[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Traktowała go jak brata i to młodszego.John mó­wił jej to nieraz.Trzymała Paula, aby nie spaść z motoru i aby ogrzać się ciepłem, które emanowało z jego ciała.Ona w za­mian dawała mu swoje ciepło.Na jej damskim Rolexie upłynęły trzy godziny, a śnieg i lód pozwoliły im na przejechanie nie więcej niż stu mil.Może nawet mniej.- Jak myślisz, czy śnieżyca przybierze na sile, gdy John bę­dzie posuwał się na południe?- Myślę, że tak.Ale może tutaj już wkrótce trochę osłabnie.Spójrz w górę.- Paul!Pierwszy raz od ponad godziny odwrócił się twarzą do niej, Jego brwi były pokryte skorupą lodu.Twarz miał sino-czerwoną, a miejscami, szczególnie na policzkach, nabrzmiałą krwią.Nagle zdała sobie sprawę, że Paul osłania ją od wiatru własnym ciałem, podczas gdy sam ma zupełnie odkrytą twarz.- Zatrzymaj motor, natychmiast! Musimy.- krzyczała mu do ucha.- Co? - Potrząsnął lekko głową i usłyszała sprężenie silnika, gdy zmniejszał biegi, powoli hamując, ażeby nie wpaść w po­ślizg.Motor zaczął zwalniać i zachwiał się lekko, gdy Paul nie­co się podniósł.Natalia wysunęła nogi, umiejętnie balansując.Zatrzymali się.- Pozwól mi prowadzić - powiedziała zsiadając.Spojrzał na nią.Oczy łzawiły mu od wiatru, lecz pomimo to uśmiechnął się.- Gdybym dopuścił do tego, że coś stałoby się twojej twarzy, to, niezależnie od tego, że John nigdy by mi nie wybaczył sam również nie darowałbym sobie.Zarzuciła mu ręce na szyję, przez długą chwilę przytulając go mocno, potem cofnęła się.Już od pewnego czasu pozwalała sobie na takie spontaniczne reakcje.Rubenstein traktował ją w ten sam sposób.Ściągnęła z głowy jasnoniebieską chustę.Zro­biła krok w jego stronę i powiedziała:- Więc zawiąż sobie to na twarzy i zatrzymuj się na pięć minut co pół godziny.Jedno i drugie albo nie pojadę ani mili dalej.- Ale.- Żadnego ale.Postanowiła, że jeżeli on będzie uparcie traktował ją jak da­mę, ona w odwecie będzie traktowała go jak małego chłopca, narzucając mu swoją wolę.Zawiązała mu chustkę na szyi, na­ciągając ją tak, aby przykryła całą twarz poniżej oczu.- Wyglądasz zupełnie jak bandyta.Przystojny bandyta - za­śmiała się.Rubenstein pokręcił głową, wzruszył ramionami i zapytał lekko stłumionym głosem:- Możemy jechać?- Tak.Jeśli chcesz, możemy.Ale tylko przez pół godziny, potem odpoczynek.- Zgoda - powiedział, ponownie dosiadając Harleya.Usiadła za nim.Gdy maszyna ruszyła, wtuliła głowę w koł­nierz utworzony z fałd śpiwora.To wszystko, co mogła zrobić.W uszach dzwoniło jej z zimna, choć przykrywały je włosy.Obmyła twarz Paula i zaczęła ją masować.Schronili się pod mostem przed z wolna słabnącą zawieją.Z przymocowanych do motoru i mostu gałęzi utworzyli zasłonę od wiatru.Było ciemno.Noc zapadała szybko.- Nie musisz.- Masuję ci twarz, ponieważ cię kocham i chcę, żebyś był zdrowy.- Nie musisz.- Chcę.Kocham was obydwu.Wiesz o tym.- Ale jego kochasz inaczej, to także wiem.Dziecko nie za­wsze śpi, kiedy myślisz, że śpi.- Rubenstein uśmiechnął się, a potem skrzywił.Widocznie zabolała go twarz ściągnięta w uśmiechu.- Odpocznij - poradziła Natalia.- To jest dowcipny facet, prawda? Myślę o Johnie - zagadnął jak gdyby od niechcenia.- Tak, owszem - odpowiedziała.Miała ochotę na papierosa, jednak wciąż musiała nacierać jego twarz, aby pobudzić krąże­nie krwi.- Jak twoje ręce i stopy?- Lewa stopa jest trochę sztywna, ale nie sądzę, żeby.- Rourke nie jest jedynym człowiekiem na tym padole łez, który wie coś o szkodach, jakie może wyrządzić ciału mróz - powiedziała karcąco.- Połóż się.- Hej! Nie mogę przecież.- Rób, co mówię - nakazała Natalia.Zaczęła odwiązywać sznurowadła i zsuwać lewy but Paula.Stopa wydawała się jej wilgotna.Ściągnęła z niej dwie skarpe­ty.Skorupa podeszwy miała bladożółty kolor.- To może szybko zmienić się w odmrożenie - rzuciła.Odpięła płaszcz, jednocześnie odrzucając śpiwór do tyłu.Zdjęła koszulę, którą dostała do Rourke’a i odpięła błyskawicz­ny zamek czarnej bluzy, po czym wzięła jego stopę i przyłożyła do nagiego brzucha.- Hej! Ty!- Spokojnie! Powiedz, gdy odzyskasz czucie.Jak druga sto­pa?- W porządku.- Trzymaj ją tak i nie ruszaj - poleciła mu, a sama sięgnęła do drugiej stopy i zaczęła rozsznurowywać but.Jej palce były zdrętwiałe, zaś uszy przemarznięte, wysmagane strumieniami zimnego powietrza.- Ta barwna chusta, którą założyłaś mi na twarz, pachnie tobą.To znaczy, tak samo jak twoje włosy - stwierdził nieśmia­ło Rubenstein.- Dzięki, Paul - szepnęła Natalia zdejmując obydwie skarpe­ty z jego prawej nogi.Podeszwa stopy była również bladożółta, choć nie tak bardzo jak lewej.Znów poczuła dotyk lodowatej skorupy na brzuchu i wzdrygnęła się.- Kochasz Johna? Chodzi mi o prawdziwą miłość - spytał Paul.Zamknęła na chwilę oczy.Poczuła pulsowanie w powiekach i znów je otworzyła.- Tak, wiesz przecież, że go kocham.- Tak mi, cholera, przykro, gdy myślę o was obojgu.Oczy­wiście to nie moja sprawa.Ale John i Sarah.- Śmiało.Mów, jeśli chcesz.- Widzisz, on.To dlatego, że on nie wie, czy Sarah jest bezpieczna.Czy nie żyje, przypadkiem, z minuty na minutę.Dlatego.- Kiedyś słyszałam takie zdanie w amerykańskim filmie: “Czy można walczyć z duchem?” Nie, nie można, choćby z żyjącym duchem.I ja nie chcę walczyć.Szanuję Johna za to, co robi.Za to, że tak uparcie poszukuje żony.Za.Nigdy nie poruszała tego tematu.Nie chciała o tym mówić, nie chciała nawet o tym myśleć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl