[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– On nawet nie zauważy.– Panowie.Obejrzeli się.Herbatka stał w drzwiach.– My tu tylko.tylko sortowaliśmy towar – wyjaśnił pospiesznie Siata.– Tak.Wiem.Kazałem wam to robić.– Właśnie.Zgadza się.Kazał pan – przyznał Siata z wyraźną ulgą.– I tyle tego jest.– dodał Herbatka.Uśmiechnął się.Kocie Oko zakaszlał.– Grube tysiące – stwierdził Średni Dave.– A co z tymi tytułami własności i resztą? Proszę, tutaj jest akt sklepu z fajkami z Miodowej Alei! W Ankh-Morpork! Sam kupuję tam tytoń! A stary Naparstek ciągle narzeka na czynsz!– Aha.Czyli otworzyliście sejfy – stwierdził uprzejmie Herbatka.– No.tak.– Świetnie, świetnie.Nie prosiłem o to, ale doskonale.A myśleliście, że skąd Wróżka Zębuszka bierze pieniądze? Małe gnomy je gdzieś wydobywają? Czy raczej magiczne złoto? Ale takie o świcie zmienia się w śmieci.Zaśmiał się.Siata też się zaśmiał.Nawet Średni Dave się zaśmiał.I nagle Herbatka znalazł się przy nim i pchnął, aż Średni Dave oparł się plecami o ścianę.Coś zamigotało, a kiedy spróbował mrugnąć, lewa powieka zmieniła się w kwiat bólu.Zdrowe oko Herbatki spoglądało na niego z bardzo bliska – jeśli można nazwać je zdrowym.Źrenica była czarną kropką.Średni Dave ledwie mógł dostrzec jego dłoń, tuż przy własnej twarzy.Ta dłoń trzymała nóż.Czubek ostrza znalazł się o ułamek cala od prawego oka Średniego Dave’a.– Ludzie mówią, jak słyszałem, że mógłbym ich zabić, gdy tylko na nich spojrzę – szepnął Herbatka.– A tak naprawdę wolałbym raczej pana zabić, niż na pana patrzeć, panie Lilywhite.Stoi pan w zamku ze złota, a usiłuje ukraść jakieś miedziaki.Niewiarygodne.I co ja mam z panem zrobić?Trochę rozluźnił ucisk, ale wciąż trzymał nóż przy niemrugającym oku Średniego Dave’a.– Myśli pan pewnie, że Banjo panu pomoże – mówił Herbatka.– Tak przecież zawsze było, prawda? Ale Banjo mnie lubi.Naprawdę.Banjo jest teraz moim przyjacielem.Moim.Średni Dave zdołał jakoś skupić wzrok poza uchem Herbatki.Jego brat stał nieruchomo z obojętną twarzą – taką zwykle miał, kiedy czekał na kolejne polecenie albo na pojawienie się kolejnej myśli.– Gdybym uznał, że źle pan o mnie myśli, byłbym załamany – powiedział Herbatka.– Niewielu przyjaciół mi pozostało, panie Lilywhite.Odstąpił i uśmiechnął się promiennie.– Jesteśmy znów przyjaciółmi? – zapytał.Średni Dave osunął się na podłogę.– Pomóż mu, Banjo.Na ten sygnał Banjo ruszył ciężko.– Banjo ma serce małego dziecka – stwierdził Herbatka.Nóż zniknął gdzieś w fałdach jego ubrania.– Wydaje mi się, że ja także.Inni stali jak skamieniali.Nawet nie drgnęli od chwili ataku.Średni Dave był mocno zbudowanym mężczyzną, a Herbatka przypominał ludzika z patyczków, jednak uniósł Dave’a niczym piórko.– Jeżeli chodzi o pieniądze, nie są mi potrzebne – oświadczył Herbatka, siadając na worku srebra.– To drobniaki.Możecie podzielić je między siebie, przy czym bez wątpienia zaczniecie się kłócić i oszukiwać w niezwykle nużącym stylu.Och, jakie to straszne, gdy pękają więzy przyjaźni.Kopnął worek, który się rozpruł.Srebro i miedź popłynęły kosztowną strugą.– Będziecie się tym przechwalać i przepuścicie wszystko na pijaństwo i kobiety – stwierdził, gdy oni patrzyli, jak monety toczą się we wszystkie strony.– Myśl o inwestycjach nawet nie przemknie przez te wasze skażone, małe umysły.Od strony Banjo zahuczało.Nawet Herbatka czekał cierpliwie, aż wielkolud ułoży zdanie.Rezultat brzmiał:– Ja mam świnkę.Skarbonkę.– A co byś zrobił z milionem dolarów, Banjo?Znowu grzmot.Banjo wykrzywił się z wysiłku.– Bym.kupił.większą świnkę.– Brawo.– Skrytobójca wstał.– Chodźmy sprawdzić, jak sobie radzi nasz mag.Wyszedł, nie oglądając się za siebie.Po krótkiej chwili ruszył za nim Banjo.Pozostali usiłowali nie patrzeć na siebie nawzajem.– Czy on powiedział, że możemy zabrać pieniądze i iść stąd? – upewnił się Siata.– Nie bądź durniem, nie przejdziesz nawet pięciu sążni.– Średni Dave wciąż przyciskał dłoń do twarzy.– Rany, to boli! Chyba mi przeciął powiekę.– No to zostawmy wszystko i znikajmy! Nie pisałem się do jazdy na tygrysie.– A co zrobisz, kiedy on pójdzie za tobą?– Czemu miałby się przejmować kimś takim jak my?– Zawsze ma czas dla swoich przyjaciół – odparł Średni Dave.– Na miłość bogów, ktoś ma jakąś czystą szmatę albo co?– No dobra, ale przecież.przecież nie może patrzeć wszędzie!Średni Dave potrząsnął głową.Uczęszczał na ankhmorporski uniwersytet uliczny i ukończył go, zachowując życie i inteligencję, wyostrzoną od ciągłej pracy.Wystarczyło choć raz spojrzeć w niedopasowane oczy Herbatki, by wiedzieć, że jeśli on zechce kogoś znaleźć, nie będzie patrzył wszędzie.Zajrzy tylko w jedno miejsce, właśnie to, gdzie człowiek się ukrył.– A czemu twój brat tak go lubi?Średni Dave skrzywił się.Banjo zawsze robił to, co się mu powiedziało, po prostu dlatego, że to Średni Dave mówił.Przynajmniej do niedawna.To pewnie przez ten cios.Średni Dave nie lubił o tym myśleć.Obiecał mamie, że będzie się Banjo opiekował*, a Banjo w barze zwalił się ze stolika jak podcięte drzewo.I kiedy Średni Dave poderwał się, żeby stłuc tego wariata Herbatkę, odkrył, że skrytobójca stoi za nim i trzyma nóż.Przy wszystkich.To było poniżające.A potem Banjo usiadł ze zdziwioną miną i wypluł ząb.– Gdyby nie to, że Banjo wszędzie z nim łazi, moglibyśmy się na niego rzucić – powiedział Kocie Oko.Średni Dave uniósł głowę, przyciskając chusteczkę do oka.– Rzucić się?– Tak.To wszystko twoja wina – oświadczył Siata.– Moja? Czyli to nie ty powiedziałeś: „Rany, dziesięć tysięcy dolców, możesz mnie wliczyć”?Siata cofnął się.– Nie wiedziałem, że tu będzie tak straszno! Chcę do domu!Mimo bólu i wściekłości Średni Dave wahał się.Siata zwykle nie mówił w taki sposób, chociaż często marudził i narzekał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]