[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.nie spodziewał po dzielnym wojowniku.- Nigdy, nigdy, nigdy więcej nie wejdę do jakiegokolwiek tunelu! Od dziś jest dla mnie tylko niebo! Na młot Dagatha!Czarodziej może i odpowiedziałby mu na to, lecz jego uwagę przyciągnął jęk.Powstał niepewnie i podążył w stro­nę rozciągniętej na ziemi Vereesy.Z początku Rhonin zasta­nawiał się, czy przypadkiem nie wyobraził sobie tego jęku, gdyż elfka wydawała się całkiem bez życia, lecz wtedy Vereesa jęknęła znowu.- Ona.ona żyje, Falstadzie!- Ano, oceniasz po jej jękach, założę się! Oczywiście, że żyje! Teraz szybko! Jak się czuje?- Czekaj.- Rhonin ostrożnie przekręcił elfkę.Przyglądał się jej twarzy, głowie i ciału.W kilku miejscach miała sinia­ki, a na ramieniu plamy krwi, ale poza tym wydawała się być w równie dobrym stanie jak towarzysze.Kiedy ostrożnie podniósł jej głowę, żeby przyjrzeć się si­niakowi na jej czubku, oczy Vereesy otworzyły się.- R-Rhon.- Tak, to ja.Spokojnie.Myślę, że zostałaś uderzona w gło­wę.- Pamiętam.pamiętam, że.- Łowczyni na chwilę przy­mknęła oczy.nagle usiadła, ze strachu szeroko otworzyła oczy i usta.- Sklepienie! Sklepienie! Spada na nas!- Nie! - Przytulił ją do siebie.- Nie, Vereeso! Jesteśmy bezpieczni! Jesteśmy bezpieczni.- Ale sklepienie jaskini.- Elfka uspokoiła się.-Nie, już nie jesteśmy w jaskini.ale gdzie jesteśmy, Rhoninie? Jak się tu dostaliśmy? Jak w ogóle przeżyliśmy?- Pamiętasz tarczę, która uratowała nas przed golemem? Potwór sam się zniszczył, ale tarcza wytrzymała, nawet kiedy spadło na nas sklepienie.Zmniejszyła się jej sfera działania, ale wytrzymała na tyle, żeby ochronić nas przed zmiażdżeniem.- Falstad! Czy on.Krasnolud podszedł z drugiej strony.- Uratował nas wszystkich, elfia panienko.Uratował, ale porzucił na końcu świata!Rhonin zamrugał.Koniec świata? Rozejrzał się.Pokryty śniegiem grzbiet, zimne wiatry, z każdą chwilą coraz zimniejsze, i niesamowita pokrywa chmur wokół nich.Czarodziej doskonale wiedział, gdzie się znajdowali, nawet w otaczają­cej ich ciemności.- Nie, Falstadzie.Myślę, że posłałem nas na sam szczyt góry.Sądzę, że wszystko, włączając w to orki, znajduje się daleko pod nami.- Szczyt góry? - powtórzyła Vereesa.- Ano, to by miało sens.- A oceniając po tym, że widzę was dwoje coraz lepiej, obawiam się, że nadchodzi świt.- Rhonin ponownie spochmurniał.- Co oznacza, że jeśli Nekros Miażdżący Czaszki mówił prawdę, zaraz będą opuszczać fortecę, razem z jajami i całą resztą.Vereesa i krasnolud popatrzyli na niego.- Czemu mieliby robić coś tak głupiego? - zapytał Fal­stad.- Opuścić tak bezpieczne miejsce?- Z powodu niechybnej inwazji z zachodu, czarodziejów i krasnoludów na sprytnych, szybkich gryfach.Setek, może tysięcy krasnoludów i czarodziejów, a nawet elfów.Przed taką siłą, a szczególnie magią, Nekros i jego ludzie nie obronią góry.- Czarodziej potrząsnął głową.Sytuacja mogłaby być inna, gdyby dowódca poznał prawdziwą moc artefaktu, który nosił, lecz najwyraźniej Nekros nie wiedział lub też jego lo­jalność wobec panów z Dun Algaz przeważyła.Ork zdecy­dował się udać na północ i tak też zrobi.Falstad nie mógł w to uwierzyć.- Inwazja? Skąd ork mógł wpaść na tak szalony pomysł?- Przez nas.Z powodu naszej obecności tutaj.Szczegól­nie mojej.Skrzydła Śmierci chciał, żebym służył jako dowód na zbliżający się atak.Ten Nekros jest szalony! Już chyba sądził, że taki atak nadchodzi, a kiedy pojawiłem się wśród nich, tylko się upewnił.- Rhonin popatrzył na swój złamany palec, w którym na szczęście utracił czucie.Zajmie się nim, kiedy będzie miał czas, lecz teraz były ważniejsze sprawy niż pojedynczy palec.- Ale czemu czarna bestia chciała, żeby orki opuściły for­tecę? - zapytała łowczyni.- Co zyska?- Chyba wiem.- Rhonin podszedł do krawędzi i spojrzał w dół.Zaparł się nogami, żeby wiatr nie zrzucił go z urwiska.Nie widział nic, ale wyobrażał sobie, że słyszy jakiś hałas.może odgłos maszerującej kolumny wojska? - Myślę, że miast uratować czerwoną królową smoków, jak próbował mnie prze­konać, chce ją zabić! Było to zbyt ryzykowne, kiedy znajdo­wała się w środku, ale na otwartej przestrzeni może spaść z nie­ba i pozbawić ją życia jednym ciosem!- Jesteś pewien? - spytała się go elfka, podchodząc do niego.- Tak musi być.- Spojrzał w górę.Nawet gruba pokrywa chmur nie mogła ukryć tego, że nadchodził poranek.- Ne­kros chce wyruszyć o świcie.- Głupi jest? - wymruczał Falstad.- Miałoby więcej sensu, gdyby ten przeklęty ork chciał uciec pod osłoną nocy!Rhonin potrząsnął głową.- Skrzydła Śmierci widzi dobrze w ciemności, może na­wet lepiej niż każde z nas.W trakcie przesłuchania Nekros wspomniał, że jest przygotowany na wszystko, nawet na Skrzydła Śmierci.Właściwie wydawał się oczekiwać poja­wienia czarnego.- Ale to już zupełnie nie ma sensu! - odrzekła łowczyni.- Jak pojedynczy ork mógłby go pokonać?- A jak mógł kontrolować królową smoków i jak przywo­łał taką istotę jak golem? - Te pytania martwiły go bardziej, niż chciał się przyznać.Najwyraźniej posiadany przez orka przedmiot miał dużą moc, ale czy aż tak wielką?Falstad nagle kazał im się uciszyć, po czym wskazał na północny zachód, daleko od góry.Potężny, ciemny kształt przebił na chwilę wysokie chmury, po czym zniknął ponow­nie, coraz bardziej opadając.- To Skrzydła Śmierci - wyszeptał jeździec gryfów.Rhonin pokiwał głową.Skończył się czas rozważań.Jeśli przybył Skrzydła Śmierci, mogło to znaczyć tylko jedno.- Cokolwiek ma się stać, już się zaczęło.* * *Długa karawana orków wyruszyła, gdy pierwszy blask świtu dotknął Grim Batol.Przed i za wozami szli orczy wo­jownicy ze świeżo naostrzonymi toporami, mieczami lub pikami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl