[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie oszczędzaj złota i licz zawsze na nas.Po tych słowach nieznajomy klasnął w dłonie i sześciu zamasko-wanych ludzi uniosło ciało Hervasa.Zwiece pogasły i ciemność znowuogarnęła izbę.Nie pozostałem w niej dłużej; po omacku dotarłem dodrzwi, wyszedłem na ulicę i dopiero ujrzawszy niebo zasiane gwiaz-dami, odetchnąłem swobodniej.Tysiąc pistolów, które czułem w kie-szeni, niemało przyczyniło się do dodania mi odwagi.PrzebiegłemMadryt i przybyłem na kraniec Prado, do zakątka, gdzie pózniej posta-wiono olbrzymi posąg Cybeli.Tam położyłem się na ławce i wkrótcetwardym snem zasnąłem.Cygan, domówiwszy tych słów, prosił nas o pozwolenie odłożeniadalszego opowiadania na dzień następny i w istocie już go więcej tegodnia nie ujrzeliśmy.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG486DZIEC PIDZIESITY PIERWSZYZebrano się o zwykłej godzinie.Rebeka zwróciła się do starego na-czelnika, mówiąc, że historia Diega Hervasa, jakkolwiek po częściznana, mocno ją jednak zajęła. Sądzę atoli  dodała  że zbyt wiele zadawano sobie zachodówdla oszukania biednego małżonka, którego można było łatwiejszymsposobem wyprowadzić w pole.Być może wszelako, że opowiadanohistorię ateusza dla przejęcia tym większym przestrachem struchlałejduszy Cornadeza. Pozwól  odrzekł naczelnik  abym ci uczynił uwagę, że zbytwcześnie wydajesz sąd o przygodach, jakie mam zaszczyt wam opo-wiadać.Książę Arcos był to wielki i wspaniały pan, można więc byłodla przysłużenia mu się wynajdywać i udawać różne osoby; z drugiejzaś strony nie ma żadnej podstawy do przypuszczeń, ażeby w tym celuopowiadano Cornadezowi historię syna, o której nigdy dotąd nie sły-szałaś.Rebeka zapewniła naczelnika, że opowiadanie jego ją zajmuje, poczym starzec tak dalej mówił:HISTORIA BAA%7łEJA HERVASA, CZYLI POTPIONEGOPIELGRZYMAMówiłem ci więc, że położyłem się i zasnąłem na ławce przy końcugłównej alei w Prado.Słońce już dość wysoko się wzbiło, gdy się obu-dziłem.Sen mój przerwało, jak sądzę, uderzenie chustki, którą poczu-łem na twarzy, ocknąwszy się bowiem, spostrzegłem młodą dziewczy-nę, która chustką oganiała moją twarz od much, ażeby mi nieprzerywały snu.Daleko bardziej się jednak zdziwiłem ujrzawszy, żegłowa moja miękko spoczywa na kolanach drugiej młodej dziewczyny,NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG487moja miękko spoczywa na kolanach drugiej młodej dziewczyny, którejłagodny oddech czułem w moich włosach.Budząc się, nie uczyniłemżadnego gwałtownego poruszenia, śmiało więc, udając, że śpię, mo-głem przedłużyć moje położenie.Zamknąłem oczy i wkrótce usłysza-łem głos, w którym brzmiała nagana, ale bynajmniej nie przykry, skie-rowany do moich piastunek: Celio, Zorillo, co wy tu porabiacie? Myślałam, że jesteście w ko-ściele, a tymczasem zastaję was tu przy pięknym nabożeństwie. Ależ, mamo  odrzekła dziewczyna, która mi służyła za poduszkę czyż nie mówiłaś nam, że uczynki równą mają zasługę jak modlitwa?A czyż to nie miłosierny uczynek przedłużyć sen biednemu młodzień-cowi, który musiał bardzo przykrą noc przepędzić? Zapewne  odezwał się głos, tym razem bardziej ze śmiechem niżz naganą  zapewne, i w tym Jest zasługa.Oto myśl, która więcej do-wodzi waszej prostoty niż pobożności, ale teraz, moja ty miłosiernaZorillo, połóż łagodnie głowę tego młodzieńca na ławce i wracajmy dodomu. Ach, kochana mamo  odparła młoda dziewczyna  patrz, jak onspokojnie śpi.Zamiast go budzić, lepiej byś uczyniła, gdybyś mu od-wiązała tę krezę, która go dusi. A jakże  rzekła matka  piękne mi dajecie polecenia! Ale też wistocie, młodzieniec ten ma nader ujmujący wygląd.Jednocześnie ręka jej delikatnie musnęła mnie pod brodę odpinająckrezę. Tak mu nawet bardziej do twarzy  zauważyła Celta, która dotądsię jeszcze nie odzywała  teraz swobodniej oddycha; jak to dobreuczynki zaraz pociągają za sobą nagrodę. Uwaga ta  rzekła matka  dobrze świadczy o twoim rozsądku,ale nie trzeba za daleko posuwać miłosierdzia.Dalej, Zorillo, złóż ła-godnie tę piękną głowę na ławce i chodzmy do domu.Zorilla ostrożnie podłożyła obie ręce pod moją głowę i cofnęła ko-lana.Pomyślałem naówczas, że nie warto już dłużej udawać śpiącego;podniosłem się na ławce i otworzyłem oczy.Matka krzyknęła, córkizaś chciały uciekać.Zatrzymałem je. Celio, Zorillo  rzekłem  jesteście równie piękne jak niewinne;ty zaś, pani, która wydajesz się ich matką dlatego tylko, że wdziękitwoje są bardziej rozwinięte, pozwól, abym zanim mnie opuścicie, po-święcił kilka chwil podziwowi, w jaki wszystkie trzy mnie wprawiacie.NASK IFP UG Ze zbiorów  Wirtualnej Biblioteki Literatury Polskiej Instytutu Filologii Polskiej UG488W istocie, mówiłem im szczerą prawdę.Celia i Zorilla byłyby do-skonałymi pięknościami, gdyby wiek dozwolił rozwinąć się ich wdzię-kom, matka zaś ich, która nic miała jeszcze trzydziestu lat, zdawała sięliczyć najwyżej dwudziestą piątą wiosnę. Senor kawalerze  rzekła ta ostatnia  jeżeli.tylko udawałeś śpią-cego, mogłeś się przekonać o niewinności moich córek i powziąć ko-rzystne mniemanie o ich matce.Nie lękam się zmiany twego zdania,gdy cię poproszę, abyś raczył nas odprowadzić do domu.Znajomośćtak dziwnym sposobem zaczęta zasługuje, aby się przemieniła w zaży-łość.Poszedłem z nimi i przybyliśmy do ich domu, którego okna wy-chodziły na Prado.Córki zajęły się przyrządzaniem czekolady, matkazaś, posadziwszy mnie obok siebie, rzekła: Jesteś w domu może nieco za zbytkownym na nasze terazniejszepołożenie, ale najęłam go jeszcze w pomyślniejszych czasach.Dzisiaj zchęcią odnajęłabym pierwsze piętro, ale nie śmiem tego uczynić.Oko-liczności, w jakich się znajduję, nie pozwalają.abym kogokolwiek wi-dywała. Pani  odpowiedziałem  ja także mam powody, dla których pra-gnę żyć w odosobnieniu, i gdyby pani nic przeciw temu nic miała, znajwiększym szczęściem zająłbym c u a r t o p r i n c i p a l, to jestpierwsze piętro.To mówiąc dobyłem kiesę i widok złota usunął przeszkody, jakieby nieznajoma mogła mi czynić.Zapłaciłem stół i mieszkanie za trzymiesiące z góry.Ułożyliśmy się, że obiad będzie przynoszony do megopokoju i ze zaufany służący będzie mi usługiwał i załatwiał moje po-syłki na mieście.Gdy Celta i Zorilla wróciły z czekoladą, zawiadomiono je o warun-kach naszej ugody.Spojrzenia ich zdawały się obejmować w posiada-nie moją osobę; ale wzrok matki wydawał się odmawiać im praw domnie.Dostrzegłem tę walkę zalotności i wynik jej zostawiłem przezna-czeniu, sam zaś zająłem się wyłącznie wprowadzaniem do mego nowe-go mieszkania.Nie musiałem długo czekać, by znalazło się w nimwszystko, czego potrzebowałem do wygodnego i przyjemnego życia.Raz Zorilla przynosiła mi atrament, to znowu Celia przychodziła usta-wiać na moim stole lampę i układać książki.O niczym nie zapomniano.Każda z nich zjawiała się osobno, a gdy czasami się spotkały, dopierożto były śmiechy, żarty, wesołość bez miary [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl