[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.James jakoś nie pasował mi do tego opisu.Jeśli już, przejawiał wobecmnie przesadny szacunek.Poza tym miał szczery głos.- Skąd to wiesz?Z tego, co zauważyłam, wszyscy w szkole lubili wygadywać o innychniestworzone historie.- Wiesz, jaką miał ksywkę w dawnej szkole? Przewróciłam oczami wodpowiedzi.- Stuknięty James.- Co to niby ma znaczyć? - zapytałam.- To znaczy, że jest.- nakreślił palcem kółko wokół ucha - szalony.Loco.- Nigdy nie słyszałam czegoś równie głupiego.To nawet nie jestprawdziwa ksywka, tylko jego imię i zwykły przymiotnik.- Will za-chowywał się tak dziecinnie.Wzruszył ramionami.- Zmyśliłeś historię z tą ksywką, mam rację?- Nie, oczywiście, że nie! - Will westchnął.- Może.No dobra.Rzecz wtym, że mógłby mieć taką ksywkę.Wymyśliłem ją dla celówilustracyjnych.Cała reszta to święta prawda, Szefowo.Kiedy zbliżaliśmy się do mojego domu, Will poklepał mnie po ra-mieniu.- Nie przejmuj się, jeśli praca związana z księgą pamiątkową wyda cisię z początku przytłaczająca.Przysiądę fałdów, dopóki całkiem niewydobrzejesz, OK?Will uwielbiał staroświeckie określenia, co pewnie by mnie rozba-wiło, gdybym nie była poirytowana.- Dzięki.Słuchaj, Will, dlaczego właściwie tak lubimy pracować nadksięgą pamiątkową? - W końcu zadałam to pytanie.Na twarzy Willa odmalowało się milion różnych emocji.Zaczął odwestchnienia, które przeobraziło się w śmiech.Przez sekundę marszczyłczoło, a pózniej jego błękitne oczy zaszły mgłą, jakby miał zamiar sięrozpłakać.- Czy to trudne pytanie? - zapytałam.- Nie.To, co powiem, będzie pewnie idiotyczne.Po prostu miałemnadzieję, że będziesz o tym pamiętać sama.Wiem, że niektórym może sięto wydać głupie, ale oboje naprawdę wierzymy w sens tego, nad czympracujemy.Powiedziałbym nawet, że byłaś bardziej zaangażowana wtworzenie rocznika niż ja.Dla nas jest on czymś więcej niż książką pełnąobrazków.To ikona, symbol naszych czasów.Młodszym dzieciakomdostarcza pewien wzorzec, a dla starszych po skończeniu przez nichszkoły - jest pamiątką, do której będą mogli wracać w ciężkich chwilach.Oboje naprawdę wierzymy, że rocznik może określić szkołę i sposób, wjaki ludzie będą ją postrzegać.Porządna księga pamiątkowa możesprawić, że i szkoła, i jej uczniowie będą porządniejsi.Ba, nawet całaplaneta, cały wszechświat.Spisujemy historię tego roku.Jeśli się nad tymgłębiej zastanowić, spoczywa na nas ogromna odpowiedzialność.- Wspaniałe przemówienie - powiedziałam szczerze.- Wygłaszałem lepsze.Dawniej bez przerwy rozmawialiśmy o tym, cozrobimy, gdy już dostaniemy się do redakcji.O tym, jak umieścimy wksiędze każdego ucznia, jak uczynimy ją demokratyczną i jednocześnieosobistą.Jak upewnimy się, żeby była czymś więcej niż tylko zbioremzdjęć najpopularniejszych osób w szkole, sportowcówi dzieciaków przyjazniących się z zespołem redakcyjnym.A skoro jużo tym mowa, należysz do wszystkich trzech grup.- Naprawdę? - Zgadzałam się co do sportowców, ale pierwszy dzień wszkole imienia Toma Purdue jakoś nie dał mi poczucia, że jestem tupopularna.- Smutne, ale prawdziwe.Martwiliśmy się tylko o to, które z naszostanie szefem redakcji, bo to stanowisko dla jednej osoby.Zanim wzeszłym roku zaczęto przeprowadzać rozmowy z kandydatami, wy-myśliliśmy, że oboje będziemy się ubiegać o stanowisko szefa redakcji.Był to ewidentny precedens, żeby ktoś tak młody jak my się o nie starał.W ten właśnie sposób zostaliśmy pierwszymi w historii Phoenixrównorzędnymi szefami redakcji.I teraz to my nią rządzimy.Super, nie?Pokiwałam głową, chociaż szczerze mówiąc, całe to przemówienieWilla tylko mnie przygnębiło.Widziałam i słyszałam, jak bardzo wierzyw to, co mówi, ale sama wcale nie byłam przekonana.Może w przeszłościtak było, ale teraz?Kiedy dojechaliśmy do mojego domu, Will wysiadł z samochodui odprowadził mnie do drzwi.Podobnie jak jego matka, uściskał mniez zaskakująca siłą, a pózniej poklepał po plecach, sygnalizując dyskretniekoniec przytulania.- W porządku, Szefowo.Zanim wrócił do samochodu, zasalutował mi żartobliwie.Właśnie miałam otworzyć drzwi frontowe, kiedy dotarło do mnie, żenie mam pojęcia, gdzie schowałam klucz.Nacisnęłam dzwonek i pomniej więcej pięciu sekundach w progu pojawił się tata.- Zgubiłam klucze.- zaczęłam, ale dokładnie w tej samej sekundzieoznajmił: Zapomniałaś rano wziąć klucze.Gdy weszłam do domu, tata zapytał mnie, jak było w szkole, ale niemiałam nastroju do rozmów.Powiedziałam mu, że boli mnie głowa, iposzłam do pokoju, żeby się położyć.Obudził mnie dopiero dzwięk telefonu około wpół do dziesiątej wnocy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]