; przetrzymamy nawet najgorsze.Przepraszam, że ci mało wierzyłem; ale teraz wszyscy zobaczyliśmy prawdę i tego już się nie da cofnąć ani wymazać.Mam nadzieję, że teraz jesteś ze mnie zadowolony.To właściwie tyle, co ci chciałem powiedzieć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]