[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jednooki wymruczał:- Nauczył się tego od naszego starego kapitana.Nigdy nic nikomu nie mówi, do czasu aż okaże się, że nagle jakiś dureń chce ci wepchnąć włócznię w dupę.Tego ranka nie mieli szans, by mnie wkurzyć.On i Goblin mogli pożreć się równie strasznie, jak wtedy, w Taglios, a ja tylko bym się uśmiechnął.Miękiszem chleba wytarłem tłuszcz z mego talerza.- W porządku, ubierzmy się i skopmy komuś tyłek.Dwie uwagi można sformułować na temat bycia jedynym gościem, któremu coś się udało zeszłej nocy.Po pierwsze, pozostałe trzydzieści dziewięć tysięcy dziewięćset dziewięćdziesięciu dziewięciu zazdrości ci tak, że chętnie by wypruło z ciebie flaki.Po drugie, jesteś w tak radosnym nastroju, że zupełnie cię to nie obchodzi.Zawsze możesz im powiedzieć, że ich udziały znajdują się za murami obleganego miasta.Zwiadowcy pojawili się z raportami, kiedy ubierałem mój kostium Stwórcy Wdów.Donieśli, że wróg wychodzi właśnie ze swego obozu i z miasta.I że tych bękartów jest raczej sporo.Przynajmniej dziesięć tysięcy w obozie oraz prawdopodobnie wszyscy ludzie w mieście zdolni do noszenia broni.Ta grupa nie będzie podniecona tym, że kieruje się ją w bój.I zapewne nie będą również doświadczeni.Ustawiłem legion Mogaby na lewym skrzydle, Ochibę na prawym, a nowe oddziały Sindawe znalazły się w środku.Za nimi; stali wszyscy uwolnieni więźniowie, których tylko udało się-uzbroić.Miałem nadzieję, że nie wyglądają, na pierwszy rzut oka, niczym zwyczajny motłoch.Formacje frontowe wyglądały dobrze w swej bieli, zdyscyplinowane, profesjonalne i gotowe.Gry na onieśmielenie.Każdy legion zorganizowany był w setki, pomiędzy kompaniami były puste miejsca.Miałem nadzieję, że druga strona nie okaże się na tyle sprytna, by od razu uderzyć w te szczeliny.Pani ujęła mnie za rękę, zanim dosiadła swego konia i uścisnęła ją.- Dzisiejszej nocy w Stormgardzie.- W porządku.- Pocałowałem ją w policzek.- Nie sądzę, bym potrafiła usiedzieć w siodle - wyszeptała.- Boli mnie.- Przekleństwo bycia kobietą.Dosiadłem mego rumaka.Natychmiast dwie wielkie, czarne wrony opadły na moje ramiona, ich nagły ciężar zaskoczył mnie.Wszyscy zagapili się na ten widok.Obejrzałem się na wzgórza, ale nie dostrzegłem tam śladu mojego wędrującego pniaka.Jednak od tego czasu uczyniliśmy pewne postępy.To był drugi raz, kiedy wszyscy dojrzeli te wrony.Wdziałem hełm.Jednooki rozpalił ognie iluzji.Zająłem moją pozycję na czele legionu Mogaby.Pani ustawiła się przed ludźmi Ochiby.Murgen umieścił sztandar przed frontem legionu Sindawe, dziesięć kroków od pierwszych szeregów.Opanowała mnie pokusa natychmiastowego ataku.Przeciwnik ze wszystkich sił starał się narzucić porządek w swoich szeregach.Ale postanowiłem dać im chwilę czasu.Widać było, iż większość z tych, których wyprowadzono ze Stormgardu, nie miała ochoty się tutaj w ogóle znaleźć.Pozwólmy im spojrzeć na nas, stojących w zgrabnym szyku, odzianych w jednolitą biel, gotowych wyciąć ich w pień.Pozwólmy im zastanowić się nad tym, jak przyjemnie byłoby wrócić z powrotem za te niewiarygodne mury.Dałem sygnał Murgenowi.Truchtem pojechał naprzód, potem przegalopował przed frontem formacji wroga, ukazując im nasz sztandar.Poleciały za nim strzały, ale wszystkie chybiły.Odpowiedział szyderstwem.Nie byli dostatecznie przerażeni, by od tego uciec.Moje wrony z łopotem skrzydeł pognały za nim, a po chwili dołączyły do nich tysiące innych, które pojawiły się, bogowie jedni wiedzą skąd.Braterstwo śmierci polatujące nad tymi, którzy zostali już skazani.Piękny akcent, stary pniaku.Ale i to nie wystarczyło, by wrogowie uciekli.Moje dwie wrony wróciły i usiadły z powrotem na moich ramionach.Czułem się jak posąg.Miałem nadzieję, iż wrony mają lepsze maniery niż gołębie.Murgenowi najwyraźniej nie wystarczyła pierwsza przejażdżka, więc zawrócił i jechał w przeciwnym kierunku, głośno krzycząc.Dostrzegłem poruszenie w szeregach przeciwnika; ruszyli naprzód.Ktoś lub coś, siedzący w pozycji lotosu, ubrany całkowicie w czerń, płynął pięć stóp nad powierzchnią ziemi, aby zatrzymać się kilkanaście jardów przed frontem armii przeciwnika.Władca Cienia? Z pewnością to był on.Dostawałem gęsiej skórki tylko od patrzenia nań.Stałem tak naprzeciwko niego w moim wspaniałym, ale przecież całkowicie opartym na oszustwie, stroju.Szyderstwa Murgena wreszcie kogoś zdenerwowały.Garstka jeźdźców, a wkrótce cała grupa, pognały za nim.Odwrócił się w siodle i krzyczał na nich.Oczywiście nie było sposobu, by mogli go złapać.Nie wówczas, gdy jechał na takim koniu.Kaszlnąłem.Brak dyscypliny nie był tak znaczny jak chciałem.Murgen zwalniał, pozwalając im podjechać bliżej i bliżej - potem pognał, gdy znajdowali się jedynie w odległości kilkunastu jardów.Ścigali go prosto w labirynt potykaczy, które kazałem zainstalować w trawie zeszłej nocy.Ludzie wraz z końmi zwalili się na ziemię.Kolejne konie wpadały na uprzednio powalone zwierzęta.Moi łucznicy wypuścili strzały, które spadły prosto na nich, zabijając większość ludzi i koni.Wyciągnąłem miecz, który płonął i dymił; dałem znak do ataku.Bębny zaczęły wybijać powolny rytm.Żołnierze pierwszego szeregu rozerwali potykacze i dobili rannych.Otto i flankach odpowiedzieli głosami trąb, ale nie ruszyli się z miejsc.Jeszcze nie.Moi chłopcy potrafili maszerować w równym rzędzie.Na łatwym, płaskim terenie, trzymali prosty szereg na całej frontu.Z drugiej strony kurczącej się przestrzeni musiał to być widok wywołujący spore wrażenie, zwłaszcza że oni wciąż mieli ludzi, którzy nie potrafili znaleźć sobie miejsca w szeregach.Pokonaliśmy pierwszy z kilku niskich pagórków, którymi upstrzona była równina.Kazałem artylerzystom wprowadzić swoje machiny na to właśnie wzniesienie, stąd mogli prowadzić zmasowany ogień w każde miejsce, gdzie byłby potrzebny.Spodziewałem się, że Cletusowi i jego chłopcom wystarczy zdolności; by zdrowo poharatać Władców Cienia.Jedyną wielką niewiadomą stanowił tamten facet.Miałem nadzieję, że Zmienny jest gdzieś w pobliżu.Cała sprawa mogła zdać się psu na budę, jeżeli było inaczej, a tamten bękart mógłby swobodnie działać.Dwieście jardów.Ich łucznicy wypuścili w moim i Pani kierunku kiepsko wycelowane groty.Zatrzymałem się, dałem kolejny sygnał.Legiony również przystanęły.Bardzo dobrze.Nar byli czujni.Bogowie, było ich tam całe mrowie.A Władca Cienia wciąż unosił się w powietrzu, być może czekając na mnie.Mogłem nieomal zobaczyć wnętrze jego nozdrzy.Ale nie robił nic.Ziemia zadrżała.Szeregi wroga zawrzały.Zobaczyli, jak to nadchodzi, ale było za późno, by cokolwiek zrobić.Przez wolne miejsca w szeregach legionów z grzmotem nadbiegały słonie, z każdą chwilą osiągając coraz większy pęd.Kiedy potwory przebiegały obok mnie, chłopcy z szeregów wroga już darli się wniebogłosy, szukając drogi ucieczki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]