[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydawało się, że Brazil rozjaśnia się, słysząc te wieści, zwłaszcza dotyczące rzeki.- Czy możemy dobiec tam w prostej linii? - spytał.Nietoperz potwierdził: - Kiedy zejdziemy, ustawię was na odpoweidni kierunek.Będę leciał nad waszymi głowami od punktu wyjścia, by utrzymać was na właściwym tropie.- Świetnie! Dobrze! - ucieszył się Brazil.- A jak z antylopami?- Są ich tam dziesiątki tysięcy - odpowiedział Nietoperz.- Skupionych w dużych grupach.Będziemy mogli ominąć je z daleka.- Znakomicie! Znakomicie! - podniecenie Brazila zdawało się wzrastać z każdym słowem.- A teraz najważniejsze: czy udało ci się zdobyć trochę trawy?Kuzyn Nietoperz wrócił do miejsca, w którym wylądował, podnosząc jedną nogą kępkę trawy.Trzymając ją, pokuśtykał z powrotem i rzucił zielsko Brazilowi.Kapitan chwycił je z wyrazem nadziei na twarzy, powąchał, nawet spróbował smaku.Było trochę kruche i przy gwałtownym zginaniu wydawało lekki trzask.- Tak z ciekawości: co właściwie robisz? - spytał Nietoperz.Brazil wyciągnął z torby garść cienkich patyczków.- Zapałki - wyjaśnił.- Nie zauważyliście, nie pomyśleliście o nich? Czyż nie widzieliście, tam na równinie?Wydawało się, że nie rozumieją.- Nie widziałem niczego prócz antylop, Murniów, i trawy - powiedziała Wuju próbując zebrać myśli.- Nie! Nie! - upierał się Brazil, potrząsając głową w zapamiętaniu.- Nie idzie o to, co widzieliście! Rzecz właśnie w tym, czego nie widzieliście! Popatrzcie tam, w ciemność! Co widzicie?- Tylko ciemność czarną jak smoła - powiedziała Wuju.- Tylko śpiące antylopy, Murniów, trawę - powiedział Nietoperz.- Właśnie! - skomentował Brazil, coraz bardziej podniecony.- Ale to, czego nie widzicie nigdzie tutaj, to coś, co spotykaliśmy w każdym mijanym dotąd obozie Murniów.- Nadal nie rozumieli, więc ciągnął po chwili: - Popatrzcie, dlaczego Murniowie budują ogniska w obozach? Nie po to, by przyrządzać strawę, ponieważ, jak widzieliśmy, pożerają zdobycz na surowo, a nawet - na żywo.Robią to po prostu dla ogrzania się! Również, oczywiście, dla ochrony przed watahami psów.Musi to być dla nich bardzo ważne, w przeciwnym wypadku nie widzielibyśmy tak wielu ognisk po drodze.Problem w tym, że na tej równinie nie pali się ani jedno! Żadnego, choćby maleńkiego światełka, żadnej iskierki! Koryto rzeki jest szerokie, nurt płytki i powolny.Jak sądzicie - co to oznacza?- Myślę, że wiem, o co chodzi - odpowiedziała Wuju z wahaniem.- Jest teraz pora sucha.Tam, na trawiastej prerii, niebezpieczeństwo pożaru jest większe, niż lęk przed psami lub potrzeba ciepła.- To musi być jak hubka! - zauważył Brazil.- Jeżeli tak się obawiają wszelkiego ognia, musi tam być tak sucho, że każda iskra może wzniecić pożar.Przy sprzyjającym wietrze możemy im tak przygrzać, że ostatnią rzeczą, jaką będą się przejmować, będziemy my!- Wiatr jest tak korzystny, jak tylko możliwe - powiedział Nietoperz spokojnie.- Zatem w porządku - odparł Brazil.Zdjął całe ubranie i - zupełnie nagi - wskoczył na grzbiet Wuju, kładąc się na nim plecami.Przeciągnął koszulę przez pierś i pod pachami.- Chwyć oba końce, Wuju i okręć je sobie dokładnie.Nie! Ściągnij mocno do licha! Jak tylko potrafisz! Tak, teraz lepiej.Podobnie zrobili ze spodniami, przywiązując go w pasie.Zabrało im kilka dobrych minut, nim zadowolony wreszcie, tkwił tyłem mocno przytroczony do grzbietu wierzchowca.Przed nim, w zasięgu ręki wisiały juki wypełnione zapałkami.Następnie posmarował nie osłonięte części swego ciała resztkami tłuszczu, służącego na Slongorn do pieczenia.Kuzyn Nietoperz kiwał z aprobatą.Obaj spojrzeli na siebie bez słów, wreszcie Nietoperz odwrócił się i ruszył w dół po skalistej grzędzie.Wuju szła za nim.Brazil przeklinał, że nic nie widzi, sądził, że o czymś zapomniał, bał się, że ześlizgnie się z grzbietu Wuju, choć węzły trzymały mocno.- Stop! - wrzasnął nagle sprawiając, że cała trójka zamarła.- Twoje włosy, Wuju! Zwiąż je.Najlepiej rapciami od miecza, i tak będziesz go musiała trzymać w ręku.Nie chciałbym, żeby się zajęły albo zasłaniały mi twarz
[ Pobierz całość w formacie PDF ]