[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie dość, że straciłahacjendę, to jeszcze musi się zamartwiać brakiem wiadomości o córce.490‒ A Carvajal i Montilla postawią na swoim, nie otrzymają kary za swąniegodziwość.‒ Najgorzej, że ludzie mieszkający w pobliżu Vilcabamby niczego sięnie spodziewają i może dojść do prawdziwej rzezi.A gdy skarb wpadnie wręce tych dwóch łotrów, wtedy będą już całkiem bezkarni i mogą narobićnaprawdę dużo złego.‒ Tyle czasu skarb był bezpieczny w ukryciu, a teraz im się dostanie.To niesprawiedliwe!‒ Nie żal ci, że tyle się natrudziłeś i w ostatniej chwili wszystko prze-padło? ‒ zapytała ona.‒ W sumie nie było tak źle.Dzięki temu poznałem ciebie.Choć wy-obrażałem sobie lepszy koniec, niż zamarznąć tu na śmierć.‒ Co sobie wyobrażałeś?‒ Bo ja wiem? Jak byłem młody, myślałem o czymś chwalebnym.Wkażdym razie wolałbym nagłą śmierć.‒ Przeżyjemy.Mam swoje lusterko z obsydianu, a ty masz czerwonekipu.To są talizmany.Umina przytuliła policzek do twarzy Sebastiána i zmieścili się oboje wciemnej wypolerowanej powierzchni zwierciadła.Patrzyli na swoje odbi-cie: dwie istoty z dawnego świata, wyłaniające się z kamienia, żeby zajrzećw niepewną przyszłość.‒ Najbardziej żałuję, że nie spotkałem cię wcześniej.Kiedy byliśmy wYucay, myślałem, że tak mogłoby wyglądać nasze wspólne życie.Podoba-ło mi się.‒ Mów dalej, nie przerywaj ‒ poprosiła ona.Sam się zdziwił, że to powiedział.Zwłaszcza w obecności Qaytu.Poka-zał dyskretnie na mulnika.Indianin wzruszył ramionami, uśmiechając się,jakby chciał powiedzieć: „I co tu się wstydzić? W tej sytuacji i w takimmiejscu.”.Wykonał serię ruchów z zakrywaniem dłonią ust i podał inży-nierowi bukłak z wódką.‒ Qaytu mówi, że nikomu nie powie ‒ przetłumaczyła Umina.‒ A tawódka to chyba po to, żeby podtrzymać cię na duchu.Słyszałam, że491żołnierze dostają wódkę tuż przed walką.Mulnik poszperał w kieszeniach i wyjął resztki biszkoptów suchych jakokrętowe ciastka.Mimo to połknęli je w okamgnieniu.‒ Powoli, przeżuwajcie powoli ‒ poradził inżynier.‒ Hermógenes, cie-śla z „Áfriki”, opowiadał mi, że pewnego razu, po jakiejś katastrofie mor-skiej, kiedy już prawie nie mieli co jeść i zostały im tylko suchary, na śnia-danie każdy dostawał po jednym, oglądał go czule i chował.W porze obia-du na dany znak wyjmowali te suchary, ugryźli raz i znowu chowali.Awieczorem, na kolację, zjadali całego.Tak udało im się przeżyć.Roześmieli się wszyscy troje.Po kilku okrążeniach bukłak był prawiepusty, a im zrobiło się raźniej i cieplej.Potem zapadła cisza, zmogło ich zmęczenie i zasnęli.I czy to podwpływem alkoholu, wydarzeń minionego dnia, czy też z powodu bliskościMetyski, która spała w jego objęciach pod tym samym kocem, przyśnił musię dziwny sen.Widział w nim wielki kamień podobny do Ñusta Hispana.Siedziała nanim Umina.Spod jej spódnicy wypływały rzeźbione figury i rozpierzchałysię we wszystkich kierunkach.Było ich mnóstwo, a oddalając się, zamie-niały się w doliny, rzeki i góry, znikające na horyzoncie.Dziewczyna wie-działa, że on na nią patrzy, i podniosła do góry prawą dłoń.W pierwszejchwili nie zrozumiał tego gestu.Dopiero potem zorientował się, że trzymaw palcach czerwoną nitkę.Kiedy podniosła dłoń jeszcze wyżej, zobaczył,że drugi koniec tej nitki wypruwa się z piersi Metyski.Być może z jej ser-ca.Trudno powiedzieć, bo to było tak, jakby ona, pociągając za tę nitkę,pruła swoje ciało.Robiła się w nim dziura, przez którą widział niekończącysię labirynt drzwi i schodów.Czerwona nitka zaczynała żyć własnym ży-ciem, osuwała się i łączyła ze skałą przykrytą spódnicą Uminy, zamieniającsię w gęsty płyn tryskający z ciemnego źródła.To była krew, krwawe łzyZmęczonego Kamienia płaczącego nad losem ludzi, którzy zginęli, prowa-dząc go do Cuzco.Tronem Metyski nie była już twarda skała, tylko lepkaplątanina żywych, pulsujących trzewi, z których wysuwały się żyły niczymmacki, owijały się wokół niego, pięły się coraz wyżej, ciągnęły i dusiły, a492on nie mógł się od nich uwolnić.W tym momencie poczuł, że ktoś szarpie go za ramię i woła:‒ Wstawaj!‒ Co się dzieje? ‒ podskoczył.‒ Posłuchaj ‒ powiedziała Umina.Na zewnątrz coś sapało i huczało, jakby toczyły się kamienie.Hałas do-biegał od strony lodowca [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl