[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale nie nazywaj go Królem Rybakiem, Galahad, raz, ze to brzmiwielce glupio, a dwa, ze Herwigowi moze byc przykro.Galahad milczal dlugo, bawiac sie pustym w polowie pucharem.Wreszcie westchnal ciezko,rozejrzal sie.- Mieli racje - szepnal.- To tylko legenda.Basn.Fantazja.Krótko mówiac: klamstwo.ZamiastAvalonu, zwykle Mokradlo.I znikad nadziei.- Ejze - poeta tracil go lokciem w bok - nie popadaj w przygnebienie, synku.Skad ta cholernamelancholia? Jestes na swadzbie, baw sie, pij, spiewaj.Jestes mlody, zycie przed toba.- Zycie - powtórzyl rycerz w zamysleniu.- Jak to jest, panie Jaskier? Czy cos sie zaczyna, czycos sie konczy?Jaskier spojrzal na niego szybko i uwaznie.- Nie wiem - powiedzial.- Ale jesli ja tego nie wiem, to nikt tego nie wie.Wniosek: nic nigdy sienie konczy i nic sie nie zaczyna.- Nie rozumiem.- Nie musisz.Galahad ponownie pomyslal, marszczac czolo.- A Graal? - spytal wreszcie.- Co z Graalem?- Co to jest Graal?- Cos, czego sie szuka - Galahad uniósl na poete swoje rozmarzone oczy.- Cos, co jestnajwazniejsze.Cos, bez czego zycie traci sens.Cos, bez czego jest sie niepelnym,niedokonczonym, niedoskonalym.Poeta wydal wargi i spojrzal na rycerza swym slynnym spojrzeniem, wzrokiem, w którymwynioslosc mieszala sie z wesola zyczliwoscia.- Caly wieczór - powiedzial - siedziales obok twego Graala, matolku.XIVOkolo pólnocy, gdy goscie zaczeli juz na dobre wystarczac sami sobie, a Geralt i Yennefer,zwolnieni z ceremonialu, mogli w spokoju popatrzec sobie w oczy, drzwi otwarly sie z hukiem ido halli wkroczyl rozbójnik Vissing, znany powszechnie pod przezwiskiem Lup-Cup.Lup-Cupmial okolo dwóch metrów wzrostu, brode do pasa i nos ksztaltu i koloru rzodkiewki.Na jednymramieniu rozbójnik niósl swoja slynna maczuge Slomke, a na drugim ogromny wór.Geralt i Yennefer znali Lup-Cupa jeszcze z dawnych czasów.Zadne z nich nie pomyslalo jednako tym, by go zaprosic.Byla to ewidentnie robota Jaskra.- Witaj, Vissing - rzekla z usmiechem czarodziejka.- To milo, zes o nas pamietal.Rozgosc sie.Rozbójnik uklonil sie dystyngowanie, opierajac sie na Slomce.- Wiele lat radosci i kupe dzieci - oznajmil gromko.- Tego zycze wam, kochani.Sto lat wszczesciu, co ja gadam, dwiescie, kurwa, dwiescie! Ach, jakem rad, Geralt, i wy, pani Yennefer.Zawszem wierzyl, ze sie pobierzecie, chociazescie sie zawsze klócili i zarli jak te, nieprzymierzajac, psy.Ach, kurwa, co ja gadam.- Witaj, witaj, Vissing - powiedzial wiedzmin, nalewajac wina w najwiekszy puchar, jaki stal wokolicy.- Wypij nasze zdrowie.Skad przybywasz? Rozeszla sie wiesc, ze siedzisz w lochu.- Wyszedlem - Lup-Cup wypil duszkiem, westchnal gleboko.- Wyszedlem za ta, jak jej tam,kurwa, kaucja.A tu, moi drodzy, jest dla was podarek.Macie.- Co to jest? - mruknal Geralt, patrzac na wielki worek, w którym cos sie poruszalo.- Po drodze zlapalem - rzekl Lup-Cup.- Nadybalem go na kwietniku, kedy stoi owa gola baba, wkamieniu kuta.Wiecie, ta, co ja golebie obsraly.- Co jest w tym worku?- A, taki, jakby to powiedziec, diabel.Zlapalem go dla was, w podarunku.Macie tu zwierzyniec?Nie? To go sobie wypchacie i powiesicie w sieni, beda sie wasi goscie dziwowac.Zmyslnebydle, mówie wam, ten diabel.Gada, ze nazywa sie Schuttenbach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]