[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W krótkim czasieuczeń mój zrobił takie postępy w mowie, że o najpotrzebniejszych rzeczach mogliśmy się rozmówić.Wrok zaś szczebiotał wcale niezle.Przez ten czas nauczyłem go opatrywania kóz, prac koło roli, siana iżęcia.Oprócz tego garncarstwa, piekarstwa, krawiectwa, ciesiołki i wszystkiego, co sam umiałem.Wewszystkim okazywał wiele pojętności, a jeszcze więcej dobrej chęci.Wkrótce mogłem się nim wyręczyć.Pracowaliśmy wspólnie i nigdy nie dałem mu uczuć, że go uważam za służącego, gdyż w samej rzeczybył moim przyjacielem.Rok ten upłynął nam bardzo prędko i przyjemnie.Kiedy już mógł odpowiadać na moje pytania,prowadziliśmy zajmujące gawędki.Jednego dnia zacząłem go wypytywać o kraj rodzinny.- To tam.tam.daleko Piętaszka wyspa, odrzekł, wskazując na południe, a tam dalej druga, gdziemieszkają jego nieprzyjaciele.- Czy pokolenie, do którego należysz, zwyciężyło kiedy wrogów?- O, tak, my bijemy bardzo dużo nieprzyjaciela, a on ucieka.- Jeżeli się tak dobrze bijecie, dlaczegóż dałeś się złapać?- Piętaszek i trzech zjedzonych byli daleko.Nieprzyjaciół wielka moc obskoczyła nas, tak dużo niemożna bić i już wszyscy leżą w łodzi powiązani.- A czemuż wasi wojownicy nie przyszli wam na pomoc?- Bo nas zaraz wsadzili do łodzi i tamtych zabili, a Piętaszek uciekł.- Czy wy także zabijacie i pożeracie niewolników?- Tak, bracia Piętaszka jedzą, wszystkich jedzą, tu na tej wyspie, bo w domu nie wolno.- A ty, czy byłeś kiedy tutaj z nimi?- Piętaszek był tam daleko, rzekł, wskazując na zachód.- Czy łodzie wasze rozbijają się kiedy?- Nie, ale trzeba jechać ostrożnie, bo jak morska rzeka porwie, to już czółno do domu nie powróci.Widać więc, że znali ów gwałtowny prąd, który mnie o mało nie porwał na przestwory oceanu.Piętaszek zawsze mówił o sobie w osobie trzeciej, podobnie jak to mówią dzieci.Naród swój nazywałeKarib d, podobnie jak i innych wyspiarzy, z tą tylko różnicą, że gdy mówił o swoich, nazywał icheMocny Karib d.Opowiadał mi także, że na południu, w dużej ziemi, biali ludzie wymordowali całe narody Indian.Widocznie odnosiło się to do Hiszpanów, których okrucieństwa były tak straszne, że wieść o nich doszłanawet do uszu Karaibów.Zaprowadziłem go raz do mego czółna, a wskazując je, spytałem:- Czy można na takim dostać się do ziemi, gdzie biali ludzie mieszkają?- O, nie, nie, trzeba dwa czółna takie jak Robinsona, bo jedno morze przewróci.Nie mogłem zrozumiećz początku, dlaczego jedno czółno może woda zatopić, a dwóch nie.Pózniej dopiero pomiarkowałem, żenie umiejąc powiedzieć dwa razy większe, mówił dwa czółna.W półtora roku po swym przybyciu na wyspę, Piętaszek tyle się nauczył po angielsku, że mogłem jużzacząć z nim naukę religii.Jednego razu usiedliśmy w niedzielę pod drzewem, a ja go zapytałem:- Czy wiesz, kto stworzył to wszystko, co widzisz wokoło?- Wiem.Wszystko to zrobił stary, bardzo stary Benamuki.On mieszka na bardzo wysokich górach i jeststarszy niż ziemia i morze.- Czy modlisz się do niego?- Nie, Piętaszkowi nie wolno, ani żadnemu Karaibowi, tylko Uwukakis starzy chodzą do niego na górę imówią to, o co ich Karaibowie prosili.Jakby kto inny poszedł, to go Benamuki zabije i pożre, bo jestzły, bardzo zły.Trzeba mu dać dużo ryb i patatów, żeby piorunami nie zabił Karaibów i chat ich niespalił.- A jak z was który umrze, co się z nim dzieje?- Idzie do Benamuki, ale tylko życie, a ciało palą, albo jedzą.Z tej rozmowy poznałem, że kapłani Karaibów zwani Uwukakis, obrawszy się pośrednikami międzyludem a bożkiem Benamuki, utrzymują dzikich w ciemnocie i zabobonie i wyciągają z nich ofiary,którymi się bogacą.Zacząłem to objaśniać Piętaszkowi.Słuchał mnie ze zdziwieniem i oburzeniem.Potem dałem mu poznać Boga chrześcijan.Boga dobroci i miłości.Stworzyciela i Ojcanajmiłosierniejszego.Mówiłem mu długo o niebie, o życiu wiecznym, o nagrodzie dla poczciwych, okarze dla występnych, o miłości ku Bogu i blizniemu i czci, z jaką wielbić powinniśmy naszegodobrotliwego Pana.Indianin słuchał mnie z największą uwagą, kiwając głową i wznosząc piękne oczy kuniebu.Widziałem, że najbardziej podobało mu się życie naszego Zbawiciela, jako też modły wprost doStwórcy zanoszone.Zachwycał go opis mądrości i potęgi Bożej, a uderzała wszechstronność Stwórcy.- Bóg twój, Robinsonie, zawołał, musi być daleko potężniejszy, bo jest wszędzie, słyszy wszystko iwszystko może.Tymczasem Benamuki stary siedzi na górze, zamiast królować nad słońcem i nadgwiazdami i o niczym nie wie, tylko o tym, co mu Uwukakis powiedzą.- Masz słuszność Piętaszku, odpowiedziałem mu, potężniejszy jest od wszelkich istot, bo je samstworzył.W ten sposób szła dalej nauka religii.Chodziliśmy razem do mej świątyni na wzgórzu i modlili sięwspólnie, a z czasem Piętaszek stał się wzorem chrześcijanina.Dziękowałem Bogu, że mi zesłał takiegotowarzysza, a tęsknota od czasu przybycia chłopca prawie zupełnie ustała.Podczas trzechletniegopożycia nie mieliśmy najmniejszego nieporozumienia.W święta czytywałem Piętaszkowi Pismo Zwięte istarałem się wytłumaczyć jego znaczenie, o ile moje wiadomości na to pozwalały
[ Pobierz całość w formacie PDF ]