[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przeszedł dziedziniec trochę się zataczając, nim uświadomiła sobie, że nadal nie zna jego imienia.Spojrzała na plik materiałów propagandowych i przeczytała: “Partnerzy w Nowym Świecie ", napisał TJ Aspundth.Westchnęła.- Co ci dał? - spytała patrząca podejrzliwie na broszurki matka.- To.wiersze miłosne.- Elsevier zatknęła je pośpiesznie za pas i naciągnęła welon.- Sam napisał niektóre z nich.- Hmm.- Jej matka pokręciła głową, zabrzmiały dzwoneczki.- Ale to Kharemoughi, przez wideokomp zwrócił się do twego ojca z prośbą o zobaczenie się z tobą.Mój pan był bardzo zadowolony.A w końcu to jego sprawa.a nie nasza.- Dlaczego? - Elsevier wstała, chrzęszcząc papierami.- Dlaczego nie nasza?Matka wyjęła jej kwiat z dłoni i poprowadziła do pomieszczeń kobiecych.TJ przychodził wytrwale, występując przed rodzicami jako wzór obyczajności, przed nią jako uparty marzyciel, zakochany nie w dziewczynie, jaką była, lecz kobiecie, jaką mogła być.Pod płaszczykiem ofiarowywania wierszy miłosnych wręczał jej więcej literatury rewolucyjnej, nim jednak zaczęła badać nowy świat, którego horyzonty rozszerzały się przed nią każdego dnia, jej odsuwanie się od rodziny doprowadziło do znalezienia schowanego przez nią stosu broszur i zakazu spotkań z TJ.- Ale nie pozwoliłaś, by was rozdzielili.- Moon pochyliła się nad siedzeniem.- Uciekłaś?- Nie, moja droga.- Elsevier pokręciła głową, splotła dłonie w geście posłuszeństwa.- Obawiając się tego, ojciec zamknął mnie w wieży, nim jeszcze wpadłam na ten pomysł.- Uśmiechnęła się.- Ale TJ nie zrażał się łatwo.Pewnej nocy przybył na statku powietrznym, wspiął się do okna i porwał mnie.- A ty.- Byłam wściekła! Nie byłam tak uświadomiona politycznie, jak sądził on czy ja.Przyjmowałam wszystko tylko dlatego, by go zadowolić.A teraz niszczył moją reputację.Tej nocy omal nie umarłam ze wstydu.Rano byliśmy już w porcie gwiezdnym i nie miałam odwrotu.- Patrzyła na miasto, widząc inne miejsce i czas.- Sądzę, że zostało nam to na zawsze, na całe życie.On wierzył w hasło “Bądź przekonany, iż masz rację, a wtedy śmiało do przodu", ja w “Rób, co musisz." Lecz nawet tej straszliwej nocy nie wątpiłam, że postąpił tak z czystym sercem, że kochał mnie tak, jak nawet nie śmiałam marzyć, że mnie to spotka.Dokuczałam mu - po wielu latach - że postąpił jak typowy tyrański mężczyzna.Śmiał się tylko i mówił, że próbował tylko postąpić zgodnie ze zwyczajami.- Pobraliśmy się w porcie gwiezdnym przed jedną z tych strasznych maszyn notarialnych i lot na Kharemough był naszym miodowym miesiącem.Biedny TJ! Przebyliśmy połowę galaktyki, nim pozwoliłam mu się dotknąć.Odkąd jednak nauczyłam się, że wszystko, co opowiadano o moim.ciele, jest kłamstwem, łatwiej doszłam do wiary, że odnosi się to także do umysłu.Różniliśmy się pod wieloma względami.lecz dusze mieliśmy jednakowe.- Westchnęła.Niespodziewanie objęła ich ciemność, gdy tramwaj wjechał do jednej z przezroczystych szprych, łączących przez próżnię koło miasta ze znajdującą się w środku piastą portu gwiezdnego.Słowa Elsevier wywołały u Moon wspomnienia płomieni kominka, wiatru, ciepłych pocałunków, dwóch serc bijących razem.Czerń próżni przesączała się do pustki w jej duszy, ukryła twarz, równie ponurą co serce.- Szkoda, że nie mogę go poznać.- Twarz Cressa zabłysła na chwilę, gdy rozżarzał jedną z pachnących korzeniami trzcinek, które palili tu chyba wszyscy.- Odszedł - powiedział Silky, przypominając oczywisty fakt.Słabo mówił zrozumiałym sandhi, powszechnym językiem Kharemough, którego Moon nauczyła się dzięki pomocy Elsevier.Lecz jego myśli stojące za rzadkimi mruknięciami były dla niej dalej mętne.- TJ przeskoczyłby cię bez trudu - powiedziała z dumą Elsevier.- Zawsze był gotów do działania.Ty poruszasz się przy nim jak mucha w smole, nadajesz się najwyżej na astrogatora.Cress wybuchnął śmiechem, który przeszedł w kaszel.- Wiesz, że zabroniono ci palić! - Elsevier pochyliła się i zabrała mu rozżarzoną trzcinkę, nie zaprotestował.- Odszedł - powiedział Silky.- Odszedł.Odszedł.- to słowo jakby go fascynowało.- Tak, Silky - mruknęła Elsevier.- Dobrzy zawsze umierają młodo, choćby nawet dożyli setki.- Poklepała jedną z okaleczonych macek spoczywających na oparciu siedzenia Cressa.- Nigdy nie widziałam go równie zagniewanego czy pięknego, jak wtedy, gdy zabrał cię z karnawału ulicznego w Narlikar.- Pokręciła głową, naszyjnik z dzwoneczków zabrzęczał srebrzyście.- Podzielał każdy ból, dlatego walczył o jego koniec.Nie wiem, jak mógł z tym żyć
[ Pobierz całość w formacie PDF ]