[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niczego nie można się było dowiedzieć od tej dziewczyny.Było jej dobrze, co dnia zmieniała miejsce pobytu, każdy odnosił się do niej życzliwie, więc wszystko było w porządku.Po co sobie zawracać głowę czym innym? Wobec tego i pan Olszowski zrezygnował z dochodzeń i gorzko uśmiechnięty przyglądał się temu tajemniczemu dziecku.Owszem, dziecko jest śliczne i niezmiernie miłe, co on jednak ma zrobić z tym dzieckiem? U siebie, na kawalerskim gospodarstwie, nie może go zatrzymać, należy przeto czym prędzej czynić poszukiwania i oddać je, komu należy.Michałek wspomniał o aktorze Walickim.Co to za aktor? Pan Olszowski nie mógł sobie przypomnieć, ale zapewne łatwo go odnajdzie.Ostatecznie policja odnajdzie wszystko.Tak głęboko rozmyślał nad tymi sprawami, że nawet nie zauważył, iż dziewczynka ująwszy go za rękę zaczyna go prowadzić.Szedł za nią machinalnie i czynił, co mu kazała.Na jej żądanie musiał ją podnieść, aby się mogła przejrzeć w lustrze, musiał wyjmować książki z biblioteki, aby ich mogła dotknąć, musiał wreszcie obejrzeć jej torebkę i jakiś kawałek tektury.Nagle okazał żywe zainteresowanie.Na tekturze, zamazanej i smętnie zalanej atramentową cieczą, ujrzał wypisane wyraźnie swoje nazwisko i adres.Nie wiedział o tym, że Szot naprawił uszkodzone litery i wyrył je z naciskiem, jakby w spiżu.Przyglądał się bezradnie tej kartce, obracał ją na wszystkie strony i tyle wiedział potem, co przedtem.- Awantura arabska! - rzekł sam do siebie.- Co ja mam zrobić? - krzyknął głośno.- Skakać! - poradziła mu Basia.Rada była bardzo rozumna, lecz dorośli ludzie sami nie wiedzą, czego chcą.Ten duży człowiek nie zdradzał wcale ochoty do skakania.Przypiął się do telefonu i szturmował wszystkie teatry szukając aktora Walickiego.Odpowiedziano mu, że łazi taki po bożym świecie, nikt jednak nie wie, gdzie mieszka i czy przypadkiem nie włóczy się po prowincji.Basia nie opuszczała go ani na chwilę; ogromnie się jej podobał ten wysoki pan, który tak zabawnie wykrzykuje do czarnego pudełka.Ze wszystkich dotąd spotkanych ten był najprzyjemniejszy, taki sam przyjemny jak Michałek.Pan Olszowski był sławnym pisarzem, nie wiedział jednak ani w ząb, co zrobić ze smarkulą, kręcącą się jak wrzeciono, zadającą sześćdziesiąt pytań na godzinę i śmiejącą się z najrozsądniejszych odpowiedzi.Zawezwał więc na naradę panią Walentową, która wtoczyła się do pokoju jak ciężka armata na pozycję i udzieliła mu zbawiennych rad.- Wszyscy w całej kamienicy mówią, proszę łaski pana, że pan powinien zatrzymać to dziecko! - rzekła uprzejmie.- Jak to: wszyscy?! - krzyknął pan Olszowski.- A któż o nim wie?- Wiedzą, wiedzą.Już wczoraj, kiedy dziewczynę przyprowadzili, niektórzy przychodzili ją oglądać, a dzisiaj, kiedy pan jeszcze spał, była tu cichaczem cała procesja.- O, Boże! - jęknął pan Olszowski.- Czy pani oszalała? To dziecko przyprowadzono do mnie przez pomyłkę!- Czy przez pomyłkę, czy nie przez pomyłkę, tego już ja nie wiem.Ale to wiem, że Pan Bóg je tu przyprowadził, aby pan miał weselsze życie.To słońce, a nie dziewczyna! I pan ją chce oddać?- A cóż ją z nią będę robił?! - krzyknął pan Olszowski.- Jeżeli pan jest bez serca, to ją pan wyrzuci na bruk, a wtedy ręka boska ciężko pana skarżę, ale jeżeli pan ma sumienie, to ją pan wychowa.- Wychowam? Przecie mi ją odbiorą!- Niech spróbują! - zagrzmiała opasła dama tak potężnie, że znakomity autor cofnął się jak przed ryczącym naporem burzy.- Każdy ze schodów zleci na złamaną gębę.O, niech pan patrzy, jak się to do pana tuli, jak ptaszyna - dodała głosem już mniej grzmiącym.Pan Olszowski zrozumiawszy, że "kamienica" przyjęła Basie skwapliwie na swoje kamienne łono, postanowił działać na własną rękę.Zobowiązał dzielną panią Walentową do czułej opieki nad dzieckiem, zleciwszy to samo Michasiowi pod groźbą uderzenia, sam zaś udał się na poszukiwanie.Obszedł wszystkie teatry, wszędzie pytając o Walickiego.Owszem, znano go i pan Olszowski przecie znać go powinien, aktora ze swej sztuki.Zaczął sobie mętnie przypominać, że istotnie widział oblicze, które wedle powszechnego opisu smutne było jak cmentarz o północy.Trzeciego dnia dopiero dowiedział się o jego adresie i pobiegł tam czym prędzej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]