[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niecierpliwie otworzył opakowanie.- Czy mogę dostać moją walizeczkę z instrumentami? - poprosił.Dwaj służący dostarczyli mu niebawem zniszczoną, szarą walizeczkę.Otworzył ją, wyciągnął rozmaite przyrządy i zaczął pobierać mikroskopijne wycinki drewna, piórek i krzemiennego grotu strzały.Wykorzystując posiadane środki chemiczne, przygotował pierwszy test, potem następny.Helmar obserwował pilnie jego czynności; wkrótce pojawiła się również Loris, najwyraźniej wezwana.- Czego szukasz? - zapytała.Ciągle jeszcze była spięta.- Chciałbym poddać analizie ten krzemień - odrzekł Parsons - ale nie mam takich możliwości.- Przypuszczam, że znajdzie się u nas odpowiedni sprzęt - odezwał się Helmar.- Ale na wyniki trzeba będzie poczekać.Wyniki były gotowe po godzinie.Parsons przeczytał raport laboratoryjny, po czym wręczył go Loris i Helmarowi.- Piórka są sztuczne - oznajmił.- Z termoplastu.Drewno to cis.Grot wykonano z krzemienia, ale do jego obróbki użyto metalowego narzędzia, czegoś w rodzaju dłuta.Oboje popatrzyli na niego w osłupieniu.- Ale przecież widzieliśmy, jak zginął - zaprotestowała Loris.- W przeszłości, w roku 1579.W Nowej Anglii.- Wiecie, kto go zastrzelił? - zapytał Parsons.- Tego nie zauważyliśmy.Zbiegał z urwiska, a potem upadł.- Ta strzała - rzekł Parsons - nie została wykonana przez Indian z Nowego Świata w szesnastym wieku.W ogóle przez nikogo z tamtego stulecia.Biorąc pod uwagę tworzywo, z jakiego zrobione są piórka, musiała powstać po roku 1930.Corith nie został zamordowany przez nikogo z przeszłości.12Jim Parsons i Loris stali na balkonie Kwatery w ciemności wieczoru i wpatrywali się w odległe światła miasta, bezustannie zmieniające swój układ na tle czystego, nocnego nieba.Przeróżne wzory błyszczały i migotały w oddali wszystkimi kolorami.Jak gwiazdy stworzone ludzką ręką, pomyślał Parsons.- Gdzieś w tamtym mieście - odezwała się Loris - wśród tamtych świateł jest ktoś, kto przygotował strzałę i wystrzelił ją w pierś mojego ojca.Tak samo jak tę drugą, która wciąż tkwi w jego ciele.A ktokolwiek to jest, pomyślał Parsons, posiada maszynę do przenoszenia się w czasie.Chyba że.ci ludzie wodzą mnie za nos.Skąd mam wiedzieć, czy Corith naprawdę zginął w Nowej Anglii w 1579? Mógł zostać zastrzelony tutaj, a cała historia to stek kłamstw wymyślonych przez tych ludzi.Ale czy wówczas zadawaliby sobie trud, by sprowadzać lekarza z przeszłości? Tylko po to, by ożywił człowieka, którego sami zamordowali?- Skoro dwukrotnie wracaliście w przeszłość od czasu pierwszej śmierci Coritha, to dlaczego nie widzieliście, kto go zaatakował? - zapytał Parsons.- Strzały nie mają dużego zasięgu.- To skalista okolica - odrzekła.- Wzdłuż całej pJaży ciągnie się urwisko.A mój ojciec.- zawahała się - trzymał się na uboczu.Stronił nawet od nas.Byliśmy dokładnie nad„Złocistą Łanią" i obserwowaliśmy Drakę'a i jego ludzi przy pracy.- Nie widzieli was?- Mieliśmy na sobie okrycia ze skór.Stroje z tamtej epoki.A oni krzątali się całkowicie pochłonięci pracą na swoim okręcie.- Dlaczego strzała - zastanawiał się Parsons - a nie kula z muszkietu?- Nigdy nie potrafiliśmy tego wyjaśnić - odrzekła Lo-ris.- Ale Drake'a nie było na okręcie.Zniknął wraz z grupką swoich ludzi.To utrudniało mojemu ojcu zadanie.Musiał czekać.I nagle Drakę pojawił się w oddali, na plaży.Odbywał chyba naradę ze swoimi ludźmi.Mój ojciec zbiegł wtedy na dół i straciliśmy go z pola widzenia.- Jakiej broni chciał użyć Corith, żeby zabić Drake'a?- Tuby bojowej.Pokażę ci.Loris poszła do swojego pokoju i po chwili wróciła na balkon, niosąc broń, którą Parsons już znał.Taką posługiwali się shupo, coś takiego miał również Stenog.Najwidoczniej była to standardowa broń ręczna tej epoki.- A co pomyślałaby załoga Drake'a? Oni przecież wiedzieli, jaką broń mają Indianie.- Im bardziej byłoby to tajemnicze, tym lepiej - odrzekła Loris.- Zależało nam tylko, żeby dostać Drake'a.I żeby tamci wiedzieli, że zginął z ręki czerwonoskórego człowieka.- A skąd by się dowiedzieli?- Mój ojciec postarał się o to, żeby wyglądać jak Indianin.Miesiącami pracował nad swoim przebraniem.Przynajmniej tak mi mówiły matka i babka, mnie, oczywiście, nie było wtedy jeszcze na świecie.Ojciec miał w podziemiach swój warsztat, zaopatrzony we wszystkie potrzebne narzędzia i materiały.Trzymał swe przygotowania w sekrecie nawet przed swoją matką i żoną.Przed każdym zresztą.Ale rzeczywiście.- przypominając sobie coś, Loris zmarszczyła brwi z zakłopotaniem - nigdy nie włożył na siebie takiego kostiumu, dopóki nie znalazł się z powrotem w tamtych czasach, w Nowej Anglii.Dopiero kiedy opuścił statek czasu i oddalił się.Twierdził, że to zbyt niebezpieczne, by nawet rodzina oglądała go w tym stroju, zanim nadejdzie właściwa pora.- Dlaczego? - spytał Parsons.- Nikomu nie ufał, nawet Nixinie.Tak mówią.Czy to cię nie dziwi? Chyba powinien był uwierzyć swojej matce.Ale.Loris przerwała.Na jej twarzy znów pojawił się wyraz zażenowania.- W każdym razie pracował w warsztacie sam, nikomu nic nie mówiąc - podjęła po chwili wątek.- Podobno wściekał się, gdy ktoś próbował go wypytywać.Jepthe twierdzi, że kilkakrotnie oskarżał ją o próbę szpiegowania.Był pewien, że ktoś śledzi go przy pracy i próbuje uzyskać dostęp do warsztatu w jakichś złych zamiarach.Więc oczywiście zamykał go na klucz.Zamykał się też od środka, gdy pracował^ Uważał, że prawie wszyscy są przeciwko niemu.A szczególnie służba.Dlatego nie miał żadnego służącego.Facet musiał być paranoikiem, pomyślał Parsons.Ale to pasowało do tej wielkiej idei, głębokiego poczucia krzywdy i nienawiści.Jak łatwo idealiście owładniętemu jakąś pasją stać się ofiarą zaburzeń umysłowych.- Tak czy inaczej, w końcu i tak miał zamiar się ujawnić - ciągnęła Loris.- Chciał, żeby wszyscy go widzieli, kiedy będzie zabijał Drakę'a - po to, by załoga okrętu mogła po powrocie zameldować królowej, że czerwonoskórzy mają broń przewyższającą poziomem technicznym uzbrojenie Anglików.Dla Parsonsa była to pokrętna logika.Ale co to miało za znaczenie? Tych ludzi nie obchodziły szczegóły.Byli zapatrzeni w swój wielki plan.To się liczyło, a nie idiotyzmy w rodzaju użycia ręcznej broni pochodzącej z dwudziestego piątego wieku w szesnastym stuleciu.A Anglicy z pewnością byliby pod wrażeniem.- Dlaczego nie możecie realizować swojego planu bez Coritha? - zapytał.- Znasz tylko pierwszą część naszego programu - odrzekła Loris.- A jaka jest ta druga?- Naprawdę chcesz wiedzieć? Po co?- Powiedz mi, proszę.Loris westchnęła i zadrżała.- Wejdźmy do środka - poprosiła.- Ta ciemność mnie przygnębia.Opuścili balkon i znaleźli się w apartamencie Loris.Parsons był tu po raz pierwszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]