[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A on nadal sypiałby z zamężną hrabiną, nadużywał trunkówi nigdy więcej by nie pozwolił, aby ktoś zajrzał mu w głąb duszy.Wiedział, że różne są oblicza strachu.Człowiek boi się tylko przedi po bitwie, nigdy podczas niej.Podczas bitwy robi się po prostu, co trzeba.Dopiero potem przychodzi ból.A wcześniej boli samo czekanie.I to także była miłość.264Rozejrzał się wokół.Wszystko, co sprawiło, że był tym, kim był,zaczęło się tutaj, w tych lasach, gdy podpatrywał żmije, nornice i tympodobne stworzenia.Tu wykształcił w sobie umiejętność dostrzegania związków i wyprowadzania konkluzji.Tu ćwiczył swą cierpliwość, zwinność, precyzję.Tu nauczył się widzieć złożoność w pozornie prostych, zwodniczo prostych sprawach.I tu po raz pierwszy poznał smak namiętności.Tu nauczył siekochać.Podniósł wzrok ku górze.Przesączający się przez gałęzie blaskpóznego słońca przywiódł mu na myśl witraże w Gorringe.,Wiani,nadzieja, miłosierdzie." Największą cnotą jest miłość, powiada Pismo.Niektórzy mówią, że miłość i miłosierdzie to jedno i to samo.Ale wszystko to.O, do diabła.A wszystko razem to chrześcijańskie cnoty!Przystanął gwałtownie.Parsknął śmiechem.Chyba nie zdarzyłosię dotąd, aby ktoś wypowiedział czy pomyślał te słowa - do diabła"i chrześcijańskie cnoty" -jednym tchem, tak jak on.Witraże i grobowiec w Gorringe ufundował hojny dobroczyńca.Dałby sobie rękę uciąć - lewą, zranioną - że tym hojnym dobroczyńcą był Richard Lockwood.Elementy układanki wskoczyły na miejsce. No jasne" - tak powiedział James, patrząc na odwrotną stronęminiatury z podobizną Anny Holt.A co było napisane na odwrotnej stronie miniatury? Dla Susanny Faith".Faith, wiara, to jedna z chrześcijańskich cnót.A Sylviemiała na drugie imię Hope - nadzieja.Założyłby się, że Sabrina miała na drugie Charity.Co oznaczamiłosierdzie.Każda z miniatur to był trop.Lubiący bawić się słowem RichardLockwood wykorzystał imiona córek jako znaki, wskazujące drogędo miejsca, gdzie ukrył dowody.Jutro.Pójdzie tam jutro.Musi pójść.Dla Susanny.I.no cóż.Na honor, miał ochotę przyłożyć za to Johnowi.26518W ieczór minął spokojnie i cicho.Zaczęty z ciotką Frances czytać kolejną powieść, tym razem niesamowitą, i Susanna dość długonie mogła zasnąć, choć prawdę mówiąc, przeszkadzały jej w tym nietylko powieściowe duchy, lecz i wspomnienie tego, co przeżyła z Kitem.Obudziła się jednak o zwykłej porze.A gdy o równie zwykłejporze wyszła na dwór ze szkicownikiem pod pachą, okazało się, żeprzed furtką czeka na nią wicehrabia.Jej narzeczony.Stanęła i przez chwilę po prostu na niego patrzyła.Jakie to szczęście, że on istnieje.Jak cudowna jest radość, która ogarniają na jegowidok.Która sprawia, że niebo nad głową i grunt pod stopami zdająsię jednym i tym samym.Podeszła do niego, a on wyciągnął rękę i ją przygarnął.Uniosłatwarz, a on pocałował ją w usta, słodko i zwyczajnie.Od tej porybędą przecież mogli się całować, ile zechcą i jak zechcą: i słodko,zwyczajnie, i zachłannie, namiętnie.Twarz miał chłodną, tak jakby już dosyć długo przebywał nadworze.Usta leciutko pachniały herbatą, ale też były chłodne.A oczyznowu miał podkrążone.I nie był ogolony.Przyjrzała mu się krytycznie.I zrozumiała.- Pilnowałeś mnie - powiedziała z bijącym sercem.- Przez całąnoc.To dlatego wyglądasz tak.- Przystojnie? - dokończył.Susannę ogarnęły wdzięczność i uwielbienie tak wielkie, żeserce, zdawało się, nie zdoła ich pomieścić.Ukryła jednak teuczucia.Inaczej ten wrażliwy, rycerski mężczyzna poczułby sięniezręcznie.- Dzisiaj - zdecydowała - kiedy ciocia Frances się położy, wpuszczę cię do mojego pokoju.Skoro naprawdę musisz mnie pilnować,będziesz spał w fotelu.Wyjdziesz, zanim ciotka wstanie.Nie pozwolę, żebyś w ogóle nie spał.266Pomyślał przez chwilę i skinął głową.Chyba mu się spodobało, że ktoś mu rozkazuje.Podał jej ramię i poprowadził wysadzoną drzewami drogą, tym razem jednak nie do lasu, lecz w kierunku przeciwnym, do Różanego Dworku.Susanna rozejrzała się poogrodzie.- Nie sądziłam, że rośnie tu coś tak pospolitego jak róże - zażartowała.Nie roześmiał się.Odwrócił się do niej.Ich usta spotkały sięwpół drogi.Jęknął gardłowo i przygarnął ją ciasno, tak jakby chciałwchłonąć ją w siebie i uchronić w ten sposób przed niebezpieczeństwem, a ona powiodła dłońmi po jego piersi i objęła go za szyję.Całowali się głęboko, zachłannie.Tak właśnie chciał ją pocałować napowitanie, ale pod domem ciotki Frances wydało mu się to niestosowne.Oderwał od niej usta i podniósł głowę, by złapać powietrze.- Chciałbym ci coś powiedzieć, Susanno.Dzisiaj.Urwał.Od strony domu ktoś się zbliżał.Okazało się, że to Bull-ton, zaczerwieniony z wysiłku i gorąca.Nic dziwnego, lokaj większość czasu spędza we wnętrzu domu.- Coś się stało, Bullton?- Sir.- wydyszał.- Ma pan.gościa, sir.Któż mógł do tego stopnia go wzburzyć?Do kroćset.To musi być ojciec!Kit zapomniał, że miał mu wysłać jakieś notatki.Zebrał się w sobie i zaczął prędko układać w głowie jakieś usprawiedliwienie, dlaczego zbiory są na razie tak skromne, dlaczego jezdził do Gorringe.Podniósł oczy.Nieopodal, w ogrodzie, stała niewysoka, szczupła kobieta, odstóp do głowy spowita w żałobną czerń.Na głowie miała wielki czarny kapelusz z woalką; na szyi spoczywał ciężki węzeł włosów.Powolipodniosła okryte czarnymi rękawiczkami dłonie i zwróciwszy twarzku niemu, uniosła woalkę.Kit zamarł.Bo cóż innego można zrobić, kiedy się widzi ducha.267Bezwiednie puścił rękę Susanny.Duch zaczął iść ku niemu.Z każdym jego krokiem zmniejszał się dystans lat, które minęły.Wyciągnęła ku niemu dłoń na powitanie, a Kit ujął ją niemal odruchowo.Zanim jednak zdążył musnąć dłoń pocałunkiem, CarolineAllston złapała go za rękę i odwróciła ją do góry.Popatrzyła na niąuważnie i się uśmiechnęła.- Och, Kit - mruknęła.- To naprawdę ty.I ucałowała znamię w kształcie mewy na jego nadgarstku.Może i nie wyrwał jej ręki, ale w każdym razie cofnął ją dosyćszybko.Caroline zawsze miała skłonność do dramatycznych gestówi łatwo było wpaść w tę pułapkę.Opanował się i spojrzał na Susannę, kobietę, którą przed chwilącałował.Przypatrywała się Caroline z takim samym podziwem i takąsamą czułością, jakie miała zarezerwowane dla żmij
[ Pobierz całość w formacie PDF ]