[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyszedłem do ciebie jak człowiek, który chce opowiedzieć, co widział i czego doświadczył, a ty zamieniasz się w psychologa i od początku do końca przekonujesz mnie, że to złudzenia!– Właśnie dlatego chcę, żebyś poszedł do innego psychologa.Ja też jestem w to emocjonalnie zaangażowana.W chwiejnym świetle świecy dojrzał mokrą strugę na jej policzku.Przez moment Sally wyglądała jak ktoś słaby i wrażliwy.Kobieta z rysunku Rackhama, spychana pod ścianę przez tłum goblinów, Kerridis oblężona przez żelazory.Nagle ogarnęła go czułość i ścisnął smukłe palce Sally.– Nie chcę się z tobą kłócić.Bóg jeden wie, że nie mam na to ochoty.Sally zaczerpnęła głęboko powietrza i skinęła głową.– Wiem.Ja też nie chcę, żeby moje słowa brzmiały tak, jak brzmią.Może spieram się sama ze sobą równie mocno jak z tobą.– Jej palce drżały w jego dłoni.– Och, Cam, ja chcę ci wierzyć.Chcę wierzyć, że masz rację, iż wszystko wydarzyło się tak, jak mówisz, bez względu na to, jak fantastycznie brzmi.I momentami prawie wierzę.Mówisz z taką pewnością, jesteś tak cholernie spójny! Ale nie widzisz, że tu tkwi niebezpieczeństwo? Jeśli to jest zaraźliwe.Fenton chciał pociągnąć temat dalej, wyjaśnić wszelkie wątpliwości, które Sally mogłaby mieć, ale zamiast tego zmienił temat na bardziej bezpieczny:– Rozmawiałem o tobie z wujem Stanem, kiedy byłem w górach.Bardzo chce cię poznać.To niesamowicie sympatyczny starszy pan, ma około siedemdziesiątki i ciągle jeszcze zabiera młodzież na wycieczki w góry, sam rąbie drzewo, hoduje stado kóz, sam robi ser i sprzedaje do sklepiku ze zdrową żywnością.Powiedział, że pasujesz do mnie.Oczywiście na tyle, na ile mógł wywnioskować z moich opowieści.Prosił, żeby cię przywieźć, chciałby pogadać.Pojedziesz?– Bardzo bym chciała – odparła Sally z uśmiechem.– To, co mówisz, brzmi wspaniale.Teraz już nie ma tylu świetnych starych ludzi jak wtedy, kiedy byliśmy dziećmi.A co powiedział na to, że jestem psychologiem? Może jest już tak stary, że sens życia kobiety łączy jedynie z prowadzeniem domu?Fenton roześmiał się.– Nie wiem.Nie uznałem za konieczne pytać go o radę, jeśli o to chodzi.Ale możesz zapytać go sama, jeśli uważasz, że to ma znaczenie.Potrząsnęła głową.– Niewielkie.Myślę, że po prostu chciałam się dowiedzieć, czy tylko ja mam rodzinę z epoki kamienia łupanego.Mówiłeś o swoim wujku Stanie w tak sympatyczny sposób, że aż przez chwilę byłam zazdrosna.Moi krewni, nie przesadzam, Cam, są trochę jak z powieści gotyckiej.To znaczy w jej amerykańskiej odmianie.Mój pierwszy mąż oczywiście ich uwielbiał, tak, uwielbiał ich.Zawsze kiedy mówiła o swoim małżeństwie, wyraz jej twarzy zmieniał się, stawał się obcy, gorzki.Fenton odnotował, gdzieś w odległym zakątku mózgu, że Sally użyła zwrotu „pierwszy mąż”.Oznaczało to, że w głębi jej duszy zaczynał powoli rysować się obraz „drugiego”.Fenton poczuł ogarniającą go czułość.Pomysł małżeństwa nigdy nie poruszał zbytnio jego wyobraźni, ale wizja życia dzielonego z Sally podobała mu się coraz bardziej.Przyszło mu do głowy coś jeszcze.– Sally, to mógłby być ten niezależny świadek, o jakiego ci chodziło.Twierdzisz, że wszystkie fakty, które wymieniam jako obiektywne, są tak naprawdę subiektywne.Zwykle coś zdarza się wtedy, gdy nie ma wokół świadków.Właśnie wuj Stan widział żelazora, który porwał mu siekierę.– Naprawdę go widział? Czy widział go wystarczająco wyraźnie, aby zeznawać pod przysięgą? Nie jest to niezbity dowód, wystarczy spojrzeć na tych, którzy twierdzą, że widzieli zielone ludziki.Czy widział go wyraźnie?Serce Fentona zamarła.– Widział jego ślady na drodze, którą umknął z siekierą.– To niedobrze.– Sally zmarszczyła brwi.– Ile lat ma wuj Stan? Czy miał kłopoty ze wzrokiem? Czy miał jakąś wadę wzroku, łagodną afazję, może zmiany poudarowe?.– Nie ma starczego uwiądu, jeśli o to pytasz – odrzekł gniewnie Fenton.– Sama się o tym przekonasz, gdy porozmawiasz z nim osobiście.– Ale jeszcze z nim nie rozmawiałam.Słuchaj, Cam, może zostawilibyśmy to tak jak jest, dobrze? Ta rozmowa prowadzi nas donikąd.Nie chcę znowu się kłócić.Jak spotkasz się z psychoterapeutą.– Znów uciekasz od tematu? Sally, na miłość boską, czy naprawdę uważasz, że potrzebuję lekarza od czubków?– Obrażasz mnie używając tego określenia – odpowiedziała lodowatym tonem.– Nie widzę powodu, dlaczego zdrowy, zrównoważony człowiek nie miałby porozmawiać z dobrym terapeutą.A może się obawiasz, że racjonalne pytania zagrożą strukturze twojej fantastycznej historii.– Do diabła, Sally! – wybuchnął tak głośno, że para studentów siedzących przy sąsiednim stoliku odwróciła się w ich stronę.– Mam już tego dość! Za każdym razem, kiedy nie chcesz stanąć twarzą w twarz z problemami, o których mówię, uciekasz się do żargonu psychoterapeutycznego! Czy nie uważasz, że możesz się mylić?– Zadaj sobie to samo pytanie! – warknęła.– Czy pojedziesz spotkać się z wujem Stanem?Twarz Sally złagodniała na chwilę.– Oczywiście, że pojadę, Cam.Po pierwsze dlatego, że jest twoim wujem, po drugie dlatego że to, co o nim opowiadasz, daje podstawy, aby twierdzić, że jest wspaniałym, starszym człowiekiem.Bardzo chciałabym go poznać.– Przyjadę po ciebie w piątek rano i będziemy mieli cały weekend dla siebie.– Świetny pomysł – powiedziała uśmiechnięta.– Ale proszę cię o jedno.Nie próbuj zadręczać wuja, żeby potwierdzał jakieś dziwne historie, które wymyśliłeś, by poprzeć swoje fantazje.Wpatrywał się w nią przez chwilę zły i poruszony.– Z tego co mówisz, jasno wynika, bym nie zaprzątał ci głowy faktami, bo masz już wyrobione zdanie.– Z tego co ty mówisz, wynika przesłanie, że mam cię kochać ze wszystkimi twoimi złudzeniami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]