[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tamci jeszcze się opierali i nie chcieli, ale gdy bardzo nastawał, poszli, a przodem pobiegł pan Stępowski i taksię uwinął, że kilka sucharów i kilka kawałków koniny znalazło się do przegryzienia po wódce.Pan Zagłoba zaraznabrał lepszej myśli i mówił: Da Bóg, że jak król jegomość nas wyzwoli z tego oblężenia, to się zaraz pospolitemu ruszeniu do wozówdobierzemy.Oj, siła oni specjałów zawsze ze sobą wożą i brzucha każdy lepiej strzeże niż Rzeczypospolitej.Wolę znimi jeść jak wojować, ale że to pod okiem królewskim, to może będą niezle stawali.Starosta spoważniał. Jakośmy sobie zaprzysięgli rzekł że jeden na drugim padnie, a nie poddamy się, tak się i stanie.Musimybyć na to gotowi, że coraz cięższe czasy przyjdą.%7ływności już prawie nie ma, a co gorzej, to i prochy się kończą.Innym ja bym tego nie mówił, ale waszmościom można.Niedługo jeno zaciekłość w sercach i szable w ręku nampozostaną i gotowość na śmierć, więcej nic.Daj, Boże, króla jak najprędzej, bo to ostatnia nadzieja.Wojenny topan! Pewnie by fatygi i zdrowia, i gardła nie żałował, byle nas wyzwolić ale za małe ma siły i musi czekać, awaszmościowie wiecie, jak pospolite ruszenie powoli się ściąga.I zresztą skąd król jegomość ma wiedzieć, w jakichmy tu kondycjach się bronimy i że już okruchów dojadamy? My już siebie ofiarowali rzekł Skrzetuski. A żeby tak dać znać? pytał Zagłoba. %7łeby się znalazł kto taki cnotliwy rzekł starosta kto by się przekraść podjął, ten by nieśmiertelną sławę zażycia pozyskał, ten by był zbawcą całego wojska i od ojczyzny klęskę by odwrócił.Choćby i pospolite ruszeniejeszcze w całości nie stanęło, to może sama bliskość króla zdołałaby bunt rozproszyć.Ale kto pójdzie? kto siępodejmie, gdy Chmielnicki tak poobsadzał wszystkie drogi i wyjścia, że mysz się nie przeciśnie z okopu? Jawna ioczywista to śmierć taka impreza! A od czego fortele? rzekł Zagłoba. I jeden już mi do głowy przychodzi. Jaki? jaki? pytał starosta. A owo co dzień bierzemy po garści jeńców.%7łeby tak którego przekupić? niechby udał, że od nas uciekł, apotem ruszył do króla. Muszę o tym z księciem pomówić rzekł starosta.Pan Longinus zamyślił się głęboko, aż czoło pokryło mu się bruzdami, i cały czas siedział milczący.Naglepodniósł głowę i rzekł ze zwykłą sobie słodyczą: Ja się podejmę przekraść przez Kozaków.Rycerze usłyszawszy te słowa porwali się zdumieni z miejsc, pan Zagłoba usta otworzył, Wołodyjowski począłruszać wąsikami raz po razu, Skrzetuski przybladł, a starosta krasnostawski uderzył się po aksamicie i zakrzyknął: Waćpan podjąłbyś się tego dokonać? Czyś waść rozważył, co mówisz? rzekł Skrzetuski. Dawno rozważyłem rzekł Litwin bo już to nie od dziś między rycerstwem mówią, że trzeba dać znaćkrólowi jegomości o naszym położeniu.A ja słysząc to myślałem sobie w duchu: niechby mnie Bóg najwyższypozwolił ślub mój spełnić, zaraz bym poszedł.Ja, lichy człek, co ja znaczę? co mnie będzie za szkoda, chociażusieką po drodze? Ależ usieką bez pochyby! zawołał Zagłoba. Słyszałeś waść, co pan starosta mówił, że to śmierć oczywista? Tak i co z tego, brateńku? rzekł pan Longinus. Jak Bóg zechce, to przeprowadzi, a nie, to w niebienagrodzi. Ale pierwej cię pochwycą, mękami zmorzą i śmierć okrutną zadadzą.Człeku, czyś rozum stracił? mówiłZagłoba. A taki pójdę, brateńku odparł ze słodyczą Litwin. Ptak by nie przeleciał, bo z łuku by go ustrzelili.Okopali nas naokoło jako jazwca w jamie. A taki pójdę powtórzył Litwin. Ja Bogu wdzięczność winien, że mnie ślub spełnić pozwolił. No, widzicie go! patrzcie się na niego! wołał zdesperowany Zagłoba. To lepiej każ sobie od razu głowęuciąć i z armaty na tabor wystrzelić, bo w ten tylko sposób mógłbyś się między nimi przecisnąć. Już pozwólcie, dobrodzieje! rzekł Litwin składając ręce. O nie! nie pójdziesz sam, bo i ja pójdę z tobą rzekł Skrzetuski. I ja z wami! dodał Wołodyjowski uderzając się po szabelce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]