[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lefebvre całkiem konsekwentnie zaproponował, aby "po prostu odwołać się do pism Piusa XII i zwołać sobór, nieskończenie górujący nad tym, który mieliśmy", jako że ów papież "z całą swoją mądrością, wiedzą teologiczną i całą swoją świętością rozwiązał" wszystkie problemy dzisiejszych czasów i świata.Pius XII jako ideał! Najprawdziwsza prawda, najbardziej nieskalana doktryna, osobisty wzór świętości.A cóż by?I tenże arcypasterz stwierdził wyraźnie, że Drugi Sobór Watykański był "Soborem pasterskim, nie dogmatycznym" i wobec tego niczym więcej niż "kazaniem, które nie może rościć sobie prawa do nieomylności".Z tego założenia wyciągnął wniosek, że wierni tradycji "mają prawo oceniać Sobór ostrożnie i z rezerwą".Ostrożność, rezerwa? Oznacza to nie co innego, tylko zakamuflowane odrzucenie.Tak samo uważa stutysięczna rzesza angażujących się.W sercu Kościoła papieża Wojtyły.Prostą konsekwencją było, że grupa Lefebvre'a odseparowała się od tego Soboru - a tym samym od współczesnego Kościoła tej hierarchii, która przejściowo była doń przekonana - i wycofała się do dobrowolnego getta, z którego może już nie będzie ucieczki.Poszły za nią setki tysięcy podobnie myślących.Kto zapyta jakiegoś biskupa w Niemczech, z miejsca usłyszy o kłopotach, jakie wszędzie sprawiają donośnie gardłujące grupy fundamentalistyczne.Wprawdzie o skrytym fundamentalizmie Papieża nie ośmieli się wspomnieć żaden z biskupów.Raz po raz jednak daje się wyczuć powiew niebezpieczeństwa, jaki po cichu i niepostrzeżenie dolatuje od strony Wojtyły.Proszę się bacznie rozejrzeć! Podczas gdy kościelne wspólnoty drepcą w zwykłym, niedzielnym kieracie, naprawdę zaangażowani ludzie i grupy trudzą się teologicznie i politycznie.Zajadle i (a jakże!) w agresywnym stylu terminologii wojskowej, takiej jak "manewry mylące" albo "podminowywać" - w natarciu na "całą prasę komunistyczną, protestancką i niby to postępową" - propaguje się wiarę sprzed Soboru.Tylko na pozór mierzy się w to, co istotne.W rzeczywistości, przynajmniej na początek, chodzi o sprawy zewnętrzne.Na przykład obstawanie przy rytuale mszy, ustalonym przez kanonizowanego papieża Piusa V (1566-1572), temat omawiany, jak żaden inny, w całej apologetycznej rozciągłości, ma być decydujący dla jedynie prawdziwej wiary, jak twierdzi ta odmiana kościelnych integralistów.Konserwatywna potrzeba ciągłości, tożsamości i pewności ulega przez to wynaturzeniu, a dopuszcza się skupioną na zewnętrzności i ślepą na rzeczywistość kościelną fasadowość, czy nawet wyraźnie się ją postuluje.To nieposłuszeństwo zwraca się również przeciw "heretyzującemu" urzędowi nauczycielskiemu, który, wprawdzie z coraz to mniejszym przekonaniem, przyznaje się do Drugiego Soboru Watykańskiego.Dla tych grup tradycjonalistów, w najgłębszej istocie swej ahistorycznych, liczy się już tylko bezwarunkowe - oparte na bardzo apodyktycznej ocenie - trzymanie się własnych, niezmiennych hierarchii norm i wartości.Nie ma mowy o duchu czasów.Do tego odwołuje się - zwłaszcza papież Wojtyła - tylko wówczas, gdy chodzi o zjawiska współczesne.Celowo przemilcza się lub zaciera fakt, że w dogmatach i moralności Kościoła i papiestwa wyraziło się nie co innego, lecz duch dawniejszych czasów.Nie ma powodu do nadziei.Nie ma podstaw do ufności.Kto się ośmieli odejść od tego, co osiągnęły wcześniejsze epoki w historii Kościoła, piętnowany jest w mowie inkwizycji jako niekatolik i traktowany odtąd, jakby nie istniał.Przyjęty na Soborze Schemat o wolności wyznania, jak twierdzi Lefebvre, to po prostu "jabłko, które spodobało się Ewie".Nie przypadkiem ten perfidny temat "wzbudził tak wielkie zainteresowanie" jedynie u protestantów i komunistów.Postawa fundamentalistyczna nie sprawia wrażenia nazbyt życzliwej człowiekowi.Nie dziwota więc, że do tej reakcji przyznają się na razie tylko małe grupki, uważające się jednakowoż za "świętą pozostałość".Znaczna większość wierzących w Kościół podchodzi do tego z rezerwą, choć raczej nieświadomie, bez zainteresowania.Widocznie jeszcze nie da się jej przekonać do tak niehumanitarnej formy konserwatyzmu.Ale to może się szybko zmienić, jeśli wiatr się jeszcze bardziej obróci.W jednym rozstrzygającym punkcie Jan Paweł II niewątpliwie różni się od zdecydowanie fundamentalistycznych sekt i od ich przywódców.Sprawia to, że jego konserwatywna postawa na pierwszy rzut oka wydaje się niektórym pociągająca.Jego tradycjonalizm nie wykazuje rysów jawnie nieludzkich.Wygląda na sympatycznego i otwartego na świat.Raz po raz Wojtyła podkreśla, że jego urząd i w ogóle Kościół są życzliwe człowiekowi.Na przykład swoją pierwszą encyklikę jeszcze dzisiaj określa jako "wielki hymn radości na cześć faktu, że człowiek został odkupiony przez Chrystusa.jego dusza i ciało" (PPN 54).Albowiem "nasza wiara jest głęboko antropologiczna." (PPN 46).A "Papież, który jest świadkiem Chrystusa i szafarzem Dobrej Nowiny, jest przez to samo człowiekiem radości i człowiekiem nadziei, człowiekiem tej podstawowej afirmacji wartości istnienia, wartości stworzenia i nadziei życia wiecznego" (PPN 37-38).Karol Wojtyła nastawiony jest wyraźnie na optymizm wiary, zwłaszcza gdy oddaje się swym marzeniom o następnym pokoleniu: "gdziekolwiek Papież się pojawi, wszędzie szuka młodzieży i wszędzie jest przez tę młodzież poszukiwany" (PPN 103).I "to wcale nie jest tak, że Papież prowadzi młodych z jednego krańca globu ziemskiego na drugi.To oni go prowadzą" (PPN 104).I "podsumowując, pragnę powiedzieć, że młodzi szukają Boga, szukają ostatecznych odpowiedzi.Trzeba także, ażeby młodzi rozpoznali Kościół." (PPN 104)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]