[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Straż do mnie przychodziła. przyznał się niechętnie Niko. Pytali o ciebie.Drgnąłem.Nie, to niemożliwe.nie by wam tak często w wolnym mieście, żeby mnietu szukać! Dali mapę, żebym pokazał, dokąd uciekłeś. Skąd miałbyś wiedzieć? To samo im powiedziałem.A on  pokaż, co myślisz, przecież znasz Ilmara. Jaki on?Niko westchnął.Ale głupio byłoby się teraz zapierać, więc odpowiedział: Oficer Straży.Nie znam stopnia, nie miał uniformu.Ale chyba szlachetnie urodzo-ny.Potężny chłop, ty byś obok niego wyglądał jak ułomek.Chyba Niemiec, sądząc poakcencie.Ale dokładnie ci nie powiem, po romańsku mówił normalnie.Powiedział, żenazywa się Arnold.Zrozumiałem, że to on się teraz tobą zajmuje.79 Masz babo placek.To znaczy, że w każdym mieście Straż wyznaczyła na schwytaniemnie jednego oficera? Fatalnie. Pokaż, gdzie jest skrytka  kazał Niko. I co jeszcze? Zatańczyć tarantelę, a może spodnie spuścić? Co ci przyjdzie z tego żelaza?  zapytał piskliwie Niko. Jak pokażesz, damdwadzieścia stalowych marek!Zastanowiłem się. Sto.Sto stalowych.Tam żelaza będzie na tysiąc, nawet gdybyś opłacał najbardziejchciwych paserów! Jeszcze trzeba wyciągnąć.Trzydzieści. Sto. Pięćdziesiąt, i dłużej się nie targuje.Po chwili zastanowienia zdecydowałem, że propozycja jest uczciwa.Mnie pieniądzesą bardzo potrzebne, a wyciąganie żelaza ze Smutnych Wysp to niełatwe zadanie. Przybite.Pochyliłem się nad mapą, poszukałem punktów orientacyjnych. Tutaj.Ten duży dom.Trochę zrujnowany, ale pierwsze piętro częściowo stoi.Tamjest pusty gabinet kupca.W podłodze klapa.To pierwsza skrytka, w niej jest następ-na. Jasne.Niko niczego nie zaznaczał, zerknął bystrze, złożył mapę i schował z powrotem podstół.Sukinsyn, ze wszystkiego wyciśnie zysk. Słucham dalej, Ilmar. Pieniądze.Niko z urażoną miną wsunął ręce do kieszeni.Z wyszywanej perłami sakiewki wyjąłnowiutkie monety dziesięciomarkowe.Rzucił pięć na stół.Coś za szybko zapłacił.Więcej mi nie przerywał.Tylko pokręcił głową, gdy opowiedziałem o starciu zestrażnikami, pośmiał się, gdy opisałem pojedynek z nagą Helen, pocmokał współczują-co językiem, słuchając opowieści o locie.Tylko o jednym nie wspomniałem  o tym, jak ja i Nocna Wiedzma się kochali-śmy.Nie dlatego, że nie chciałem plotkować, dlaczego by się nie pochwalić, że miałemarystokratkę? Tylko dziwnie to wszystko wyglądało.Jakbym to nie ja ją wziął, ale onazgwałciła mnie. Potem już normalnie.Ukradłem porządne ubranie.Dotarłem do Bajonny.Sprzedałem żelazo, dalej jechałem komfortowo. Pokaż kindżał  poprosił Niko.Wyjąłem podarowaną broń.Stary chwycił go, uważnie obejrzał, prawie obwąchał.Spróbował paznokciem, bezlitośnie podziurawił brzeg stołu.Spojrzał pytająco, wyjąłswój nóż, dobry, nie można powiedzieć.Uderzył ostrzem o ostrze.80 Nic nie mówiłem.Sam go tak sprawdzałem. Dobra stal  powiedział Niko, oglądając szczerbę na swoim kindżale, doskona-łym kindżale ze stali z Toledo. Pojęcia nie mam, czyja to robota.Niby na stary niewygląda, ale jak rąbie! Ja za swój zapłaciłem dwieście monet, dasz wiarę? Dam.I jeśli ty kupiłeś za dwieście, to znaczy, że wart był trzysta. Czterysta.wszystko marnieje, Ilmar.Wszystko.Kiedyś mistrzowie wiedzieli, jakrobić dobre klingi.i zapomnieli. Wiem.Za jeden miecz starej roboty dają teraz pięć nowych.Z tego żyję. Powiedz no mi, Ilmarze złodzieju, dlaczego tak się dzieje? Czy to my powoli głu-piejemy, czy ziemia się zmęczyła i nie chce rodzić dobrego żelaza?.Sprzedasz kindżał? Nie. Na pewno? Niko, nie mów głupstw.Dobry nóż każdemu potrzebny. Dla złodzieja za dobry. I dobrze.To hańba, żeby nóż leżał bez zajęcia.Nie po to go zrobiono.Niko niechętnie oddał kindżał: Nie chcesz chociaż ceny poznać? Nie.Jeszcze mnie chciwość przyciśnie. Ech.po co złodziejowi taki nóż?Uśmiechnął się. Zresztą, teraz jesteś nie tylko złodziejem.Jesteś jeszcze hrabią. Nie żartuj sobie, Niko.Nie ja tak siebie nazwałem. A przecież zgodnie z prawem Mocarstwa rzeczywiście jesteś hrabią  powiedziałw zadumie Niko. Księcia nikt tytułu nie pozbawił, miał prawo.Jak cię złapią, powie-szą na jedwabnym sznurze.Albo zetną głowę stalowym mieczem.Może nawet dadzątruciznę w winie.ze wszystkimi ceremoniami. %7łebyś się udławił swoimi słowami!  rzuciłem ze złością. Nie po to do ciebieprzyszedłem. A po cóż? Po pierwsze, po pieniądze.Masz trzysta moich monet. Załóżmy. Po drugie, potrzebuję rady.Ciebie życie nie oszczędzało, umiesz myśleć.Co mamteraz zrobić? Powiesić się. Niko, ja nie żartuję! Ja też nie!  warknął Niko. Ilmar, ty jesteś mądry chłopak, zawsze cię wyróż-niałem.Ale wpadłeś w tarapaty, z których nie ma wyjścia! Daj spokój! Uciekłem z Wysp, całe Mocarstwo przejechałem.81 Niko westchnął: Nic nie rozumiesz.Głupiec.Z mojej cierpliwości zostały strzępy: Niko, trzeci raz nazwałeś mnie głupcem. Bo się hamowałem, złodzieju! Wiesz, na czym polega twoja największa głupota? Na czym? %7łeś się o chłopcu niczego nie dowiedział! O tym, co na Słowie trzyma!Milczałem.Dużo on tam trzyma.Kindżał, pierścień, zapalniczkę, jakąś książkę.Wielkie rzeczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl