[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zbiera mi się na mdłości, kiedy o tym myślę.Bazyli pomyślał, że z ulgą pożegna swego towarzysza.Na pokładzie statku Krassus był przyjemnym towarzyszem podróży, lecz z chwilą kiedy dotarli do Rzymu, jego zachowanie uległo zmianie.Stał się wyniosły, dość lekceważący, co i raz dawał do zrozumienia, że jest patrycjuszem.Łukasz często mówił: “Bogactwo i chrześcijaństwo nie pasują do siebie.Józef z Arymatei był jednym z nielicznych wyjątków.Zarówno Piotr, jak i Paweł uznali za konieczne poniechać odwiedzania chrześcijan wysokiej rangi społecznej.”Wkrótce potem doszli do tej części miasta, która leży u zbiegu Kwirynału i Wzgórz Eskwilińskich, niczym ślad tłustego palca na pergaminie.Nazywała się Subura.Była dzielnicą występku i nędzy, gdzie sklepy wychodziły tak daleko na uliczki, że przechodnie musieli się przez nie przedzierać, gdzie towary wystawione na sprzedaż były tandetne i krzykliwe, a pochodzenie ich - podejrzane, gdzie świetnie prosperowali sprzedawcy zakazanych i kradzionych towarów oraz krążyli osobnicy, którzy zaspokajali potrzeby ciemnoty, przesądu i chciwości.Złodzieje i zbiegli niewolnicy gnieździli się w ciemnych kątach Subury, opuszczając swoje kryjówki tylko w nocy.Wobec ściśle przestrzeganego edyktu nie można było za dnia wjeżdżać wozami do miasta, więc cały dowóz zapasów żywności odbywał się w godzinach nocnych.Ulice Subury już huczały od dudnienia zgrzytających kół wiejskich wozów naładowanych paszą, kwiczenia wieprzy, gęgania gęsi, a wokół rozbrzmiewały kłótnie sprzedawców i kupujących.Za tą dzielnicą nikczemności, cierpienia i łez wzgórze ostro się podnosiło, a w niedużym trójkącie spadzistego terenu była oaza względnego spokoju.Tutaj stały niewielkie domy mieszkalne stłoczone tak ciasno, jak kury w klatce kramarza.Mieszkało tu pospólstwo o znikomych dochodach.Krassus szedł pod górę marszcząc nos z dezaprobatą, chociaż było prawdopodobne, że sam miał udział w jakichś podejrzanych interesach, kwitnących w cieniu tej niezbyt miło pachnącej dzielnicy.Wszyscy bogaci obywatele rzymscy czerpali znaczną część swoich dochodów właśnie z Subury.Mówiąc o tym prychnął pogardliwie.- Właśnie przeszedłeś przez najgorszą część Rzymu.Podobno Juliusz Cezar miał tu kiedyś swój dom, ale to było bardzo dawno temu.Trudno sobie wyobrazić wybrednego Cezara, mieszkającego w takim chlewie.Ponieważ długa wędrówka po brukowanych ulicach miasta odebrała mięśniom ich nóg całą prężność, szli ociężałym krokiem.Wreszcie Krassus powiedział:- To tutaj.Oto gospoda starego Hannibala.Zostawiam cię tu, mój przyjacielu.Teraz, kiedy znalazłeś się w Rzymie, zapomnij wszystko, co o mnie wiesz.Nie chcę się znaleźć w Więzieniu Mamertyńskim.Bądź ostrożny dla własnego dobra.- Podniósł rękę pożegnalnym gestem.- Niech twoje sprawy w Rzymie przyjmą pomyślny obrót, żebyś mógł szybko wrócić do swojej pięknej żony.Gospoda była małą budowlą pokrytą sztukaterią w nie najlepszym stanie.Było tak cicho, że Bazyli się obawiał, iż jego stukanie do drzwi usłyszy całe sąsiedztwo.Widocznie hałas nie docierał do domowników, bo musiał powtórzyć pukanie.Wtedy drzwi się otworzyły i wyjrzał jakiś człowiek.- Późno kołaczesz do drzwi - odezwał się dobrotliwym głosem.- Czego pragniesz?Mówił po aramejsku, co było ulgą dla Bazylego, którego uszy od chwili wejścia do miasta szturmowała mieszanina niezrozumiałych słów.- Potrzebny mi jest nocleg - odparł Bazyli, kładąc u stóp węzełek ze swoimi rzeczami.- Mam list do właściciela tej gospody.- To go obudzę.Bazyli słyszał, jak gospodarz potyka się o coś w ciemnościach, a po paru chwilach wrócił z zapaloną lampką w ręce.W jej świetle dostrzegł, że jest to człowiek w bardzo podeszłym wieku, ale z wyraźnymi jeszcze śladami energii.Jego broda i gęste, niesforne włosy były zupełnie białe.- Wejdź, przybyszu - powiedział.- Przybyłeś do Rzymu przez morze?Bazyli skinął potakująco.- Przybywam z Antiochii, przez Efez.Weszli do wspólnej sali gospody.Był tam długi stół z ławami po obu stronach i stos nakryć na końcu stołu.Pomieszczenie miało wszystkie cechy pospolitego ubóstwa.Stół był prosty i tani, ławy z pewnością skrzypiały pod niedużym nawet ciężarem, lampa w rękach starca była pośledniego rodzaju, jakie się widuje na pustynnych szlakach i miejskich wysypiskach śmieci.- Jeśli dasz mi ten list, zaniosę go zaraz.Zniknął na kilka minut, aby powrócić z drugim mężczyzną, bardzo starym i drobniutkim, mającym coś z ptaka w bystrości spojrzenia i wysokich, cienkich tonach głosu.Trzymał w ręce otwarty list.Najpierw odezwał się do drugiego starca, stojącego poza obrębem światła rzucanego przez trzymaną lampkę.- Kefasie, to list od Łukasza.- Od Łukasza? A, to inna sprawa.Z pewnością możemy zaufać temu młodzieńcowi.- Tak też od razu pomyślałem.- A gdzie jest Łukasz?- Zostawiłem go w Antiochii - odrzekł Bazyli.- Był w dobrym zdrowiu.Spodziewał się zaproszenia do Jerozolimy.- W tym liście jest napisane - powiedział właściciel gospody - że przybywasz w sprawie, w której z chęcią ci pomożemy.I jeszcze takie zdanie: “Sprawa jest tego rodzaju, że nie od razu zdołacie ją pojąć.”W tym miejscu Kefas wybuchnął śmiechem.Jak na postać tak pochyloną wiekiem, był to bardzo donośny śmiech.Brzmiała w nim odwaga i optymizm.- Myślę, że ostrożny Łukasz umieścił tę wskazówkę dla tego młodzieńca.- Odczytał mi list - wyjaśnił Bazyli z uśmiechem.- Popatrzył na mnie z wielką powagą, kiedy wypowiadał te ostatnie słowa.Gospodarz usiadł u szczytu stołu i wskazał Bazylemu miejsce na ławie.- Nie będziemy o nic pytali - powiedział.- Zgadzasz się, Kefasie?- Zaczekamy, dopóki nasz młody przyjaciel nie uzna, że nadszedł czas na bezpieczne wyjawienie jego sprawy - odparł Kefas.- I nie będzie o nic pytał żadnego z nas.Bazyli kiwnął głową z uśmiechem.- Tak właśnie zrobię.- Trudno będzie o oddzielny pokój dla ciebie.- Stary Hannibal rozważał sprawę ze zmarszczką na czole.- Niech no pomyślę.Jest pokój od wschodu na górze.Mógłbym przenieść Armeńczyka i ulokować go razem z braćmi z Bitynii.Ale co zrobić z kupcem z Syrakuz, który dzieli pokój z Armeńczykiem?- Przenieś tego kupca z Syrakuz do mnie - podpowiedział Kefas.- Mógłby mi odmówić pełnej zapłaty.Kefas się uśmiechnął, jakby zrozumiał w pełni tę jego słabostkę i był tym ubawiony.- Lubisz otrzymywać pełną zapłatę, Hannibalu.Może to i dobrze.Sądzę, że to niełatwa sprawa prowadzić gospodę taką jak ta i dobrze wszystkim sterować.Stary Hannibal westchnął.- To wcale niełatwe.- Zastanawiał się, kiwając nerwowo głową.- Musi dostać wschodni pokój.Podam mu jedzenie, ty zaś, Kefasie, dopilnuj, żeby przygotowano dla niego pokój.Kiedy właściciel podawał jedzenie na stół, Bazyli zastanawiał się, co ma im powiedzieć.Zdecydował od razu, że wszelka wzmianka o Szymonie Magu albo o Helenie byłaby błędem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]