[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kraatz to jest najlepszy korni wojażer od automobilów… Nie taki ordynarny komiwojażer głupio zachwalający; Kraatz ma taki automobil, wobec którego wóz Eliaszowy to całkiem podły wehikuł.Na takim automobilu dzieją się.rzeczy niezwyczajne; zapach benzyny mąci bohaterom rozumy, wszyscy idyocieją do wymaganego przez autorów farsowych stopnia, kiedy się jest raz głuchym, raz ślepym, wedle scenicznej potrzeby.Benzyna… flat ubi wult.W zakończeniu genialny komiwojaźerski spryt autora.Automobil firmy Kurt Kraatz — tłómaczy autor — jest to taki automobil, który nikomu nic złego nie zrobi.Mógł sobie taki zwaryowany Mirbeau pozwolić na kręcenie karku młodemu Lechatowi; mógł sobie wozić w automobilu eleganckich złodziei.To są ekstrawagancye francuskiej firmy.Nasz automobil jest spokojny, jak dziecko.Wjechał w stado waryatów, a wywiózł do ołtarza parę narzeczonych.Niech to kto inny pokaże!I w istocie, trudno, żeby to kto inny pokazał.Czterdzieści Pegazów nie uciągnęłoby tego domu waryatów, który jest na scenie, a oto jeden automobil o sile 40 HP ciągnie to za sobą z łatwością.Wspaniały pochód: na przedzie warczący, wściekły, podskakujący (pierwej się mówiło »grzebiący nóżką«) — automobil.Bohater na siedzeniu, autor jako chauffeur.A za nimi, jak na kinematograficznym obrazku: odczyszczona benzyną teściowa, z tych dobrych, starych czasów, kiedy to jeszcze koni nie jedzono; stary kapitalista, także z tych dobrych czasów, kiedy jeszcze socjalistów nie było; poeta, który ma rentę — to już taki ze złotego wieku tego świata i z farsy; aktor, czarny charakter, wybielony także nieco z pomocą benzyny; cztery coś niewiasty, dwie służące przy końcu orszaku, jedna z dziecinnym wózkiem.A za tem wszystkiem smuga dymu i strasznie nieprzyjemna woń.Wszystko to w piekielnej pogoni za sensem, w gonitwie na złamanie karku, podczas której automobil od czasu do czasu rzewnie zabeczy, na znak, że sensu jeszcze nie przejechano i nie połamano mu nóg.W ten sposób przejechał ten »zażarty automobilista« wszystkie możliwe sceny, był w Berlinie, Monachium, w Wiedniu, poroztrącał widzów w dziesiątkach najrozmaitszj^ch teatrów wpadł z przeraźliwem trąbieniem na spokojną scenę lwowską.Boże, który czuwasz nad kręceniem karków wszystkich »zażartych automobilistów* — co też się nie działo w czasie tej uroczystości! Teatr pełny po brzegi, panie wąchają czyszczone benzyną rękawiczki dla wywołania nastroju… W powietrzu czuć benzynową śmierć, muzyka gra w tempie galopady marsza żałobnego ze względu na ziejący śmiercią i brzydkimi woniami tytuł.Zaczyna się jazda na złamanie karku.»Automobil z chaufferem« — (zamiast zdechającego już »konia z rzędem«) — temu, kto dokładnie nakreśli drogę, którą pędziła ta cała banda z afisza za automobilem.A zresztą, coby to była za farsa, którejby treść można było opo wiedzieć i żeby opowiadającego nie zapytano, czy drwi, czy o… szosę automobilową pyta?!Dość, że ten bajeczny poeta, który ma rentę, (jedyny dowcip, który się Kraatzowi nie udał), chce się ożenić z siostrą jednej pani, zdradzanej przez męża, »zażartego automobilistę«.Ten sympatyczny człowiek zanieczyścił benzyną atmosferę domu wyjącego nieludzko aktora.Wszyscy razem mają jedną teściowę i jednego teścia.Teściowa naturalnie nie ma duszy, ani serca, tylko smoczy język i zieje siarką.Teść jest trochę idyota, bo jeden mądry człowiek wszystkoby zepsuł autorowi.Wszystko już jest, tylko trzeba… dzieci.»Krokodyla daj mi luby…« Nieszczęsny poeta musi udowodnić, że nietylko Muzom płaci alimenty.I w tem miejscu beczy automobil najgłośniej.Powiedział sobie wielce szanowny autor, Kurt Kraatz: Mój francuski kolega potrzebuje 300 dni na takie historye.Ale minęły czasy kulejących koni.Trzeba dziecka? Jedzie się automobilem do wyjącego aktora i zabiera się dziecko; zupełnie prosta historya.Katastrofa tragedyi następuje przez eksplozyę rezerwoaru dowcipu i benzyny, nikt nie wie, czyje dziecko i aż dziw bierze, że autor nie udowodnił, że dziecko urodziło się… automobilowi itd.itd.Doskonale się kończy: automobil się uspokaja i nie warczy; teściowa się uspokaja i nie warczy; teść pozostaje idyotą, jakim był; poeta się żeni, bo jakoś w porządnej farsie inaczej nie wypada; »zażarty automobilista« trąbi na zakończenie jak wściekły, bo zdradzana żona zwiastuje mu całkiem niespodziewanie słodką tajemnicę… z łaski autora
[ Pobierz całość w formacie PDF ]