[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Skuter był sprawny.Policja nie potrafi wyjaśnić, dlaczego kłusownik porzucił skuter ani dlaczego biegi.Śledztwo jest w toku.McGuigan zostawił żonę, Jane, i dwójkę dzieci.- Doktorze Deekin, jest pan absolutnie pewien, że to, co zobaczył pan w Rotundzie, nie było zwykłym przywidzeniem?Cass spojrzał prosto w kamerę.- Tak - odparł, - Jestem tego pewien.- Dlaczego ludzie z Johnson's Ridge nie mówią nic na ten temat? Czyżby to była tajemnica?Deekin zastanawiał się przez chwilę.- Nie sądzę - powiedział w końcu.-To coś, to stworzenie, jest niewidzialne.Mogą po prostu nie wiedzieć o jego istnieniu.- Twierdzi pan więc, że coś, czego nie można zobaczyć, przeszło przez port?-Tak.- I jest teraz w Północnej Dakocie?- Tak.Myślę, że tak.Dziennikarz prowadzący program odwrócił się do kamery.- Być może mamy więc niewidzialnego gościa.Za chwilę spróbujemy ustalić, czy istnieje jakiś związek pomiędzy przeżyciami doktora Deekina, relacją z odległej stacji kolejowej, gdzie słyszano jakieś tajemnicze głosy, i niewyjaśnioną śmiercią myśliwego w pobliżu Johnson's Ridge.25To ja płynę na wietrzeTo ja szepczę w powietrzu.Wiersz ChippewejówFRAGMENT PROGRAMU „Wiadomości z Jimem Lehrerem” z 28 marca.Rozmowa z doktorem Edwardem Bannermanem, dwukrotnym laureatem Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki.Rozmowa dotyczy „gwiezdnego mostu” z Północnej Dakoty.BANNERMAN: Być może mamy do czynienia z czymś, co fizycy nazywają mostem, to jest połączeniem między różnymi wszechświatami.Mgławica widoczna na niebie Edenu wcale nie musi być naszą Mgławicą Koński Łeb.Nie wiemy tego jeszcze.I prawdę mówiąc, być może nigdy się nie dowiemy.Byłoby to ogromnym rozczarowaniem dla ludzi, którzy chcieli wykorzystać tę technologię do podróży do San Francisco czy Nowego Jorku.LEHRER: Nie trafiliby do Nowego Jorku?BANNERMAN: Och, przypuszczam, że trafiliby.Tyle że to nie byłby nasz Nowy Jork.Jeri Tully miała osiem lat.Umysłowo zatrzymała się na poziomie trzech.Lekarze uprzedzali jej rodziców, że raczej nie można liczyć na poprawę.Nikt nie wiedział, co się stało Jeri.W żadnej ze spokrewnionych rodzin nie występowały wcześniej takie zaburzenia.Dziewczynka miała dwóch młodszych braci i obaj byli normalni.Jej ojciec był strażnikiem granicznym, a matka pracowała kiedyś jako sekretarka w kancelarii prawniczej.Porzuciła wszelkie nadzieje na zrobienie kariery, kiedy przyjechała za swoim mężem do Fort Moxie.Jeri jeździła codziennie do Walhalla, bo tam mieściła się najbliższa szkoła specjalna.Lubiła szkołę, miała tam wielu przyjaciół, i wszyscy wciąż się o nią troszczyli.Poranki w domu Tullych były więc wypełnione radosnymi krzykami Jeri, która nie mogła doczekać się wyjazdu.Walhalla dzieliło od Fort Moxie trzydzieści pięć mil.Szkoła specjalna obsługiwała dzieci z ogromnego terenu, autobus szkolny nie mógł podjeżdżać do wszystkich.Rodzina doszła do porozumienia z zarządem szkoły i dowoziła Jeri własnym samochodem, za co otrzymywała potem zwrot kosztów.Matka Jeri, June, po jakimś czasie polubiła te codzienne wycieczki.Dla dziewczynki przejażdżki samochodem również stanowiły nie lada atrakcję.W drodze powrotnej June mogła odetchnąć choć przez chwilę od codziennej bieganiny.Jechała w ciszy, patrząc na rozległe pola po obu stronach drogi albo słuchała książek nagranych na kasecie.Niezwykła przygoda Curta Hollisa miała miejsce w czwartek.Ojciec Jeri pracował wtedy na nocną zmianę.Kiedy wrócił rano do domu, żona czekała na niego z tostami, bekonem i kawą.W czasie gdy małżonkowie jedli śniadanie, wydarzyło się coś dziwnego.Po raz pierwszy i ostatni w życiu Jeri oddaliła się sama od domu.Później domyślano się tylko, że postanowiła wyjść do szkoły i nieświadoma odległości jak i czasu (była to sobota) wybrała się tam na piechotę.Niedostrzeżona przez nikogo, prócz jej dwuletniego braciszka, założyła buty i płaszcz, wymknęła się na werandę, wyszła na drogę 11 i skręciła w prawo.Jej dom położony był na zachodnim krańcu miasteczka, więc już po kilku minutach zostawiła za sobą ruiny wytwórni lodów i skrzyżowanie z drogą międzystano-wą.Temperatura wciąż sięgała kilkunastu stopni poniżej zera.Trzy czwarte mili za Fort Moxie droga 11 zakręca ostro na południe, a potem niemal natychmiast powraca do poprzedniego kierunku.Gdyby jezdni nie pokrywała warstwa śniegu, Jeri trzymałaby się pobocza, a po kilku minutach na pewno zauważyłby ją ktoś z przejeżdżających tędy mieszkańców miasta.Jednak wtedy właśnie spadł obfity śnieg.Jeri nie przykładała większej uwagi do szczegółów i już przy pierwszym zakręcie zeszła z jezdni.Kiedy po kilku chwilach śnieg zrobił się głębszy, skręciła na prawo, oddalając się w ten sposób jeszcze bardziej od miasteczka i od drogi.Do tego czasu rodzice Jeri odkryli już jej zaginięcie.Wystraszeni, rozpoczęli poszukiwania, ograniczyli się jednak tylko do najbliższego otoczenia domu.Jim Stuyvesant, wydawca i redaktor naczelny „Wiadomości z Fort Moxie” jechał właśnie do Rotundy.Tego ranka miała się tam odbyć konferencja prasowa dotycząca rzekomego przejścia na Ziemię istoty z innej planety.April Cannon zamierzała zdementować takie pogłoski, a Jim musiał oczywiście być przy tym obecny.Wyjechał właśnie z miasta, kiedy zauważył jakiś ruch na polu Josha McKenzie, po prawej stronie drogi.Diabeł śnieżny przesuwał się po polu w zadziwiająco regularny sposób.Diabłem śnieżnym nazywali mieszkańcy tych okolic wiry powietrzne, wąskie u podstawy i szerokie u góry.Zazwyczaj takie twory były nieostre, jakby rozmyte na brzegach, poruszały się chaotycznie i szybko rozpadały.Lecz ten wyglądał niezwykle solidnie i poruszał się cierpliwie w tę i we w tę po tym samym kursie.Stuyyesant zatrzymał się i przyglądał dziwnemu zjawisku.Śnieżny diabeł działał nań hipnotyzujące.Silny wiatr, kołyszący samochodem dziennikarza, powinien rozbić go na drobny puch.A jednak biały stożek pozostawał nietknięty.Stuyyesant nigdy nie rozstawał się ze swoją kamerą wideo.Od czasu do czasu udawało mu się sfilmować jakieś niecodzienne wydarzenia, a zdobyty w ten sposób materiał sprzedawał programowi „Ben at Ten” albo którejś z lokalnych stacji telewizyjnych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]