[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przyrzekł wystarać się Łucji o pracę windziarki.- Tam jest jeden dyrektor - mówił - trochę fioł.Robotnicy się śmieją: socjalistyczne pałace chce stawiać.To on cię weźmie.- Łucja wzruszyła ramionami: - Kobyły do auta nie zaprzęgniesz.Mam już pięćdziesiąt lat, dwadzieścia lat piorę.Mnie technika nie zmieni.- Ludzie się uczą - mówił Cyga.- Stare baby chodzą na czytanie.Sam się niedawno nauczyłem szoferki.- Ale samochód ci zabrali - szydziła Łucja - masz swoją technikę! - Cyga kiwał głową: - To tak dzisiaj jest.Jedną ręką uczą, drugą zabierają.Z twoimi dwoma tak samo zrobili.Patrzyła nań z ukosa, myśląc, że raz nareszcie powiedział coś mądrego.Pożyczył jej trzysta złotych.- Nie wiem, kiedy spłacę - ostrzegła.- Kobieto - mruknął Cyga - wtedy po pogrzebie, czterdzieści pięć złotych, pamiętasz? To nie koledzy uzbierali.Przyniosłem ci je w zębach i nie prosiłem o zwrot.- Głupi - szepnęła Łucja.- Zawsze byłeś głupi.- I pochyliła się nad balią.- Okazało się - mówił adwokat - że dobre dziecko jest bezinteresowne.Słyszało, że koledzy gdzieś się wybierają, i poszło z nimi z czystej ciekawości.Na szczęście, stało tylko przed sklepem w charakterze czujki.Liczę na dwa lata, pani Król.Może z zawieszeniem.Stasia zobaczyła po sześciu tygodniach.Kiedy wprowadzono go do izby widzeń, uśmiechnął się na widok Łucji.- Mamo - powiedział - źle wyglądasz.- Słuchał z roztargnieniem jej pytań, kiwał głową i milczał.Miała wrażenie, że wypatruje czegoś poza jej plecami; z ciekawością obrzucał wzrokiem innych odwiedzających i uśmiechał się do strażników.- Stasiu - spytała - co ci jest? - Zrobił błazeńską minę, pokorną i drwiącą.Potem mrugnął do milicjanta, który przysłuchiwał się rozmowie, i powiedział: - Grunt się nie przejmować.- Dlaczego z nimi poszedłeś? - pytała Łucja.Opowiedziała mu, co mówią w szkole.W tym roku nie będzie mógł zdawać matury, ale na jesieni przyjmą go z powrotem.Wszyscy go żałują, niech tylko przyrzeknie, że już takie głupstwo nie strzeli mu do głowy.- Nawet Zenon ci darował - mówiła - chociaż z początku odgrażał się na ciebie.- Staś słuchał z wielką uwagą i oczy cofnęły mu się w głąb, zmalałe z namysłu.- Ile dostanę? - szepnął.Gdy powtórzyła słowa adwokata, że wyjdzie pewnie po sprawie, Staś zastanowił się i posmutniał.- Wie mama - powiedział po chwili - ja już nie pójdę do szkoły.- Przeraziła się.Zaczęła go prosić, tłumaczyć, żeby był rozsądny, niech dla niej ma trochą litości, niech jej nie zabija.Przysłuchiwał się pilnie, nawet potakując, i w pewnej chwili spostrzegła, że pochylił głowę i przymknął oczy, jakby chcąc ukryć łzy.- Stasiu.- westchnęła.- Ja mamie powiem - odezwał się nagle - ja się nad wszystkim namyśliłem.Niech mama słucha.Ja już wiem, ja.- Skończona rozmowa - powiedział strażnik.- Obywatelko, proszę przerwać.Łucji biło serce.Zaczęła prosić, żeby pozwolił jej zostać jeszcze chwilę, syn ma ważną sprawę, nie zdążyli się porozumieć.- Skończone - powtórzył strażnik - niech się obywatelka zwróci o drugie widzenie.Minął przepisany czas.Dał znak Stasiowi, który patrzył z przestrachem na Łucję.Chciał jej coś powiedzieć, rozumiała, że była to najważniejsza rzecz i że już nigdy jej się od niego nie dowie.Stał przez chwilę, zaciekawiony i niepewny, zerkając to na nią, to na strażnika.A potem zrobił swoją śmieszną i płaczliwą minę.Odgadła, że uciekła mu już myśl i nie miał teraz nic do powiedzenia.W drodze do domu widziała jego przestraszone oczy.Musiało go coś dręczyć.Co? co? - zachodziła w głowę - dlaczego tak na nią patrzył? Nie mogła zapomnieć jego wzroku.Stał się nagle sobą, prawdziwym.W tym jednym momencie na pewno nie udawał.Wiedziała, że się czegoś strasznie bał.To była jej wina, nigdy nie potrafiła go zrozumieć.I może dlatego teraz najbardziej go kochała.Od dnia, gdy aresztowali Stasia, mniej się martwiła o Klemensa.Chwilami czuła wstyd, ale tak było.Klemensa wzięli już dawno, czas płynął, przyzwyczaiła się do tej myśli.Adwokat powiedział, że jego sprawa wymaga cierpliwości.Nic nie da się załatwić.Trzeba czekać.Czekała.I z czasem do tego przywykła.Raz tylko w nocy zbudziła się ze zgrozą: dwóch synów! dwóch synów w więzieniu! Nazajutrz pobiegła na Widok do adwokata.- Niech pani nie histeryzuje - denerwował się - w dzisiejszych czasach to normalne.- Wracała spokojniejsza.Zenon był zdania, że Klemensa prędko nie wypuszczą.- Niech mama czyta gazety - mówił.- Znów się coś szykuje.- W gazetach pisali o wojnie.Łucja odkładała okulary.Wojna? Kombinowała szybko: zahandlować jeszcze potrafi, piwnica jest solidna, a w razie czego na wieś; liczyła na swoich dawnych klientów.Znowu się wszystko zmieni i trzeba będzie zaczynać od początku.Kiedyś usłyszała, jak Roman rozmawia z Zenonem o wojnie.Kłócili się o bombę atomową.- To będzie tak jak z gazami - twierdził Roman - skończy się na strachu.Zawsze decyduje piechota.- Zenon kładł ręce na stole i przybliżał twarz do jego twarzy.- Człowieku - szeptał - z twojej piechoty zostanie mokra plama.- Wymienił jakieś miasto japońskie, na które zrzucono bombę atomową.- Wiesz, co się wtedy dzieje? - chuchał mu w nos.- Ciało się ulatnia! Nie ma cię, jest tylko twój cień.- Bujda - mruczał Roman [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl