[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kocha się w Polly i założę się, o co chcesz, że ją zdobędzie. Cleve? powtórzyła w zadumie Dina. Ach, tak.Ale w takim razie, co z tymRupertem van Deusenem?April odetchnęła głęboko. Okazuje się rzekła że ktoś, chcąc wprowadzić w błąd policję, zmyślił całą hi-storię o Rupercie van Deusenie.%7ładnego Ruperta w ogóle nie ma na świecie.Ten ktośmusiał takie nazwisko znalezć w jakiejś książce.Więc ten człowiek zakochany w Pol-ly zgłosił się jako Rupert van Deusen, żeby wkręcić się tu i przeprowadzić śledztwo nawłasną rękę.No, taki detektyw-amator.Bał się, że to może ona zabiła panią Sanford,i chciał bronić ukochanej, a teraz już wie, że to nie ona, więc wszystko jest na najlepszej185drodze i pewnie się wkrótce pobiorą.April skończyła na tym, uznawszy, że dla Diny tyle informacji wystarczy. Och! westchnęła Dina. Założyłam się z nim i wygrałam dolara dodała April. Chodzmy do Luke apo kilka butelek coli. April wstała. Po drodze opowiesz mi, jak ci się udało z pa-nem Desgranges em. To było tak. zaczęła od razu Dina.Dina lubowała się w szczegółach, toteż przeszły spory kawałek drogi do sklepu, ku-piły colę i wróciły nieomal przed dom, nim dobrnęła do faktów, jakie nasunęły jej siępo rozstaniu z Pierre em Desgranges, czyli Armandem von Hoehne, czyli Petrem De-smondem.April aż podskoczyła z oburzenia.Na szczęście nie ona, lecz Dina niosła butelki, boz pewnością w tym momencie wypuściłaby je z rąk. To przecież skończona bujda! powiedziała. Dino, jak mogłaś dać się tak na-brać! Teraz to rzeczywiście brzmi jak bujda przyznała Dina. Ale kiedy mi to mó-wił, wydawało się zupełnie prawdopodobne. Na wybrzeżu są regularne posterunki strażnicze rzekła April. Czuwajądniem i nocą.Powinnaś była o tym pamiętać. Po chwili namysłu dodała: Kto wie,może w tej historii jest ziarno prawdy, ale odwróconej! Strażnicy właśnie nie zwrócilibyuwagi na dziwaka Francuza malującego pejzaże. Ach, April! jęknęła Dina. Trzeba coś zrobić! Trzeba coś zrobić natychmiast! Nie bój się, zrobimy posępnie zapewniła ją April.Odniosły butelki do kuchni,otworzyły dwie, a resztę schowały do lodówki. Będziemy go śledzić, może przyłapie-my na dawaniu sygnałów czy na szpiegowaniu. Ależ to by trwało może długo protestowała Dina. Byłoby zresztą bardzotrudne! Jedna z nas musiałaby stale przebywać poza domem, a jak to wytłumaczyćmamusi? Szkoły przecież także nie sposób opuszczać. Zamyśliła się ściągając brwi. Musimy powiedzieć o wszystkim mamusi.Ona niech da znać policji.Bądz co bądz,przyczyni się do schwytania szpiega i zdobędzie sławę. To byłoby nienajgorsze przyznała April. Ale, wiesz, powiemy jej tylko o tejhistorii z panem Desgranges.O reszcie ani słowa.Chyba żeby się okazało, że to on za-bił Florę Sanford.Chwilę nasłuchiwały.Maszyna na piętrze terkotała szybko. Zrobię trochę herbaty z lodem i zaniesiemy matce zaproponowała Dina.W parę minut pózniej wspinały się po schodach, niosąc artystycznie zastawioną tacęz zimną herbatą i ciasteczkami.April zapukała i otworzyła drzwi, Dina weszła z tacą.Matka na chwilę przestała pukać na maszynie i spojrzała na córki.186 Jak to miło z waszej strony! powiedziała wesoło.Miała na sobie szlafrok, nieupięte włosy zwisały jej na kark. Właśnie już chciało mi się pić i jeść. Niech mamusia nie zapomina surowo odparła Dina że wczoraj skończyłaksiążkę, a jutro ma iść do fryzjera i manicurzystki. I do kosmetyczki też uzupełniła April. Pamiętam o tym niemal pokornie odpowiedziała matka. Chciałam tyl-ko zanotować parę pomysłów, póki mi nie wywietrzeją z głowy. Upiła łyk herbaty: Pyszne! pochwaliła.Wzięła ciasteczko i gryząc je spojrzała na ostatnią zapisaną kartkę papieru na biur-ku, potem na kartkę tkwiącą jeszcze w maszynie, i dodała parę słów. Mamusiu powiedziała Dina ten pan Desgranges, malarz, wcale nie jest ma-larzem.To szpieg! Nie nazywa się naprawdę Desgranges, to jest Armand von Hoehne,a udaje Petera Desmonda, ale pewnie kłamie. Urwała i nabierając tchu podjęła zno-wu: Mamusiu, trzeba zawiadomić policję i powiedzieć im, że wykryłaś szpiega! Dobrze, dobrze powiedziała matka. Chwileczkę. Zaiksowała dwa słowaw maszynopisie i na ich miejsce wstawiła dwa inne. Powiedział mi, że jest tajnym agentem, ale już mu teraz nie wierzę mówiła Dina bo przecież na wybrzeżu są strażnicy, a zresztą w środę była mgła i nikt się nie ką-pał. Słusznie powiedziała matka kąpać możecie się tylko przy słonecznej i cie-płej pogodzie. Wyjęła arkusik z maszyny dodając: W ogóle wolałabym, żebyściepływały w basenie klubowym. Mamusiu! apelowała Dina. Trzeba zaraz coś postanowić.Trzeba działać bezzwłoki! Zatelefonować do F.B.I. Czekała chwilę. Mamusiu! Uważaj chociaż przezminutę!Matka wkręciła nowy arkusik na wałek i wypisała paginę 11. Ależ słucham cię, kochanie powiedziała żywo.Wertując w kartkach maszynopisu, szukała czegoś na stronie trzeciej. Może właśnie w tej chwili on topi jakiś okręt albo coś w tym rodzaju! mówi-ła Dina.Matka napisała znów dwa słowa, podniosła znad maszyny oczy, uśmiechnęła sięi powiedziała: To już innym razem, dobrze? Moje złote.April westchnęła. No, cóż, dobrze powiedziała.Pchnęła Dinę ku drzwiom. Daruj nam, mamu-siu, że cię niepokoimy. Nic nie szkodzi rzekła matka. A herbata smakowała mi ogromnie. Zaczę-ła stukać na maszynie bardzo szybko.Gdy dziewczynki stały już w progu, podniosła na187nie wzrok i spytała: Czy mi się zdaje, czy mówiłyście coś, że chcecie iść na plażę i po-patrzeć, jak pan Desgranges maluje ocean? To doskonały pomysł! Nie, już zmieniłyśmy plany odparła April.W hallu pierwsza odezwała się Dina. Matka nie słyszała ani słowa z tego, co jej mówiłyśmy! Ma natchnienie stwierdziła April. Nie wolno jej przeszkadzać.Musimywszystko załatwić same.Zatelefonujemy.Dina była zmartwiona. Ale jak zrobimy, żeby nie przyznać się do znalezienia tych papierów pani Sanfordi w ogóle do wszystkiego? Zostaw to mnie! oświadczyła April.Wywiązała się krótka dyskusja, czy należy zatelefonować do J.Edgara Hoovera, doF.B.I., do komisariatu policji czy też do samego prezydenta Roosevelta.Ostatecznieskończyło się na tym, że zawiadomią Billa Smitha.April zatelefonowała do komisariatu policji, tam odsyłano ją od jednego urzędnikado drugiego, aż wreszcie powiedziano, że porucznik Bill Smith jest u siebie w domu.Napróżno tłumaczyła, że chodzi o bardzo ważną i pilną sprawę, odmówiono jej podaniaprywatnego numeru telefonu. Znajdziemy w książce pocieszała pełna optymizmu Dina.W książce figurowało pięciu Williamów Smith, ale żaden nie był tym, którego szu-kały.Wówczas April wpadła na pomysł zatelefonowania do sierżanta O Hare, którego nu-mer był w spisie.Powiedziała mu, że matka prosi o numer Billa Smitha, bo ma do niegointeres.Poczciwy sierżant, węsząc romans, udzielił im żądanej informacji.Dzięki temudotarły wreszcie do Billa.April od razu przedstawiła się w telefonie.W odpowiedzi głosBilla Smitha zadrżał z niepokoju. Co się stało? Może wasza matka. Nic jak dotąd się nie stało odparła April
[ Pobierz całość w formacie PDF ]