[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Słyszałyście to? — zapytała.Jedna z kobiet Hiung–nu, Brązowe Lustro, kiwnęła pobłażliwie głową do drugiej, o imieniu Soból.Obydwie zajmowały dość wysoką pozycję wśród Hiung–nu: Brązowe Lustro przez swego dorosłego syna; Soból, która była dużo za młoda jak na wdowę z dziećmi (a była nią), pozycję swą zawdzięczała swemu bratu Basichowi, cieszącemu się wielkimi łaskami u księcia Vughturoi.Może i ta młodziutka księżniczka z Ch’in nie załamała się podczas podróży na zachód i na północ, ale miała swoje kaprysy, swoje słabostki.— To tylko wiatr, pani, który ryczy na równinach — zapewniała ją Brązowe Lustro.Srebrzysty Śnieg może zaczerwieniłaby się i pozwoliła, by na tym stanęło, gdyby w tym momencie nie popatrzyła na Wierzbę.Wierzba przykucnęła przy szczelnie zamkniętej klapie namiotu, jakby usiłowała przeczekać jakiegoś drapieżnika, a oczy jej błyszczały dziko i zielono, jak zawsze kiedy wyczuwała niebezpieczeństwo.— Oddech białego tygrysa — wyszeptała.No to co? Srebrzysty Śnieg wiedziała, że Zachód pieczętował się białym tygrysem.Czemu nie nazywać wiatru jego oddechem? I znowu podniósł się głos, który spowodował, że przerwała muzykowanie.Mimo woli spojrzała na ścianę namiotu.Cień, którego nauczyła się już oczekiwać, również zesztywniał.Następnie zniknął.— To nie jest tylko oddech białego tygrysa — stwierdziła kategorycznie Srebrzysty Śnieg.— Tam na zewnątrz jest jakieś zwierzę.Może biały tygrys, a może coś innego — dodała, powodowana bardziej brawurą niż pewnością.Słyszała o tym, że białe tygrysy i lamparty śnieżne zaliczały się do niebezpieczeństw, na jakie można było natknąć się na Zachodzie, i nagle pełna grozy zaczęła podejrzewać, że to właśnie takie zwierzę grasuje teraz w ich obozowisku, a może nawet węszy pod samym jej namiotem.W namiocie zapadło nagłe, groźne milczenie, nie słychać było nic oprócz wiatru i odgłosów tego czegoś, co grasowało na zewnątrz i szukało zdobyczy.Srebrzysty Śnieg rzuciła spojrzenie na Wierzbę, która zesztywniała, z włosami płonącymi czerwienią w świetle misy z żarem.Jej zielone oczy wydawały się zachodzić mgłą, jak gdyby przysłuchiwała się czemuś, czego jej pani nie mogła usłyszeć.Stopniowo milczenie to zaczęły przenikać jakieś dźwięki: coś, co brzmiało niemal jak pomruk dzikiej satysfakcji i rytmiczne uderzenia olbrzymiego serca.Wierzba pokazała zęby.Gdyby była w postaci zwierzęcej, byłaby warknęła.Kobiety Hiung–nu, niemal onieśmielone po raz pierwszy odkąd je Srebrzysty Śnieg spotkała, ociągały się nie ze strachu, ale z grozy.Potem obudził się ich zapał do walki — i prawdopodobnie strach przed Vughturoi i jego ojcem.Ostrożnie, żeby nie zrobić najmniejszego hałasu, sięgnęła po swoją futrzaną opończę, włożyła ją i złapała łuk i strzały.Soból i Brązowe Lustro wyciągnęły ostre sztylety.Wierzba jednak nie miała nic.Kiedy Soból chciała rzucić jej nóż, który nosiła w swoim miękkim, giętkim bucie do jazdy konnej, dziewczyna skinęła głową na znak podziękowania, ale odmówiła.— To jedyna broń jaka jest mi potrzebna — wytłumaczyła i wyciągnęła swoje lusterko, osobliwie pożłobione dziwnymi symbolami, to samo, które zawsze miała przy sobie, jak długo ją znała Srebrzysty Śnieg.Kiedy jakiś koń przeraźliwie zarżał w śmiertelnej trwodze i bólu, Srebrzysty Śnieg zdała sobie sprawę, że prawdą musi być to, czego najbardziej się obawiała.Pozostałe konie zaczęły rżeć w panice.Teraz i mężczyźni podnieśli alarm, pędząc by bronić obozowisko przed intruzem.— Nie możemy tu czekać, aż spadnie na nas nasz los — powiedziała bezgłośnie, żeby nie ściągnąć na siebie uwagi nieprzyjaciela — przynajmniej dopóki jesteśmy uzbrojone i jesteśmy w stanie się bronić.Brązowe Lustro czy Soból mogły powstrzymać ją jedną twardą ręką.Jednak zanim zaprotestowały, czy spróbowały ją zatrzymać, Srebrzysty Śnieg wyślizgnęła się na zewnątrz, a Wierzba za nią.Nad nimi świecił księżyc, niewiarygodnie wielki i bliski w tym kraju, gdzie nie było żadnych domów, murów ani drzew, które by go mogły zasłonić.Na niebie światło gwiazd, przesłaniane chwilami przez tumany miałkiego śniegu, rozkwitało i ześlizgiwało się po lusterku, które Wierzba podnosiła do góry.— Starsza Siostro — szepnęła dziewczyna.— Myślę, że to jest takie samo przesłanie, jakie zakłóciło spokój Nefrytowego Motyla przy naszym rozstaniu.— Skierowane przeciw mnie, myślisz? — Srebrzysty Śnieg przytaknęła sama sobie.Nefrytowy Motyl nie stanowiła zagrożenia większego niż jej imiennik, ale ona ze swym posagiem i rangą mogła śmiało mieć wrogów, z którymi musi zacząć się liczyć, a o których — uświadomiła sobie — Brązowe Lustro i Soból mogą nie odważyć się mówić.Może zaufają mi, jeżeli uda mi się dowieść swojej siły — pomyślała Srebrzysty Śnieg.Miała świadomość, że jest świetną łuczniczką.Starannie wybrała strzałę i nasadziła ją na cięciwę.W momencie kiedy lusterko Wierzby błysnęło ostrzeżeniem, Srebrzysty Śnieg usłyszała gardłowy pomruk sprężonej do skoku bestii.Światło błysnęło ponownie i skok chybił.Błyskawicznie odwróciła się, wystrzeliła i w nagrodę usłyszała pełne bólu wycie.Uprzytomniła sobie, że zraniła to zwierzę, ale go nie zabiła.A ranna bestia była jeszcze bardziej mordercza.Usłyszała stąpanie łap.Strzeliła ponownie.— Za mną! — krzyknął jakiś mężczyzna, a jego koń załomotał kopytami w jej kierunku.Usłyszała, jak jęknął jego łuk, potem kilka innych.Bestia przeraźliwie zawyła i zaczęła się miotać, w pewnym momencie potoczyła się tak blisko pani Srebrzysty Śnieg, że ta poczuła jej gorący, cuchnący krwią oddech.Zobaczyła błysk światła gwiazd na jej zębach i pazurach, które zdawały się migotać własną poświatą.Diabelska, przeklęta! Coś przenikliwie krzyknęło jej w umyśle i nie potrafiła powstrzymać się od krzyku.Potem bestia zwaliła się, wierzgnęła dwa razy i w końcu leżała spokojnie.Wojownik zeskoczył z konia, jednym spojrzeniem zmierzył Srebrzysty Śnieg i jej służącą, by upewnić się, czy nic im się nie stało, i odwrócił się w stronę zwierzęcia.— Przynieście ogień! — zawołał.Srebrzysty Śnieg przepchnęła się do przodu.Ona też chciała zobaczyć tę bestię, którą pomogła zabić.Pochodnie migotały i kapały, w otaczającym ich chłodzie wiatr niemalże zwiewał z nich płomienie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]