[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tej nocy miał Marcin Mudroń śliczny sen.Zdawało mu się,że święty Antoni przez łąkę jasną, zieloną, pełną kwiatów, jak nawiosnę bywuje, szedł i dwoje jego dzieci za ręce prowadził.Jasia poprawej stronie, Zosię po lewej.Dzieci sie do niego uśmiechały, a on,co je z ręki puścił, to je po głowach pogładził.Słońce takie jasneświeciło, jakiego Marcin nigdy nie widział.Była to niedziela cichai pogodna, a kwitnąca kwiatami.Szedł święty Antoni z dziećmiMudronia przez łąkę coraz dalej, coraz dalej, aż w jakiś obłok złoci-sty począł z nimi wnikać, aż zniknął.Obudził sie Marcin Mudroń pełen rzeźwości i wesela.Nauczyw-szy dzieci, aby od izby nie odchodziły l gdzie jeść mają nagotowione,poszedł do wójta.Wójt sie prawie na oborze kręcił.- Niek bedzie pokfalony! - ozwał sie Mudroń, zdejmując pokorniekapelusz.332Na skalnym Podhalu- Na wieki wieków! Je cos ta? - zapytał wójt wyniośle.- Swienty gotowy.Sełbyk na farby w Nowy Targ.- E wiera! Cysto piekniejek o farbuk zabacył! Kielo to trza?- Cy jo wiem? Trza farby zółtej, cornej, biołej, niebieskiej,cyrwonej i rózanej.Seści farbów trza.- Ale moc?- Je ta jino jacy cornej, na odzienie.Wójt sięgnął za pas, dobył trzycwancygiery, dał Marcinowi i rzekł:- No to leć! A jak co zwysys, to oddaj!- Tak bedzie.Ostańcie s Pane Boge! - odpowiedział Marcin,ukłonił sie wójtowi nisko i ruszył przed się.Nakupił farb, jakich trzeba było, głód mu kiszki skręcał, ale sobiez domu zapomniał jedzenia wziąć, a choć cwancygiera i trzynaściegrajcarzy zwyższył, nie śmiał pieniędzy wójtowych ruszyć.A w mieściebyło tyle obwarzanków, pierników, cukierków dla dzieci!.W samymtym sklepie, gdzie na farby był.Trzy razy Mudroń Szaflarską ulicąwychodził i trzy razy wracał.Na koniec nie mógł się przewalczyć, niemógł się przełamać - kupił dzieciom cukierków za dwa dudki wójtowe.Postanowił to powiedzieć wójtowi i że mu wróci z zarobku zeświętego.Postanawiał to całą drogę, a gdy znowu na oborze wójto-wej przed wójtem po południu stanął, brakło mu odwagi.Wójt się farbom przypatrzył, pokiwał głową, odebrał resztępieniędzy, cwancygiera, śtyry dudki i grajcar, ale widząc dziwnepomieszanie Mudronia, zapytał podejrzliwie:- Kieloś dał?- Dwa cwancygiery - zawahał sie Mudroń - osiem dudków i glajcarz.- Nie cyganis?- Nie.- Jo sie ta dowiem u Laura na drugi pendziałek, w jarmak - rzekł wójt.Mudroń zadrżał w sobie, ale pomyślał szybko: Do drugiego po-niedziałku on będzie miał pieniądze za świętego Antoniego, wójtowiwróci dwa dudki, a jeszcze mu piwa na tym jarmarku kupi, to się zagodzi.333Kazimierz Przerwa-Tetmajer- No idź - ozwał się wójt wyniośle i odwrócił się z poleceniem doparobka.- S Pane Boge ostańcie! - bąknął Mudroń nieśmiało.- Boze cie prowadz!Nie! Nie!.Jak to Zosia wyciągnie obie rączki do tych cukierków,jak to się Jaś do nich roześmieje!.Nie, nie - - niech ta juz bedzie, cofce, lepiej zrobił, że kupił.Nie ukradł, ino pożyczył.Wróci.Jeszcze wójtowi piwa kupi.To tak jakby z lichwą wrócił, a jeszcze s kielom!I wyciągnęła Zosia rączki do cukierków, i ośmiał się do nich Jaś.- Doble - mówiła Zosia.- Słodkie - mówił Jaś.- Tato, to cutieiti? - pytała Zosia.- Cy sie to sieje i pote rośnie? - pytał Jaś.A Mudroń im dawał, dawał, aż już nic w papierze nie było.- Nie ma wiencyl? - spytała sie Zosia.- Tato, dejciez jesce! - prosił Jaś.A kiedy Mudroń poszedł do sąsiada garnków parę pożyczyć na goto-wanie farb - „Nie ma wiencyl!” - mowiła smutno Zosia, zaś Jaś rozumo-wał: Trza beło dwa abo seś zasiać, toby beły na drugom wiesne urosły.Mudroń wrócił z garnkami, ugotował farb i nazajutrz od ranamalował przez cały dzień świętego Antoniego.Na szczęście pogodabyła śliczna i trwała i święty mógł schnąć i na polu.Na koniec nadszedł ten dzień, kiedy figura wyschła do znaku,i wówczas Mudroń udał się do wójta donieść, że skończył.Było towe środę.Nazajutrz było święto we czwartek i wójt obiecał przyjśćobejrzeć świętego.Jakoż po południu w towarzystwie najdostojniejszych gospoda-rzy wkroczył wójt w obejście Marcina Mudronia.Kloc, wyobraża-jący świętego, wykrzesany w jodle, stał podżwignięty na okrągłejpodstawie, którą mu Mudroń umyślnie sporządził.Popatrzał wójt, popatrzeli inni chłopi i nagle ogromny, nie-pohamowany śmiech wybuchnął z ich szerokich piersi ponad334Na skalnym Podhalubłyszczącymi od mosiężnych klamer pasami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]