[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Swego czasu była największym włamywaczemw dziejach Konfederacji, a pozwoliła się podejść w tak prosty sposób.Prawdziwahańba!Rozprawiali z ożywieniem nad wypadkami ostatnich godzin, kiedy przez pu-sty magazyn echo poniosło dzwięk elektrycznego dzwonka.Ponieważ wrzeszczelina siebie gromkimi glosami, zatem dobra chwila upłynęła, nim dotarło do nich,że ktoś dzwoni.Nagle zapadła grobowa cisza.Telefon dzwonił dalej.Mavra skinęła głową rhonyjce ze swej obstawy.Centaurzyca wzruszyła ramio-nami i podeszła do aparatu leżącego na podłodze i stanowiącego jedyny elementwystroju wnętrza.Przynajmniej na razie na Meouit nie znano wideofonów.Gdy przebrzmiał piąty dzwonek, rhonyjka podniosła słuchawkę i powiedziała: Durkhańska Korporacja Przewozowa. Przepraszam, ale nie władam waszym językiem odparł uprzejmy, dośćpiskliwy głos. Czy zna pani standardowy? Oczywiście, proszę pana odparła agentka, grając rolę uprzejmej sekre-tarki. Czym możemy panu służyć? Proszę połączyć mnie z Wielmożną Panią Obywatelką Tourifreet, jeśli ła-ska odparł rozmówca. David Korf przy telefonie. Ach.Och tak, chwileczkę, proszę pana.Rhonyjka spojrzała na Mavrę unosząc pytająco brwi i jednocześnie wduszającprzycisk pauza na obudowie telefonu.Mavra zwróciła się z kolei do pozostałych. No i co o tym sądzicie? Powiedziałbym, że ciekawość zwyciężyła oznajmił Marquoz. Alboteż po wczorajszej nocy nabrał pewności siebie. Powiedzcie jednak, co mam teraz robić? Czugacz wzruszył ramionami. Trzymaj się starego planu.Przecież w końcu chcemy z nim tylko porozma-wiać.Skinęła głową i podeszła do telefonu.Wcisnęła ponownie przycisk pauzai powiedziała słodko: Tourifreet. Witam panią, Obywatelko odparł uprzejmie Korf. Chciała pani omó-wić ze mną pewien interes? Wystarczy Tourifreet odparła niedbale. U nas nie używa się tytułów.Tak, owszem, skontaktowałam się z ojcem i znam już szczegóły proponowanegokontraktu.Dwadzieścia standardowych kontenerów produkty rolne.150 Nie za wiele tego zauważył.W jego głosie pobrzmiewało szczere roz-czarowanie. Nie znam się na tym odparła nieśmiało ale nie widzę problemów, byzabrał pan również inny ładunek oprócz naszego. Dokąd?To zadziwiające, że dalej brnie w tę farsę, pomyślała.Jest najbardziej opa-nowanym operatorem, jakiego zna, zadecydowała.Lepszym nawet od jej dawnozmarłego małżonka. Na Tugami.to pograniczny świat.Nowy szlak przewozowy, raczej dale-ka droga, ale to dobra baza wypadowa.Tak przynajmniej uważa mój ojciec.Słyszała jakieś głosy w słuchawce, w tle.Przywodziły na myśl zatłoczonebiuro albo targowisko.Usłyszała również szelest wertowanych kartek papieru,a pózniej odezwał się znów jego głos. A tak.Rozumiem.Wygląda na to, że mój atlas nie obejmuje całego pogra-nicza.Ale w porządku.Sądzę, że uda mi się znalezć kilku kontrahentów, tak żeładownie będą pełne.Nie ma chyba zbyt wielkiego pośpiechu? O ile wiem, to nie. Zatem postanowione.Czy możemy ustalić warunki i podpisać wszystkojeszcze dzisiaj? Chciałbym wystartować jutro o szóstej.W ostatniej chwili powstrzymała się z propozycją wspólnego zjedzenia obia-du.Po pierwsze, jadłospis Rhone był zupełnie odmienny od ludzkiego.Zaś podrugie, jeśli Brazil cały czas grał Korfa, to jadał posiłki koszerne. Może wpadłby pan tutaj do biura w wolnej chwili? Siedzę tu całe dzisiejszepopołudnie i część wieczoru zaproponowała. W zasadzie nie mam wiele doroboty. W porządku, ale musi pani przynajmniej opisać mi drogę odparł gład-ko. Powiedzmy, za godzinę? Mam nadzieję, że to niedaleko portu? Bardzo blisko potwierdziła i opisała mu dokładnie położenie magazynu.Pożegnali się, wymieniając zwyczajowe uprzejmości.Potem Mavra zwróciła siędo pozostałych. No i co o tym sądzicie? Marquoz zaśmiał się sucho. To najbardziej zabawna historia, jaką ostatnio słyszałem.Genialne! Tywiesz, że kłamiesz, on wie, że łga jak najęty, oboje zdajecie sobie sprawę z wa-szego udawania.Ale rozmowę prowadziliście tak pewnym tonem, że niemal samw to wszystko uwierzyłem! Naprawdę, nie do wiary! Sądzisz, że przyjdzie? spytała nerwowo Olimpianka.Marquoz pokiwał głową. Och, to nie ulega wątpliwości.Jasne, że przyjdzie.Przecież go to wyraz-nie bawi, nie widzicie? Nagle spoważniał. Ale nie przyjdzie ot, tak sobie.Gdy pojawi się na ulicy, przetnie placyk i zacznie się zbliżać do naszego ma-gazynu, możecie być pewni, że będzie doskonale uzbrojony.Chowa w zanadrzu151mnóstwo najróżniejszych sztuczek na wszelki wypadek.Założę się również, żema w pobliżu przyjaciół.To niebezpieczny człowiek, skoro tak bezczelnie pchasię w pułapkę, o której doskonale wie.Nie wolno nam go ponownie zlekceważyć.Wszyscy zgodnie pokiwali głowami.Mavra podeszła do drzwi i uchyliła jenieznacznie.Na dworze było wciąż dość chłodno, a na dodatek siąpił deszczze śniegiem.Lecz chmury powoli rozstępowały się i słońce zaczynało oblewaćwszystko złotą poświatą.Wkrótce tak intensywną, że odbite od śniegu promienieraziły w oczy.Wskazała palcem na dach pobliskiego budynku. Tam siedzi Talgur uzbrojony w karabinek obezwładniający z lunetą.Poprzeciwnej stronie znajduje się stanowisko Galgana wyposażonego w tę samąbroń.Zaś na tamtej wieżyczce, czy jak to się, u diabła nazywa, ukrył się Mu-klo.Do tego dodajmy nas oraz Tarla i Kibbi śledzących go od początku.Powinnowystarczyć powiedziała i zatrzasnęła drzwi. Aż nadto dobiegł ich z tyłu głos Olimpianki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]