[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wybaczam ci, Elfie, bo to ona cię zwiodła.Mnie uśpiła narkotykiem.Wyglądasz na silnego mężczyznę, udowodniłeś to.Wierzę, że jesteś wystarczająco silny, by to uczynić.Dilvish odwrócił od niego głowę i spojrzał na Merythę, która stała oparta o słupek baldachimu.- Oszukałaś mnie - rzekł.- Wampir!- Dokonałeś tego - odpowiedziała.- Zabiłeś go! Mój strażnik nie żyje!- Nie żyje.- Czy teraz zostaniesz ze mną?- Nie - powiedział Dilvish.- Musisz - stwierdziła.- Pragnę cię.- Z pewnością - odparł Dilvish.- Nie, to nie tak.Nie chcę, byś został mym władcą.Przez całe życie pragnęłam kogoś tak silnego jak ty, z tak niezwykłymi oczyma - rzekła - ale z krwi i kości.Czyż nie byłam dla ciebie dobra?- Przez ciebie zabiłem tego człowieka.Żałuję tego.Zasłoniła oczy.- Błagam, zostań! - łkała.- Jeśli tego nie uczynisz, życie moje wypełni pustka.Wkrótce będę musiała odejść do mrocznego, cichego miejsca.Proszę!Jej oddech stawał się coraz cięższy.Dilvish wolno pokręcił głową.Komnata stawała się coraz jaśniejsza.Ukryte za dłońmi blade oczy otwarły się szeroko.- Nie chcesz mnie skrzywdzić, prawda? - spytała.Raz jeszcze potrząsnął głową.- Dość krzywd wyrządziłem tej nocy.Muszę odejść, Merytho.Wyleczyć cię można tylko w jeden sposób, ale ja nie potrafię podać ci tego lekarstwa.Żegnaj!- Nie odchodź - powiedziała.- Będę dla ciebie śpiewać.Będę przygotowywać dla ciebie wspaniałe posiłki.Będę cię kochać.Chcę tylko poczuć smak od czasu do czasu, gdy.- Wampir! - zabrzmiała jego odpowiedź.Usłyszał, jak podąża za nim po schodach.Wstawał szary dzień, kiedy wyszedł na dziedziniec i położył dłoń na szyi Blacka.Gdy dosiadał konia, dotarł do niego jej przerywany oddech.- Nie odchodź błagała.- Kocham cię.Kiedy ruszał ku otwartej bramie, wstawałosłońce.Usłyszał za sobą jej przeraźliwy wrzask.Nie obejrzał się za siebie.KRÓLESTWO AACHEKtóregoś dnia, przemierzając Krainy Północy, Diłvish Przeklęty znalazł się na krętej drodze wiodącej przez sosnową dolinę.Jego wielki, czarny rumak wydawał się być niestrudzony, ale nadszedł czas, kiedy Dilvish zatrzymał się i przystąpił do przygotowywania strawy.Bezszelestnie poruszał się w swych zielonych butach po sosnowych igłach.Rozłożył na ziemi płaszcz i umieścił na nim swe jadło.- Ktoś nadjeżdża - rzekł Black.- Dzięki - poluzował miecz i dalej jadł już na stojąco.Po chwili ukazał się potężny, brodaty mężczyzna na dereszu.Wziął zakręt i zwolnił.- Witaj, wędrowcze! - pozdrowił.- Czy mogę się do ciebie przyłączyć?- Oczywiście.Mężczyzna stanął i zsiadł z konia.Podszedł do Dilvisha z uśmiechem.- Nazywam się Rogis - rzekł.- A ty?- Dilvish.- Z daleka przybywasz?- Tak, z południowego-wschodu.- Czy także udajesz się z pielgrzymką do świątyni?- Jakiej świątyni?- Świątyni bogini Aache, tam pośród wzgórz.- Wskazał ręką na szlak.- Nie, nie miałem nawet pojęcia, że ona istnieje.Z czego słynie?- Bogini może rozgrzeszyć człowieka z morderstwa.- Och? I dlatego się tam udajesz?- Tak.Czyniłem to wiele razy.- Z daleka przybywasz?- Nie.Mieszkam tam przy drodze.Życie jest przez to łatwiejsze.- Myślę, że zaczynam rozumieć.- Doskonale.Zatem bądź tak uprzejmy i podaj mi swą sakiewkę, a zaoszczędzisz bogini pracy przy dodatkowym rozgrzeszeniu.- Podejdź i weź ją sam - powiedział Dilvish z uśmiechem.Oczy Rogisa zwęziły się.- Niewielu śmiało tak do mnie mówić.- A ja może jestem tym ostatnim.- Hm, jestem od ciebie potężniejszy.- Nietrudno to zauważyć.- Wszystko utrudniasz.Czy zechciałbyś choć pokazać mi, czy wieziesz wystarczającą ilość monet, aby nasze wysiłki były czegoś warte?- Myślę, że nie.- Mam inny pomysł.Podzielmy pieniądze, a obędzie się bez rozlewu krwi.- Nic z tego.Rogis westchnął.- Sytuacja stała się niezręczna.Ale popatrzmy.Jesteś łucznikiem? Nie.Nie widzę łuku.Nie nosisz też włóczni.Wydaje się, że mógłbym odjechać cały i zdrowy.- Aby potem przygotować na mnie zasadzkę? Obawiam się, że nie mogę na to pozwolić.Jest to sprawa przyszłej samoobrony.- Szkoda - rzekł Rogis - ale i tak wykorzystam swą szansę.Podszedł do swego rumaka, potem zakręcił się w kółko, trzymając w dłoniach miecz.Ale i Dilvish stał już z wyciągniętą bronią.Wyprowadził cięcie i odparował cios
[ Pobierz całość w formacie PDF ]