[ Pobierz całość w formacie PDF ]
..przedwczoraj w nocy.Obudził się właściwie bez powodu, nie dorabiał żad-nych przeczuć do swojej chwilowej bezsenności, najzwyczajniej w świecie wstał, żebysię napić wody i po drodze do kuchni wyjrzał przez okno.I zobaczył, że mu właśniekradną samochód, ten nowy, specjalnie postawił tak, żeby go widzieć.Zaczynali wtaczaćna platformę, na ciężarówkę.Wyskoczył, jak stał, krzyknął tylko do żony, żeby zadzwo-niła po policję, i chwycił co miał pod ręką, mianowicie parasol plażowy, zwinięty. Kto? wyrwało się zdumionej Malwinie. Ten kuzyn mojego kumpla.Mówię o nim przecież.Wyskoczył znienacka i przy-gruchał tym parasolem najpierw jednemu, a potem drugiemu.Zdążył, bo z zaskocze-nia.No, a potem już się tam zrobiła większa zadyma, oni oprzytomnieli, trzech ich24było, i ruszyli na niego, ale jemu zostało jeszcze tyle rozumu, że do walki bezpośred-niej się nie pchał, tylko robił uniki.Myślał nawet.Miał nadzieję, że żona zadzwoni i po-licja przyjedzie, tymczasem ta żona to idiotka, obudziła się na jego krzyk, ale zamiastdzwonić, stała w oknie, patrzyła i też krzyczała.W rezultacie, na całe szczęście, nadje-chał przypadkowy radiowóz i zgarnęli ich wszystkich, to znaczy nie wszystkich, kuzynai dwóch złodziei, a trzeci spokojnie odjechał ciężarówką.Nawet nie zapisali jej numeru.A jego oskarżyli o napaść i ciężkie uszkodzenie ciała, bo jednemu tym parasolem zła-mał nos, a drugiego czubkiem dzgnął w żołądek.Niestety, nie przebił go na wylot, tenparasol miał czubek dosyć tępy i tylko się wgniótł, ale i tak niezle.Złamał się poza tym,bo trzeci wystartował do niego z kijem bejsbolowym i on się parasolem osłaniał.Malwina słuchała z rosnącym zainteresowaniem.Justynka zamilkła na chwilę, prze-łykając potrawkę z makaronem i dokładając sobie sałaty.Kawałek listka spadł jej napodłogę, schyliła się, odnalazła go, otrząsnęła i zjadła. I co w końcu? spytała niecierpliwie jej ciotka. I otóż to! odparła siostrzenica z ponurym triumfem. Cała dyskusja u nas naten temat była, z tym że wszyscy się ze sobą zgadzali, więc co to za dyskusja! Dyskusjamoże istnieć przy różnicy zdań.Złodzieje zostali wypuszczeni od razu, a jego zatrzy-mali na dwadzieścia cztery godziny, ponieważ wyszedł z tego cało, radiowóz nadjechałakurat w chwili, kiedy ten parasol się złamał.I już wiemy, że zostanie oskarżony o na-ruszenie nietykalności, a może nawet ciężkie pobicie, bez powodu, bo przecież tego sa-mochodu mu nie ukradli, nie? Nie miał prawa występować czynnie w obronie mienia.Ma ciocia pojęcie? A do czego miał prawo? Do perswazji.Powinien ich grzecznie poprosić, żeby się odwalili od jego samo-chodu i poszli precz.W ostateczności mógł ich obsobaczyć i zelżyć, stosując ewentual-nie jakieś grozby karalne, pod warunkiem, że tylko słownie.No i oczywiście wezwaćpolicję. Przecież wezwał! Nie, sami nadjechali.I niestety, sporządzili protokół.Myląca scena, dwóch facetówuszkodzonych, a jeden nietknięty.Chociaż w piżamie. Ma to jakieś znaczenia, że w piżamie? W pewnym stopniu tak.Okoliczność łagodząca.Trudno sobie wyobrazić, że facetzrywa się z łóżka w środku nocy i leci łomotać przypadkowych przechodniów bez żad-nego powodu, w dodatku rzuca się jeden na trzech.Z parasolem.Dobrze, że nie chwy-cił tasaka. Tasak, jak sądzę, byłby bardziej skuteczny zauważyła krytycznie Malwina. Ale mógłby zostać uznany za premedytację.I wtedy już nie ma siły, leży martwymbykiem.Bez tasaka natomiast, po wyjaśnieniu sprawy, policja może by go nawet puściła,25gdyby nie ten protokół.Trzeba zgłosić w prokuraturze.I jak ciocia sądzi? Co się stało?Otóż prokurator pazurami go chwycił, już ma przestępcę. Jakiego znowu przestępcę, co ty wygadujesz? Przestępca, bo nie dał sobie ukraśćsamochodu? Toteż właśnie.Dawno mówię, że u nas wszystko stoi na głowie.Postawił go w stanoskarżenia, będzie miał sprawę, już mu świtają tak ze dwa latka, a tu, chwalić Boga,chała.O rany, jakie to było dobre! Jest deser? Co.? A, jest, oczywiście! Postaw wodę na herbatę, a ja to wezmę do podgrza-nia.Wróciły do rozmowy dopiero, kiedy Justynka napełniła szklanki, a Malwina uloko-wała potrawkę i makaron tak, żeby w jednej chwili móc je zagrzać, potrawkę w garnkuz wrzątkiem, makaron na parze, bo Karol bał się mikrofalówki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]