[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zapaliłem lampę stojącą na stole.Ukazała się butelka wódki, dwa kubki, wielki półmiseksmażonego mięsa.Kobzar, na wpół nagi, wciąż siedział na łóżku, rozczochrany i oszołomiony.W drewnianej misie na krześle zobaczyłem wielkie bycze serce. Skąd wzięliście to mięso?  spytałem. Kupiłem.w sklepie spółdzielczym.możecie sprawdzić. Z pewnością to zrobię.Chodzcie, towarzysze, pozwólmy mu dokończyć posiłek, łączniez byczym sercem.Chadaj prowadził, a mu podążaliśmy za nim w stronę domu na skraju wsi.To podobnotam odbywały się  orgie , o których z taką goryczą mówili chłopi.Poruszając się ostrożnie,po cichu, zbliżyliśmy się do domu.Przez szparę w okiennicy zajrzałem do wielkiego pokoju.Stółbył zastawiony butelkami, mięsem, chlebem i jarzynami.Wokół stołu, w parach, siedziało trzechmężczyzn  kierownik magazynu, zastępca kierownika sklepu i młynarz  i trzy kobietyw różnych stadiach roznegliżowania.Karas stanął przy drzwiach frontowych, Chadaj przy kuchennych.Ja zastukałem w okno. Kto tam?  zawołał wystraszony głos. Pełnomocny przedstawiciel.Natychmiast otwierać, bo strzelam.Ktoś otworzył drzwi.Zabawa zamieniła się w zamieszanie i panikę.Kobiety płakały. Przyszłam tu tylko dlatego, że byłam głodna  zawodziła jedna. Zmusili mnie, żebym tu przyszła  krzyknęła druga.Kazałem kobietom ubrać się i wyjść, a następnie poprosiłem swoich towarzyszy, żeby przeszukali dom.Znalezli pud mięsa, mnóstwo słoniny, kaszę, miód i kilka worków mąki. Kiedy wasi sąsiedzi umierają z głodu, wy kradniecie im żywność!  krzyknąłemz wściekłością. I nazywacie siebie komunistami! Bierzcie te zapasy na plecy! Marsz do domurady!Szedłem za nimi, dopóki nie dotarliśmy do budynku rady.Rankiem zjawili się milicjancii zabrali trzech złodziei do stolicy rejonu, miasta Piatichatki, na proces.Kiedy wieść się rozeszła,chłopi byli oburzeni. Nie powinniście ich odsyłać na proces  mówili. My lepiej wiemy, co trzeba z nimizrobić.Kiedy zaczęto zwozić świeżo zebrane zboże do nowego spichlerza przy stacji kolejowej,dokonałem odkrycia, które przejęło mnie zgrozą.W ceglanym budynku znajdowały się tysiącepudów zboża z zeszłorocznych zbiorów! To były rezerwy państwowe dla obwodu, ale fakt ichistnienia ukryto przed głodującą ludnością.Setki mężczyzn, kobiet i dzieci zmarły z głoduw okolicznych wioskach, chociaż zboże było zmagazynowane niemal pod ich progiem!Chłopi, którzy byli ze mną, kiedy znalezliśmy  rezerwy państwowe , patrzyliz niedowierzaniem i klęli w gniewie.Nie miałem im tego za złe, oczywiście, ale wymogłemna nich obietnicę, że nikomu o tym nie powiedzą.Obawiałem się, iż wiadomość podkopie moralepodczas żniw.Pózniej dowiedziałem się, że w wielu innych częściach kraju rząd zgromadziłogromne rezerwy, a okoliczni chłopi umierali z głodu.Tylko Stalin i Politbiuro mogliodpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak uczyniono  ale tego nie zrobili.5 %7łniwa były praktycznie zakończone.O zmierzchu pewnego pogodnego dnia wyjechałemw pole dwukółką.Z oddali usłyszałem żniwną pieśń, głosy mężczyzn i kobiet pięknie sięzlewały.Po tylu miesiącach wypełnionych śmiercią i cierpieniem znowu śpiewali!Błogosławiona prostota i bezgraniczna dobroć ludu naszej ukraińskiej ziemi!Wkrótce zauważyłem, że śpiewacy maszerują w moim kierunku, jakby w procesji,z nauczycielem Iwanem Piotrowiczem na czele.Był to podnoszący na duchu widok, mężczyzniw najlepszych ubraniach, kobiety w haftowanych odświętnych bluzkach, z wiankami polnychkwiatów na głowach.Na ich twarzach malowała się prawdziwa radość.Wstrzymałem koniei zsiadłem.Procesja podeszła bliżej i zatrzymała się; były tam ze dwie setki mężczyzn i kobiet. Wiktorze Andriejewiczu  powiedział nauczyciel donośnym głosem, aby wszyscymogli słyszeć  dotrzymaliśmy słowa.%7łniwa zostały ukończone  dziesięć dni przed terminem.Widzieliście, jak pracujemy.Wiedząc, że większość z nas była głodna i słaba po strasznej zimiei wiośnie, musicie przyznać, że to prawdziwe bohaterstwo. Dziękuję, Iwanie Piotrowiczu  odparłem  i dziękuję wam wszystkim, towarzysze.Procesja rozproszyła się.Zagrały akordeony i młodzi ludzie zaczęli tańczyć.Chadaji Demczenko dołączyli do mnie.W ciągu roku od poprzednich żniw niemal połowa mieszkańcówwioski zmarła z głodu i chorób, które mu towarzyszą.Teraz ci, którzy przetrwali, znowu zaczęliżyć.Państwo miało im zabrać większość nowego zboża, ale zbiory były dobre, i to,co pozostanie, powinno niemal wystarczyć, aby przeżyć kolejny rok.Na polach Demczenki odbywał się festyn pod gołym niebem, a chociaż miałemdo napisania pilne listy, nie mogłem odrzucić jego zaproszenia.Scenerię oświetlały latarniei wielkie ogniska.Po niekończących się uściskach dłoni, wzajemnych gratulacjachi przemówieniach zaczęły się tańce.Tutaj też zdawała się odradzać nadzieja nowego życia.Tej nocy napisałem końcowy raport dla wydziału politycznego, ogłaszając wykonaniezadania dziesięć dni przed wyznaczonym terminem.Zameldowałem też o aresztowaniu złodzieii zaleciłem usunięcie ze stanowiska Kobzara, Czyża i kilku innych funkcjonariuszy.Kilka dni pózniej, kiedy przeprowadzałem inspekcję pól, usłyszałem nagle klakson samochodu.Zdumiałem się na widok kilku wielkich, pięknych limuzyn, jadących drogą.Musielito być ważni goście.Spiąłem konia i pogalopowałem w kierunku samochodów.Zatrzymały sięi wysiadło z nich kilkunastu ludzi.Jeden ruszył w moją stronę.Rozpoznałem towarzyszaChatajewicza.Zsiadłem z konia i wyszedłem mu na spotkanie.Uścisnęliśmy sobie ręce.Potem, surowym tonem, Chatajewicz spytał: Towarzyszu Krawczenko, kiedy zakończyliście żniwa? Trzy dni temu, czyli dziesięć dni przed terminem wyznaczonym dla tego rejonu. Tak słyszałem.Ale słyszałem też inne rzeczy.Na przykład, kto wam dał pozwoleniena żęcie owsa i jęczmienia i korzystanie z państwowych zapasów mleka? Dlaczego zabroniliścieagitacji antyreligijnej? Jesteście zdyscyplinowanym członkiem partii czy jakimś anarchistą? Towarzyszu Chatajewicz  odpowiedziałem spokojnie  nie mogłem postąpić inaczej.Dzieci umierały.Konie padały.Kołchoznicy nie mieli siły przystąpić do żniw.Państwootrzymało swoje zboże w odpowiedniej ilości i przed terminem.To prawda, kosztowało mnie tokilkaset pudów zboża.Ale inwestując te kilkaset pudów, ocaliłem wiele tysięcy.Jeśli toprzestępstwo, jestem gotów za nie odpowiedzieć.Chatajewicz ujął mnie za ramię.Uścisnął je w przyjacielski sposób, który nie pasowałdo jego ostrego tonu.Najwyrazniej robił tę scenę  na pokaz.Zaczął iść, oddalając się od swoichtowarzyszy i ochroniarzy. Jesteście przyszłym inżynierem, jak mi powiedziano, i oddanym członkiem partii.Alenie jestem pewien, czy rozumiecie, co się tu dzieje [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl