[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zostałynacelowane na rejon pomiędzy Kuznicą, a zakończeniemPółwyspu Helskiego.Radiowcy nie wykluczali, że nakierowaniefal mogło sięgać i kilka kilometrów w głąb morza.Była tospózniona wiadomość, bo teraz nie można było dowiedzieć się,kto czekał na te sygnały na morzu.Szpieg mógł też siedzieć wkrzakach albo w mieszkaniu i odbierać radiowy meldunek.Cogorsza można było odczytać tylko dwa słowa: Jacek dwa-dzieścia pięć.Nowy kod.równie niezrozumiały jak poprzedni ijak kartka w skrytce w Ogrodzie Aazienkowskim.Długowpatrywałem się w te dwa słowa.Nic mi nie przychodziło namyśl.Liczba dwadzieścia pięć mogła oznaczać kolejny numerdepeszy.Ach, jak gnębiła mnie nasza bezsilność! Tyle depesz, amy nic nie możemy przeciwdziałać! Drugie słowo Jacekzapewne osaczało kryptonim szpiega.Byłoby mniej niejasności,gdybyśmy chociaż odebrali cały tekst depeszy: sprawa byłabyłatwiejsza.A tak machnąłem desperacko ręką.Na domiar, nanaszym terytorium nie odpowiadała na wysyłane sygnały i niepotwierdzała ich przyjęcia żadna radiostacja.Towarzysze zradionasłuchu wyłazili ze skóry.Zwiększyli ilość dyżurnych,wszystko bez skutku.Była to jeszcze jedna zagadka w tymlabiryncie zagadek.W dalszym ciągu nie wiedzieliśmy, jak szpieg nawiązujełączność ze swoją centralą wywiadowczą na Zachodzie.Znananam centrala nadawcza w Regensburgu milczała jak zaklęta.Przed wyjazdem połączyłem się z Krzysztofem.Byłponiedziałek i wiedziałem, że sierżant boi się tego dnia jakognia.Rozmowa trwała krótko.Zaczynały się dziać jakieśdziwne rzeczy, Powtórzyłem z naciskiem. Sierżancie, pamiętajcie.nie zawalić sprawy.Z jakimś niedobrym przeczuciem odłożyłem słuchawkę.*Przez szybę dojrzałem siedzącą przy ścianie obok lady, paniąStefanię.Przyszła wcześniej, aniżeli umówiliśmy siętelefonicznie.Zaproponowała mi bar kawowy Milano kołoronda Waszyngtona, położony najbliżej jej mieszkania. Dziś ja jestem pierwsza oświadczyła z miłym uśmiechem,gdy sadowiłem się na wysokim stołku. Tym razem miała pani blisko odpowiedziałem.Przyszedłem, bo ciekaw byłem, co mi powie.Przy okazjipostanowiłem pokazać jej zdjęcie Olgierda Wiersztota. Panie kapitanie.Proszę mi wybaczyć. A co pani przeskrobała, że mam wybaczać? Jestem, jestem.pani Stefania urwała.- No, jestempiekielnie ciekawa powiedziała szybko co pan jużrozwiązał z tej zagadki. I po to mnie pani prosiła do kawiarni? - zapytałem z lekkimwyrzutem w głosie. Proszę się nie gniewać.To przecież, pan obudził we mniezainteresowanie tą sprawą.Jestem tylko słabą kobietą.No ijest pan miły.Proszę się nie gniewać.A przy okazji ja panupowiem, co zaobserwowałam. Słucham, słaba kobieto.Tylko proszę konkretnie, pomęsku. Spróbuję, panie kapitanie, chociaż dla kobiety to nie takiełatwe.Ale żarty na bok: otóż przyjechała matka Iwarczakowej.Ale o tym już pan wie, bo była na cmentarzu.Opiekuje sięJanuszkiem.A Iwarczak był u nas.Jest szalenie przygnębiony.Nie wierzy w samobójstwo żony.Robi sobie wyrzuty, że niewysłuchał Haliny wówczas w niedzielę.O sprzeczce nic niewspominał.Słuchałem bawiąc się machinalnie łyżeczką od kawy.Nagleprzyszła mi do głowy pewna myśl.Postanowiłem to dzisiejszespotkanie z panią Stefanią wykorzystać do zainspirowaniapogłoski potrzebnej mi w prowadzeniu śledztwa. A jak pani sądzi? Jaka była przyczyna śmierciIwarczakowej? Moim zdaniem pani Stefania wzruszyła ramionami - niepopełnia się samobójstwa z powodu jednej sprzeczkimałżeńskiej.Gdyby tak było, mielibyśmy zbyt wiele trupów.Tomusiało u Iwarczaków narastać.Może po prostu maskowali sięprzed otoczeniem. Może ma pani rację.Ja jednak sądzę, że to był nieszczęśliwywypadek. Czy pan tak naprawdę sądzi, czy może tak panu wygodnie? -zapytała cicho pani Stefania.- Ludzie mówią, co prawda, onieszczęśliwym wypadku, bo była komisja z gazowni. A pani jak uważa? Jeśli panu tak bardzo na tym zależy, żeby był nieszczęśliwywypadek.no to cóż, niech tak będzie.Czytałam o tymwypadku notatkę w gazecie Nie ma tam kropki nad i.Uśmiechnąłem się do niej.Niegłupia, od, razu domyśliła się, oco mi chodzi.Chciałem, aby do mego nieznanego przeciwnikadotarła wiadomość, że wierzymy w nieszczęśliwy.wypadek. Jest pani domyślna. Dziękuję, panie kapitanie, komplement i to przyponiedziałku.Cieszę się, że pan się na mnie nie gniewa. Bywa pani w sklepie, wśród znajomych, sąsiadów. Wszystko będzie zrobione.Chętnie to uczynię, o ile to panupomoże. Dziękuję pani - wstałem i pocałowałem ją w rękę. Mam do pana prośbę, ale proszę nie odmawiać. Słucham. Proszę powiedzieć mi o przyczynie zgonu Haliny, kiedybędzie pan już wszystko wiedział, dobrze? A panu daję słowohonoru pani Stefania podniosła dwa palce w górę - żenikomu nie pisnę ani słowa.Nikomu, nawet mężowi. Dobrze, pani Stefanio, ale to długa sprawa.A teraz ja mamsprawę do pani. Do mnie? - zdziwiła się. Kogo tu pani poznaje? podałem jej kilka zdjęć, wśródnich zdjęcie Olgierda Wiersztota
[ Pobierz całość w formacie PDF ]