[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Milczał przez chwilę, po czym wybuchnął z ponurą zawziętością:— Tak! Kapitan umarł w samo południe.Przez następne kilka godzin przeglądałem jego papiery, o zachodzie słońca odprawiłem przepisane nabożeństwo, a tegoż wieczora kazałem zwrócić statek ku północy, dzięki czemu dopłynął do przystani.To ja wprowadziłem go do portu!Uderzył pięścią w stół.— Trudno, istotnie, przypuszczać, aby sam wrócił — zauważyłem.— Dziwię się tylko, że pan wybrał ten port, a nie Singapur?Powieki jego drgnęły.— Najbliższy port… — mruknął niechętnie.Zadałem to pytanie w zupełnej niewinności ducha (jakkolwiek różnica odległości obu portów była nieznaczna).Ale odpowiedź oficera, a zwłaszcza ton tej odpowiedzi otworzyły mi oczy na prawdziwy stan rzeczy.Burns wybrał ten port, a nie inny, sądząc, że w braku wykwalifikowanych ludzi zatwierdzą go na stanowisku kapitana, którego funkcje faktycznie pełnił.W Singapurze, jak słusznie rozumował, znalazłoby się kandydatów bez liku.W naiwnych swych rachubach przeoczył tylko jedną okoliczność, a mianowicie istnienie drutów telegraficznych na dnie tej samej Zatoki, do której wprowadził rzekomo przez siebie ocalony statek.Gorycz, którą od pierwszej chwili wyczuwałem w zachowaniu się oficera, miała więc swoje podstawy.Jego ton zaczął mi się coraz mniej podobać.— Mój panie — rzekłem wreszcie głosem bardzo stanowczym.— Powinien pan rozumieć, że nie ubiegałem gię o stanowisko kapitana.Zaproponowano mi objęcie komendy i przyjąłem ją wraz z całą odpowiedzialnością.Moim pierwszym zadaniem jest odstawić statek na miejsce, i upewniam pana, że potrafię dopilnować, aby każdy z was spełnił swój obowiązek do końca.Na razie nie mam panu nic więcej do powiedzenia.Oficer zerwał się na równe nogi, ale nie wycofał się z kajuty.Stał przede mną z trzęsącymi się wargami i patrzył mi prosto w oczy tak zabójczym wzrokiem, jak by spodziewał się, że elementarne poczucie przyzwoitości każe mi ustąpić mu natychmiast z drogi.Jak w każdym przejawie szczerych, pierwotnych uczuć, tak i w tym jego wybuchu było coś wzruszającego.Zrobiło mi się go po prostu żal.On zaś widząc, że nie zapadam się pod ziemię, przemówił zdławionym głosem:— Gdybym nie miał żony i dziecka, upewniam pana, że byłbym zażądał dymisji z chwilą pańskiego przybycia.Głosem zupełnie naturalnym, jakby chodziło o trzecią osobę, odrzekłem ze spokojem:— A ja, panie Burns, nie byłbym uwzględnił pańskiego żądania.Zaciągnął się pan jako pierwszy oficer i aż do upływu terminu przewidzianego w kontrakcie mam prawo zatrzymać pana na statku.Uprzedzam, że będę wymagał od pana sumiennego pełnienia obowiązków.Cała pańska wiedza, całe doświadczenie muszą być oddane na usługi statku.Spojrzał na mnie z tępym niedowierzaniem, które jednak stopniało wobec mojej przyjaznej postawy.Wzruszył tylko z lekka ramionami (co, jak się potem przekonałem, było ulubionym jego gestem) i wybiegł z kajuty.Mogliśmy byli zaoszczędzić sobie tej nieszkodliwej szermierki słów.Nie domyślałem się wtedy, że po kilku dniach odwrócą się nasze role: że Burns będzie błagał mnie o pozostawienie go na statku, ja zaś będę zbywał go wymijającymi odpowiedziami.Cała sprawa zaczynała przybierać obrót prawie tragiczny.Drażliwy problem — co uczynić z Burnsem? — był tu tylko epizodem, jednym powikłaniem więcej w całokształcie zagadnienia, które polegało na wydostaniu się z portu za wszelką cenę.Czułem się odpowiedzialny za wszystko, za ludzi i ładunek, za materialną powłokę mego statku i za jego duszę, zapadającą teraz w niezdrowy sen wśród wyziewów błotnistej rzeki.Pierwszy oficer, w okresie kiedy pełnił jeszcze funkcje kapitana, podpisał był nieopatrznie kontrakt najmu statku, co mogłoby okazać się nawet korzystne, gdyby się miało do czynienia z idealnie uczciwymi ludźmi.Wystarczyło mi jednak rzucić okiem na dokument, by domyślić się od razu, że ta umowa ściągnie na nas jakąś biedę.Burns, któremu wyjawiłem swe obawy, uznał za stosowne się obrazić.— Pan kapitan chce zapewne udowodnić, że postąpiłem jak głupiec?Odpowiedziałem mu z dobrotliwym a niewzruszonym spokojem (który zdawał się wprawiać mego pomocnika w coraz większe zdumienie), że żadnych wniosków nie zamierzam wyciągać, co się zaś tyczy moich obaw, to przyszłość wykaże, czy były uzasadnione.Wykazała to aż nadto dobrze.Kłopotów miałem wyżej uszu.Były dni, w których wspominałem kapitana Gilesa z zupełną nienawiścią [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl