[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pachniało pod-chodami albo jakąś konspiracją.Na leśnej drodze, którą szli w kierunku szosy, było już ciemno.Filip masze-rował przodem, za nim Tim, a na końcu Nik z koszem.Zanim wyszli z lasu, Filipzatrzymał się i przywołał chłopców gestem dłoni. Musimy przeprowadzić szybką i bezbłędna akcję powiedział. Najle-piej nie pytajcie o nic, bo szkoda czasu, a niekiedy dobrze jest nie wiedzieć zbytdużo.Uprzedzam tylko, że to nie będzie zabawa.Który ma stracha, niech od razupowie!Patrzyli mu w oczy obaj, żaden wzroku nie spuścił aby nie być posądzonymo tchórzostwo. Musi się wszystko udać bo sprawa jest niezwykle pilna, a w razie niepo-wodzenia trudno będzie to powtórzyć.Posłuchajcie.48Zniżył głos do szeptu, wyjaśniając im szczegóły przedsięwzięcia.Potakiwaligłowami, choć nie wszystko było dla nich jasne.Pytania same pchały się na usta,lecz powstrzymywał i je, mając na uwadze napomknienie Filipa.Ruszyli dalej szosą wzdłuż torów kolejowych.biegnących równolegle w od-ległości kilkunastu metrów, na niskim nasypie o łagodnych zboczach.Teraz, powyjaśnieniach Filipa, byli bardziej skupieni, poważniejsi.Wiedzieli już, że niechodzi o zabawę, lecz o coś ważnego.To nie był nawet rodzaj podchodów czypolowania.Przypominało to raczej akcję dywersyjna z zamierzchłych przedinwa-zyjnych czasów.W gęstniejących ciemnościach minęli przejazd kolejowy na odgałęziającej sięlokalnej drodze i posuwali się dalej w kierunku stacji.Widać już było światłaczerwonych sygnałów nad torami i zarys wiaty nad peronem, gdy Filip zatrzymałsię i zszedł z drogi na stronę plantu kolejowego.Tory biegły tutaj prawie na tymsamym poziomie co korona szosy.Prostopadle do nich przebiegał dość szerokirów melioracyjny, niknący, w betonowym kręgu przepustu i pojawiający się dalej,po drugiej stronie linii kolejowej.Tim spojrzał za siebie.Droga i tory zakręcały szerokim łukiem, po któregowewnętrznej stronie był wysoki las.Za torami rozciągał się stumetrowej szeroko-ści pas łąki.Rów melioracyjny przecinał ją, biegnąc w kierunku zagajnika. Tutaj powiedział Filip i popatrzył w kierunku stacji. Osobowy będzieza niecałe pól godziny.Oni zwykle kręcą się po peronie, kiedy przyjeżdża tenpociąg. Tak, widziałem ich, gdy przyjechaliśmy wtrącił Tim. Będą tędy przelatywali.Zawsze latają nad drogami.Trzeba ich tu zatrzy-mać.Nik, zadanie dla ciebie: kiedy się pokażą, zaczniesz iść środkiem drogi i wy-machiwać koszykiem.Cofnij się ze sto kroków, tak aby dogonili cię mniej więcejw tym miejscu.Idąc, upuść parę grzybów, ale nie za dużo, żeby się nie zatrzymaliza wcześnie. Zobaczą w ciemności te grzyby? Nie bój się.Oni nie posługują się wzrokiem o tej porze.Na pewno zobaczą.Robiono już takie eksperymenty i wiadomo.Zresztą, nie ma czasu na pogawęd-ki.Dalej wiesz, co robić.Teraz ty, Tim.Przejdziesz na drugą stronę torów.Tutajmasz stoper Filip podał Timowi staroświecki czasomierz. Schowaj się zatamtą kępkę krzaków i nie spuszczaj oka z kapsu, który znajdzie się po drugiejstronie torów.Zmierz czas od chwili, gdy minie go elektrowóz, do momentu gdysię przewróci.Potem szybko do zagajnika.No to na stanowiska!Rozbiegli się w różne strony, Filip dał nura w wysoką trawę porastającą brzegirowu i po chwili tylko jego głowa wystawała z betonowej rury przepustu. Już są! zawołał z szosy Nik stłumionym głosem.Tim popatrzył wzdłuższarzejącej smugi asfaltu.Ponad wierzchołkami drzew widać już było poświatęwschodzącego księżyca, lecz jego tarcza nie pojawiła się jeszcze nad lasem.Niżej,zza zakrętu, wypłynęło zielone światełko pulwy.Płynęła nad drogą jak czaszaczarnego parasola, pod którym brak było niosącego go człowieka.Jej zarys słaboodcinał się od ciemnego tła i trudno było określić odległość.Tim spojrzał w drugą stronę.Zwiatło semafora na stacji zmieniło się właśniez czerwonego na zielone, otwierając drogę pospiesznemu, który powinien ladachwila wynurzyć się zza zakrętu.49 Są chyba za daleko pomyślał Tim. Jeśli pospieszny przeleci zbyt wcze-śnie.Popatrzył na zegarek.Nie, do pospiesznego było ze cztery minuty.Pulwa szy-bowała już bardzo blisko, tuż za Nikiem, który wywijając koszykiem udawał, żenie ma pojęcia o jej bliskości.Dopiero gdy parasol pulwy zawisł tuż nad jegogłową, Nik znakomicie udał zaskoczenie i przestrach, podskoczył jak oparzonyi wytrząsając z kosza kilka grzybów uciekł na pobocze, kierując się na drugąstronę torów.Pulwa zatrzymała się i opadła na szosę.Nik zwolnił nieco i obejrzał się przezramię.Z otwartego włazu gramoliło się szare jajo kapsu.Po chwili drugi kapsteż ześlizgnął się na drogę.Podczas gdy pierwszy wysuniętym chwytakiem za-garniał rozsypane przez Nika wieruszki, drugi sunął za chłopcem, kołysząc sięniezgrabnie i usiłując rozwinąć maksymalną prędkość.Tim, obserwujący tę scenęzza krzaka, pomyślał, że nigdy dotąd nie widział tak szybkiego kapsu, aczkol-wiek tempo jego poruszania się nie przekraczało prędkości normalnego ludzkiegomarszu.Nik znowu przyspieszył, przeskakując tory.Przebiegł jeszcze kilkanaście kro-ków, obejrzał się przez ramię i widząc kaps z trudem forsujący sypkie zboczetorowiska, potknął się zgrabnie i runął na ziemię wypuszczając koszyk tak zręcz-nie, że cała jego zawartość znalazła się w trawie.Podniósł się na tyle szybko,by umknąć przed kapsem, rzucającym się z wyciągniętym chwytakiem na rozsy-pane grzyby
[ Pobierz całość w formacie PDF ]