[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ann jednak albo jej nie zrozumiała, albo nie chciała zrozumieć.Potem łazik zaczął nagle gwałtownie hamować i po chwili stanął.Nikt nie obserwował drogi i teraz wszyscy rzucili się nerwowo do frontowego okna.Przed nimi leżała jakaś płaska biała płyta, tarasując drogę na przestrzeni prawie stu metrów.– Co to jest? – krzyknął George.– Nasza pompa zmarzlinowa – odparła Nadia wskazując palcem.– Musiała pęknąć!– Albo zadziałała aż za dobrze! – wtrącił Simon.– To przecież wodny lód!Przełączyli rover na sterowanie ręczne i podjechali bliżej.Zamarznięty wylew pokrywał drogę jak tafla białej lawy.Pospiesznie ubrali się w walkery i wysiedli.– Mamy własne lodowisko – stwierdziła Nadia i podeszła do pompy.Zdjęła pokrywę ochronną i zajrzała do wnętrza.– No tak.uszkodzenie izolacji.Woda zamarzła właśnie tutaj i zacisnęła kurek na pozycji otwartej.Swoją drogą, jest tu niezły poziom ciśnienia.Woda płynęła tak długo, aż zamarzała w wystarczająco grubą warstwę, blokując pompę.Teraz wystarczy stuknąć młotkiem, a otrzymamy maleńki gejzerek.Poszła do skrytki z narzędziami w podwoziu modułu i wyjęła kilof.– Uwaga! – krzyknęła.Uderzyła w lód w miejsce, gdzie pompa łączyła się z wężem i w powietrze trysnął wysoki na metr strumień mętnej wody.– No, no! – Płyn bryznął na białą taflę lodu i pomimo intensywnego parowania jego część w ciągu kilku sekund zamarzła na powierzchni w kształcie białego kilkupłatkowego liścia.– Popatrzcie na to! – Otwór również zamarzł, więc strumień wody błyskawicznie opadł i buchnęła para.– Spójrzcie, jak szybko zamarzła!– Wygląda teraz jak krater rozbryzgowy – zauważyła Nadia z uśmiechem.Widok był naprawdę piękny: najpierw tryskająca woda, a potem gwałtowna para podczas zamarzania.Nadia odłupywała lód dokoła zamkniętego zaworu, podczas gdy Ann i Phyllis spierały się na temat przemieszczania się wiecznej zmarzliny, ilości wody znajdującej się na tej szerokości areograficznej i tak dalej.Można by pomyśleć, że te ciągłe kłótnie powinny się im już dawno znudzić, a jednak wciąż zaczynały od nowa.Najwyraźniej tak bardzo się nie znosiły, że nie potrafiły się powstrzymać.To była z pewnością ich ostatnia wspólna podróż.Nadia zresztą również nie miała już ochoty więcej podróżować z Phyllis, George’em i Edvardem, którzy wiecznie tryskali zadowoleniem z siebie, na każdym kroku manifestowali coś w rodzaju poczucia przynależności do kasty „wybrańców” i uważali, że wszystko wiedzą najlepiej.Ann z kolei skutecznie zrażała do siebie niemal wszystkich; jeśli się nie zmieni, zostanie zupełnie sama i nikt nie będzie chciał jej towarzyszyć w następnych wyprawach.Na przykład te uwagi na temat Franka – niewiarygodny szczyt głupoty: opowiadać Phyllis, jaki to straszny z niego człowiek.Jeżeli Ann zrazi do siebie wszystkich poza Simonem, to nie będzie miała z kim rozmawiać w podróży, ponieważ Simon Frazier był najcichszym z całej setki osobnikiem.W czasie całej podróży wypowiedział może ze dwadzieścia zdań.To było niesamowite, jazda z nim przypominała podróż z głuchoniemym.Chociaż, kto wie, może rozmawiał z Ann, kiedy zostawali sami?Nadia zamknęła zawór, a następnie całą pompę.– Tam daleko na północy trzeba będzie zastosować grubszą izolację – powiedziała w przestrzeń, odnosząc narzędzia z powrotem do pojazdu.Była już zmęczona nieustannymi złośliwymi uwagami i kłótniami; pragnęła wreszcie wrócić do bazy, do swojej zwykłej pracy.Chciała też porozmawiać z Arkadym.On jeden zawsze potrafił ją rozśmieszyć, a i ona, w jakiś naturalny sposób, wcale się specjalnie nie starając (właściwie nigdy się nie zastanawiała, jak to się dzieje) często prowokowała go do śmiechu.Dołożyli kilka kloców wyciętych z lodowej tafli do pozostałych próbek i ustawili cztery kolejne transpondery, aby naprowadzić piloty automatów w pobliże wylewu.– Może wyparować, prawda? – spytała Nadia.Ann, całkowicie pogrążona w myślach, nie dosłyszała pytania.– Tak, tak, tu jest naprawdę dużo wody – mruczała do siebie; w jej głosie wyczuwało się zmartwienie.– Masz cholerną rację! – krzyknęła Phyllis.– Więc może teraz pojedziemy obejrzeć pokłady, które dostrzegliśmy na północnym krańcu Mareotis?Im bliżej byli bazy, tym bardziej Ann stawała się milkliwa i wyobcowana; jej twarz niemal przez cały czas była napięta jak maska
[ Pobierz całość w formacie PDF ]