[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Hetman przerwał czytanie. To diabeł! rzekł zamiast iść za księciem, to on przed księciasię wysforował! Niechże go kule biją!. dodał półgłosem pan Oskierko.Hetman czytał: Bo chociaż niebezpieczna to była impreza, gdyż podjazdy szerokoszły, wszelako dwa zniósłszy i nikogo nie żywiąc, w przodek się wydo-stałem, od czego wielka księcia napadła konfuzja, albowiem zaraz po-czął suponować, iż jest otoczony i jako w potrzask lezie. To dlatego to niespodziane cofanie się! zawołał hetman. Dia-beł, czysty diabeł!Lecz czytał coraz ciekawiej: Książę nie rozumiejąc, co się stało, jął głowę tracić i podjazd zapodjazdem wysyłał, któreśmy też znacznie szarpali, iż żaden w tejsamej liczbie nie wracał.Idąc zaś w przodku wiwendę przejmowałem,groblem rozkopywał i mosty psuł, tak iż z wielką fatygą postępowaćprzed się mogli, nie śpiąc, nie jedząc, dnia i nocy bezpiecznej niemając.Z obozu nie mogli się wychylić, bo ordyńcy nieostrożnychchwytali, co się zaś obóz zdrzymnął, to mu z łozy okrutnie wyli, onizaś myśląc, iż wielkie wojsko na nich następuje, przez całe noce wgotowości stać musieli.Czym książę do znacznej desperacjiprzywiedzion nie wie, co ma począć, gdzie iść i jako się obrócić dlatego rychle nań następować trzeba, póki terror nie przejdzie.Wojskama sześć tysięcy, ale blisko tysiąca stradał.Konie mu padają.Rajtariadobra, piechoty słuszne, Bóg jednak dał, iż to z dnia na dzień topnieje,a byle nasze wojska ich dosięgły, to się rozlecą.Karoce książęce, częśćkredensu i rzeczy zacnych w Białymstoku zachwyciłem, z dwiemaarmatami, alem co większe potopić musiał.Książę-zdrajca odustawicznej cholery silnie zachorzał i ledwie na koniu usiedzieć może,febris nie opuszcza go dniem i nocą.Panna Borzobohata zagarnięta, alechorym będąc, na cnotę jej nastawać nie może.Wieści takowe ikonfesje o desperacji od jeńców powziąłem, których moi Tatarzyprzypiekali i którzy byle ich jeszcze raz przypiec, prawdę powtórzyć sągotowi.Za czym służby moje pokornie J.W.Panu i Hetmanowi memupolecając, o przebaczenie, jeślim w czym pobłądził, proszę.Ordyńcydobrzy pachołkowie i widząc siła zdobyczy, okrutnie służą.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG455 Jaśnie wielmożny panie! rzekł Oskierko. Już wasza wielmoż-ność pewnie mniej żałuje, że Wołodyjowskiego tu nie masz, bo i tentemu wcielonemu diabłu nie wyrówna. To są zdumiewające rzeczy! rzekł biorąc się za głowę pan Sa-pieha. A nie łżeli on? To ambitna sztuka! On i księciu wojewodzie wileńskiemu prawdęw oczy gadał ani dbając, czy mu miło słuchać, czy niemiło.Ot! ten samproceder co z Chowańskim, jeno Chowański miał piętnaście razy wię-cej wojska. Jeśli to prawda, to trzeba następować jako najprędzej rzekł Sa-pieha. Póki się książę nie opamięta. Ruszajmy, na miły Bóg! Tamten mu groble rozkopuje, to i do-gnamy!Tymczasem jeńcy, których Tatarzy w kupie przed hetmanem trzy-mali poczęli, widząc przed sobą hetmana, jęczeć, płakać, nędzę swojąokazywać i różnymi językami litości wzywać.Byli bowiem międzynimi Szwedzi Niemcy i przyboczni Bogusławowi Szkoci.Pan Sapiehaodjął ich Tatarom, jeść dać kazał i konfesaty bez przypiekania prowa-dzić.Zeznania potwierdziły prawdę stów Kmicicowych.Więc wszystkiewojska sapieżyńskie ruszyły z wielkim impetem naprzód.NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG456ROZDZIAA 38Następna relacja Kmicicowa przyszła z Sokółki i brzmiała krótko: Książę, aby wojska nasze omylić, symulował pochód ku Szczu-czynowi, dokąd podjazd wysłał.Sam z główną siłą poszedł do Janowa itam posiłki w piechocie otrzymał, które kapitan Kyritz przyprowadził:ośmset ludzi dobrych.Od nas ognie książęce widać.W Janowie majątydzień wypocząć.Jeńcy mówią, że i bitwę przyjąć gotów.Febra trzę-sie go ciągle.Po odebraniu tej relacji pan Sapieha, zostawiwszy resztę wozów iarmat ruszył komunikiem do Sokółki i na koniec dwa wojska stanęłysobie oko w oko.Przewidywano też, że bitwa jest nieuchronną, gdyżjedni nie mogli już dłużej uciekać, drudzy gonić.Tymczsem jako zapa-śnicy, którzy po długiej gonitwie mają się schwycić za bary, leżeli na-przeciw siebie, łapiąc powietrze w zadyszane gardziele i odpoczywa-li.Pan hetman, gdy ujrzał Kmicica, chwycił go w ramiona i rzekł: Już mi i gniewno było na ciebie, żeś tak długo znać o sobie niedawał, ale widzę, żeś więcej sprawił, niż się spodziewać mogłem, i daBóg wiktorię, twoja, nie moja będzie zasługa.Szedłeś jako anioł stróżza Bogusławem!Kmicicowi złowrogie światła zabłysły w oczach. Jeślim mu aniołem stróżem, to i przy skonaniu jego być muszę. Bóg tym rozrządzi rzekł poważnie hetman ale chcesz, aby ciębłogosławił, to ścigaj nieprzyjaciela ojczyzny, nie prywatnego.Kmicic skłonił się w milczeniu, ale nie znać było, aby piękne słowahetmańskie wywarły nań jakiekolwiek wrażenie.Twarz jego wyrażałanieubłaganą nienawiść i tym była grozniejsza, że trudy pościgu za Bo-gusławem wychudziły ją jeszcze więcej.Dawniej w tym obliczu malo-wała się jeno odwaga i zuchwała płochość, teraz stało się surowym izarazem zawziętym.Aatwo zgadłeś, że komu ten człowiek zapisał wduszy zemstę, ten winien się strzec, choćby był Radziwiłłem.Jakoż mścił się już straszliwie.Usługi w tej wojnie oddał istotnieolbrzymie.Wysforowawszy się przed Bogusława, zbił go z tropu, po-mylił jego rachuby, wpoił weń przekonanie, iż jest otoczony, i do cofa-NASK IFP UGZe zbiorów Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG457nia się przymusił.Dalej szedł przed nim dzień i noc.Podjazdy znosił,dla jeńców był bez miłosierdzia.W Siemiatyczach, w Bockach, w Orleji około Bielska napadł głuchą nocą na cały obóz.W Wojszkach, niedaleko Zabłudowa, w szczerych radziwiłłow-skich ziemiach, wpadł jak ślepy huragan na samą kwaterę książęcą, takiż Bogusław, który właśnie był do obiadu zasiadł, omal żywcem niewpadł w jego ręce i tylko dzięki panu Sakowiczowi, podkomorzemuoszmiańskiemu, wyniósł zdrową głowę.Pod Białymstokiem Kmicicporwał karoce i kredensy Bogusławowe.Wojsko jego znużył, roz-przęgł, ogłodził.Wyborne piechoty niemieckie i rajtarie szwedzkie,które Bogusław z sobą przywiódł, wracały, do idących kościotrupówpodobne, w obłędzie, w przerażeniu, w bezsenności.Wściekłe wycieTatarów i wolentarzy Kmicicowych rozlegało się przed nimi, z boków,z przodu, z tyłu.Zaledwie strudzony żołnierz oczy przymknął, gdy mu-siał chwytać za broń.Im dalej, tym było gorzej.Drobna szlachta zamieszkująca owe okolice łączyła się z Tatary, potrochu z nienawiści do birżańskich Radziwiłłów, po trochu ze strachuprzed Kmicicem, bo opornych karał bezmiary.Więc siły jego rosły,Bogusławowe topniały.Do tego sam Bogusław istotnie był chory, a chociaż w sercu tegoczłowieka nigdy troska nie zagniezdziła się na długo i choć astrologo-wie, którym wierzył ślepo, przepowiedzieli mu w Prusach, iż osobyjego nic złego w tej wyprawie nie spotka, przecie ambicja jego, jakowodza, cierpiała nieraz srodze
[ Pobierz całość w formacie PDF ]