[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Niech pan spojrzy na to, szefie- powiedział Ruffy, stojący przy biurku.- Wystarczy, żeby kupić ranczo w Hyde Parku- stwierdził z uśmiechem stojący obok niego Hendry.W ręku trzymał ołówek, na który było nanizane- jakby to był kebab- jakieś dwanaścioro uszu.- Tak- powiedział Bruce i spojrzał na stos przemysłowych i jubilerskich diamentów leżących na biurku.- Wiedziałem o nich.Lepiej policz je, Ruffy, a potem przesyp do woreczków.- Chyba nie zamierzasz ich zwrócić?- zaprotestował Hendry.- Chryste, gdybyśmy podzielili ten skarb na trzy części, dla ciebie, Ruffy'ego i mnie, wystarczyłoby, żebyśmy stali się bogaczami!- Albo skazańcami pod szubienicą- powiedział Bruce ostro.- Czy naprawdę myślisz, że dżentelmeni z Elisabethville nie wiedzą nic o diamentach?- dodał i zwrócił się do Ruffy'ego:- Policz je i zapakuj.Odpowiadasz za nie, więc lepiej ich nie zgub.Bruce spojrzał pod przeciwległą ścianę, gdzie leżało owinięte w koc ciało Andre de Sumera.- Czy wyznaczyłeś już ludzi, którzy pochowają ciała?- Tak, szefie.Sześciu chłopców kopie groby na tyłach budynku.- To dobrze.- Bruce kiwną] głową.- Hendry, chodź ze mną.Rzucimy okiem na ciężarówki.Pół godziny później Bruce zatrzasnął maskę ostatniego wozu.- Tylko ta nie ruszy.Gaźnik jest roztrzaskany.Zdejmiemy opony; przydadzą nam się zapasowe- powiedział, wycierając ubrudzone smarem ręce o spodnie.- Dzięki Bogu, cysterna jest pełna.Jest w niej sześćset galonów beznyny; więcej niż po­trzebujemy na podróż powrotną.- Bierzesz Forda?- zapytał Hendry.- Tak, może się przydać.- I będzie wygodniejszy dla ciebie i twojej francuskiej laluni.- W głosie Hendry'ego pojawił się sarkazm.- Zgadza się- gładko odparł Bruce.- Potrafisz prowadzić?- Za kogo mnie masz, do cholery? Za jakiegoś półgłówka?- Wszyscy próbują cię podejść, co? Nie możesz nikomu zaufać, co?- zapytał Bruce spokojnie.- Żebyś wiedział, cholera jasna!- odparł Hendry.Bruce zmienił temat.- Andre chciał przed śmiercią, abym ci coś przekazał.- A, laleczka!- To on rzucił ten granat.Wiesz o tym?- Tak, wiem.- Nie chcesz usłyszeć, co mi powiedział?- Jeśli ktoś był kiedyś zboczeńcem, to już taki zostanie.A dobry zboczeniec to martwy zboczeniec.- W porządku- skwitował Bruce, marszcząc czoło.- Weź paru ludzi i nalejcie benzyny do ciężarówek.Zmarnowaliśmy już dość czasu.Pochowali swoich ludzi we wspólnej mogile.Pośpiesznie umieś­cili ciała w grobie i równie pośpiesznie zasypali je.Potem stanęli w ciszy wokół mogiły.- Zamierza pan wygłosić jakąś mowę, szefie?- zapytał Ruffy.Wszyscy spojrzeli na Bruce'a.- Nie- powiedział krótko; odwrócił się i ruszył ku cię­żarówkom.„Co, u diabła, miałem powiedzieć- pomyślał zły.- Śmierć nie jest osobą, z którą można sobie porozmawiać.Wszystko, co można powiedzieć, to to, że byli ludźmi; słabymi i silnymi, złymi i dobrymi.Większość gdzieś pośrodku.Ale teraz nie żyją, są kupą mięsa jak połeć wieprzowiny”.Spojrzał do tyłu przez ramię i powiedział:- W porządku.Wyruszamy.Kolumna pojazdów powoli przetoczyła się przez groblę.Bruce otwierał konwój, prowadząc Forda.Powietrze wpadało przez rozbitą szybę do wnętrza gorącym i wilgotnym strumieniem, który nie dawał ochłody.Słońce było już wysoko na niebie, kiedy mijali drogę prowadzącą do misji.Bruce spojrzał na nią i chciał zasygnalizować reszcie, żeby jechali dalej, podczas gdy on uda się do ośrodka misyjnego.Chciał zobaczyć Mike'a i ojca Ignatiusa; chciał upewnić się, że są bezpieczni.Nagle odsunął od siebie tę pokusę.Pomyślał: „Jeśli znajdę tam tylko kolejną masakrę, jeśli shufta odnaleźli ich i zostawili za sobą zgwałcone kobiety oraz trupy mężczyzn, wówczas nie będę mógł nic zrobić.Lepiej, żebym nic o tym nie wiedział.Lepiej wierzyć, że są dobrze ukryci w dżungli.Lepiej wierzyć, że z tego wszystkiego zostało coś dobrego”.Poprowadził kolumnę zdecydowanie naprzód, zostawiając z tyłu drogę do misji, jadąc wśród wzgórz w kierunku skrzyżowania.Znienacka zaświtała mu w głowie pewna myśl, której oddał się całkowicie, z przyjemnością pozwalając, aby nim owładnęła.„Czterech mężczyzn przyjechało do Port Reprieve, mężczyzn bez nadziei, mężczyzn opuszczonych przez Boga.I nauczyli się, że nie jest za późno, że nigdy nie jest za późno.Jeden odnalazł siłę, aby umrzeć jak mężczyzna, choć całe swoje życie przeżył w słabości.Drugi ponownie nauczył się szacunku dla siebie, który zatracił gdzieś po drodze, a razem z nim odzyskał szansę nowego życia.Trzeci- zawahał się- tak, trzeci odnalazł miłość.A czwarty.?” Uśmiech zniknął z twarzy Bruce'a, gdy pomyślał o Wallym.„Wszyscy skorzystali na tej wyprawie z wyjątkiem Wally'ego.Co on odnalazł? Dwanaścioro uszu ludzkich nanizanych na ołówek?”- Czy nie można wydusić z niej tyle pary, abyśmy jakoś dojechali do skrzyżowania? To tylko kilka mil.- Cała para uszła, mousieur.Nie wyda z siebie nawet obłoczka, nie mówiąc o strumieniu- odparł maszynista, bezradnie roz­kładając pulchne ręce.Bruce przyjrzał się rozdarciu w kotle.Poszarpane kawałki metalu wyglądały jak płatki kwiatu.Zdał sobie sprawę z bezzasadności swego nalegania.- Dziękuję- powiedział i zwrócił się do Ruffy'ego:- Bę­dziemy musieli wszystko przenieść do ciężarówek.Kolejny zmar­nowany dzień.- To długi spacer- zgodził się Ruffy.- Lepiej zacznijmy natychmiast [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl