[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Teraz miał wrażenie, że coś im się marnuje.Tyle wykry­li, tyle zdziałali, i co? Miałoby z tego nie być żadnego pożytku.?- Ty, słuchaj - zaczął niepewnie, trącając Janeczkę.Janeczka nie zmieniła pozycji, nadal siedziała zapatrzona w przeciwległą stronę ulicy.- No co? - spytała niechętnie.- Ja nie wiem, czy tak będzie dobrze - powiedział Pawełek z waha­niem.- Ten kapitan tłumaczył, że oni mają okropnie poważną sprawę i tych bandytów wcale nie mogą połapać.Powiedział, że moglibyśmy im nadzwyczajnie pomóc.- No, owszem - przyznała Janeczka nieco zgryźliwie.- To widać.Pawełek kręcił się niespokojnie.- No więc.Tego.Przecież nie możemy im tak całkiem nie po­móc! Jak takie sobki.Janeczka nie odpowiadała jeszcze dość długo, bo ją męczyła myśl, że coś tu nie jest w porządku.- No, nie.- przyznała z oporem.- Całkiem, to nie.- Więc właśnie.Poza tym ja im dałem słowo, że wrócę do tego ra­diowozu.Z tobą.I że powiem coś więcej.I że przyniosę tę prawdziwą kartkę z szyfrem.- O Boże, jakie potworne komplikacje! - zirytowała się Janeczka i wyprostowała gwałtownie, opierając plecy o żelazne pręty.- Już się zastanowiłam, że nie możemy w ogóle nic powiedzieć, a teraz muszę się zastanawiać na nowo, żeby im jednak powiedzieć! Coś okropnego!- A do tego jeszcze mamy rękawiczkę! - dokończył Pawełek z roz­pędu.Janeczka była niezadowolona ze wszystkiego, z siebie, z brata, z milicji, i w ogóle z całej sytuacji.- Zapomnieliśmy zabrać i kartkę, i rękawiczkę - powiedziała gniewnie.- Kartka jest w prawej szufladzie na dole, pod zeszytem do śpiewu, a rękawiczka w wazonie na szafie.Leć do domu! I żeby cię tyl­ko babcia nie zobaczyła!Pawełek zerwał się bez słowa i popędził galopem.Przez czas jego nieobecności Janeczka rozmyślała z niezwykłą intensywnością, co do­prowadziło ją do pewnych kompromisów.Znalazła coś w rodzaju wyj­ścia.- Zastanowiłam się - rzekła, kiedy Pawełek, zdyszany, powrócił z dowodami rzeczowymi.- Oddamy im to i powiemy, że rękawiczkę znaleźliśmy obok kartki z szyfrem.Powiemy o samochodzie z Łomia­nek.Powiemy o drapaniu na naszym i powiemy, że Chaber warczał na rękawiczkę i na tego z Łomianek.O strychu nie powiemy ani słowa.Pawełek słuchał uważnie i zgadzał się z nią, ale miał jeszcze nieja­kie wątpliwości.- A jak nas będą pytać, gdzie była ta kartka i ta rękawiczka, i skąd się wzięliśmy przed domem o szóstej rano, i skąd się wziął ten z Łomia­nek.?Janeczka była już całkowicie zdecydowana.- Powiemy im uczciwie, że nie powiemy.I tak się dosyć dowiedzą.Jak powiemy, że Chaber warczał, to od razu będą wiedzieli, że rękawi­czkę zgubił ten z Łomianek.To im całkiem wystarczy, i wcale nie mu­szą wiedzieć o strychu, bo strychu nie trzeba łapać.Pawełek doznał niebotycznej ulgi.Oczywiście, że Janeczka miała rację, powiedzą dosyć, a nie zdradzą najważniejszego.- Ja bym nawet wolał, żeby oni nigdy w życiu tego strychu nie oglą­dali - wyznał.- Bo co? - zainteresowała się Janeczka.- No, bo tam są takie dziwne rzeczy.Wiesz, ta maszyna do tor­tur.Mogą się przyczepić do całej rodziny za tych przodków złoczyń­ców.Przypuszczenie miało w sobie pewien sens, dość złowrogi.- Myślisz.? - zaniepokoiła się Janeczka.- No!- Możliwe.To tym bardziej nie możemy powiedzieć o strychu!Na nowo odzyskawszy energię i zapał, Pawełek podniósł się z pod­murowania.Już mu się zaczęło śpieszyć do udzielania sensacyjnych in­formacji.- Dobra - zadecydował.- Znaczy, mówimy tylko całą resztę.Wszystko, co wiemy, a co do strychu, to trudno.Obejdą się.Idziemy do tego radiowozu.17Kapitan, oczekujący w radiowozie razem z sierżantem Gawrońskim, nie tracił nadziei, że jasnowłosy chłopiec wróci, tak jak obiecał.Oczywiście doskonale wiedział, gdzie Pawełek mieszka, ale nie chciał wywierać na niego żadnej presji.Wo­lał uzyskać współpracę całkowicie dobrowolną, z doświadczenia zna­jąc trudności, jakie nastręcza przesłuchiwanie młodocianych świad­ków.Sytuacje, w których młodociani świadkowie z własnej inicjatywy zgadzają się współdziałać z milicją, są znacznie korzystniejsze i osiąga się wtedy nieporównywalnie lepsze rezultaty.Zorientował się już, że posiadane przez Pawełka wiadomości są nad wyraz cenne, mogą nad­zwyczajnie ułatwić prowadzenie trudnej i skomplikowanej sprawy, czekał więc cierpliwie, podtrzymywany na duchu przez sierżanta Gawrońskiego.Obaj nastawili się z góry, że to oczekiwanie może potrwać dość długo, i zachowywali filozoficzny spokój.Trwało rzeczywiście dość długo.W końcu jednak u wylotu ulicy ukazała się grupa złożona z dwojga dzieci i psa, zbliżająca się do radio­wozu krokiem zdecydowanym i bez wahania.Kapitan postanowił wspiąć się na szczyty dyplomacji.Zaszyfrowana kartka, dotychczas lekceważona i dopiero wczoraj odczytana przez milicyjnych specjalistów, pasowała jak ulał do rozwikływanej przez niego, wyjątkowo nieprzyjemnej, afery, zagmatwanej i zakonspirowa­nej tak dokładnie, że w ogóle nie wiadomo było, z której strony się do niej dobrać.Za wszelką cenę musiał się dowiedzieć wszystkiego, co z ową kartką miało jakikolwiek związek.Był to dla niego w tej chwili najważniejszy ślad.Z wielką uwagą i w milczeniu wysłuchał zwięzłej, treściwej i raczej krótkiej relacji, w której główną rolę grała nie kartka, lecz pies.Pies informował, iż osobnik, pochodzący z Łomianek i dysponujący samo­chodem marki trabant, zgubił rękawiczkę i zostawił zaszyfrowaną kartkę! Pies rozpoznał, że w sprawie bierze udział dwóch osobników, którzy ze sobą wzajemnie korespondują.Pies zawiadomił o przybyciu tego z Łomianek i doprowadził do samochodu.Dziwne, że pies nie od­czytał szyfru.- Waszemu psu wierzę bez zastrzeżeń - oświadczył kapitan, z sym­patią spoglądając na piękne zwierzę, które po dokładnym obwąchaniu radiowozu grzecznie usiadło obok swej pani.- Robi wrażenie solidne­go i uczciwego.Ale, wiecie, jego sprawozdanie ma pewne luki.Na przykład ten szyfr.Mam nadzieję, że go pamiętacie?- Ten pierwszy? - upewniła się Janeczka.- Ten na drzwiczkach, zamazany?- Właśnie ten.Pawełek prychnął z niesmakiem.- Też.! Pewnie, że pamiętamy.- Najpierw wydrapał DWÓR.- zaczęła Janeczka.- Przejz „ó” kreskowane - podkreślił Pawełek.Kapitan czym prędzej wyjął notes i otworzył na czystej stronie.- Czekajcie, wy będziecie mówić, a ja to odtworzę.Więc dwór, tak? Drukowanymi literami?- No właśnie - potwierdziła Janeczka, patrząc mu na ręce, i pilnu­jąc, czy dobrze pisze.- O, właśnie, tak! Tylko trochę to było koślawe.Potem narysował strzałę.Do góry.O, tak, bardzo dobrze.I przy tej strzale, też u góry, malutkimi literkami dopisał DYM.- Co.?! - wyrwało się kapitanowi.- Dym - powiedział Pawełek z lekkim zakłopotaniem.- No, my też uważamy, że to głupie, ale nic nie poradzimy.Tak napisał.Kapitanowi zrobiło się gorąco, bo jedna z najważniejszych tajem­nic stanęła nagle przed nim otworem.Prawie nie mógł uwierzyć w swo­je szczęście!- Dym - powtórzył, zaskoczony i wzruszony.- Coś podobne go!- Nie wiemy, co to znaczy - zakomunikowała Janeczka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl