[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedzmy sobie jasno: ja również jestem osobą dosyć zajętą, aznalazłam się tutaj nie całkiem ze swojej woli.Mam dwatygodnie na zebranie materiału i sklecenie z niego czegoś, co woczach mojego szefa ujdzie za znakomity reportaż o codziennejpracy współczesnej policji, ze szczególnym uwzględnieniemmetod działania najlepszego śledczego w Polsce.Zdaje się, żenaczelny miał na myśli pana.Odbierając zlecenie, odniosłamzarazem wrażenie, że od rezultatu tej pracy będzie zależeć mojaprzyszłość w redakcji, co  przyznam niechętnie  do pewnegostopnia mnie obchodzi.Pan z kolei nagrabił sobie u swojegoszefa kowbojskimi wyczynami i także znajduje się w nienajlepszym położeniu, zwłaszcza w obliczu ostatnich wydarzeń.Krótko mówiąc, jedziemy na tym samym wózku i choćbydlatego powinniśmy jakoś współdziałać.Nie uważa pan?  Nazakończenie uniosła pytająco wąskie brwi.Tę lalunię mogła sobie darować.Ogólnie rzecz biorąc, miałajednak rację.Zaskoczyła go do tego stopnia, że nie bardzowiedział, co powiedzieć, i bał się poruszyć.Skąd ona to wie?Pewnie podsłuchała wczoraj na korytarzu komendy kilkarozmów telefonicznych, a reszty się domyśliła.Inteligentna.Trzeba się pilnować.Cholera, jak ona ma na imię? Co pani proponuje? Przejdę od razu do interesów.Ma pan polecenie odinspektora Opałki, żeby mi dostarczyć, w miarę możliwości i zgodnie z wymogami bezpieczeństwa, materiały o pracyśledczego w terenie.W tej chwili toczy się poważne śledztwo wsprawie serii zabójstw, a pan został od niego chwilowoodsunięty, co jako ambitnemu i pełnemu pasji komisarzowijest panu nie w smak.Połączmy te fakty i zajmijmy sięsfingowanym śledztwem na potrzeby dziennikarstwa,kręcącym się wokół śledztwa prawdziwego.Pan będzie midemonstrował swoje ulubione metody, a ja będę skwapliwienotować i fotografować.Nasi szefowie dostaną, czego chcą.My,mam nadzieję, także. Tym razem uśmiechnęła sięszelmowsko. Słucha mnie pan, komisarzu?Ocknął się zawstydzony.Gdy wspomniała o śledztwie i pasji,jego myśli rzeczywiście powędrowały do lasu z promieniamisłońca przebijającymi korony drzew, początkowo nie bardzowięc rozumiał, o czym ona mówi.Dopiero po chwili go olśniło.Jezdzić po okolicy i pozorować prawdziwe śledztwo,jednocześnie prowadząc je naprawdę! %7łe też od razu na to niewpadł! Nikt oprócz niego tego nie odróżni, on zaś jest krytypoleceniem przełożonego.Jeśli zachowa odpowiednie środkiostrożności, będzie mógł działać na własną rękę i tłumaczyć sięopieką nad dziennikarką.W jego zesztywniałej od resztek migreny głowie zaczął corazszybciej rozwijać się film o tym, jak we dwójkę tropią mordercęaż do końca, dopadając go w jego mateczniku gdzieś w głębilasu.On w finałowej sekwencji obala zbrodniarza na ziemię,krępuje, zakuwa w kajdanki, a ona to wszystko fotografuje. Halo, jest pan tam? Przepraszam, zamyśliłem się. Dopił szybko kawę.Znakomicie.Pojedzie pani ze mną do Grobian. Dokąd?  Potrząsnęła głową tak, jak to czasem robiączłonkowie jury w Mam talent. To miejscowość, gdzie wczoraj doszło do podwójnegomorderstwa.Pewnie pani słyszała? Wiem.Pytam o co innego.Rozumiem, że pan nie ma czasu,ja również mam go niewiele, ale może należałoby najpierw. Jedziemy!  Krzycki zignorował jej obiekcje i zerwał się zkrzesła.Ledwie się powstrzymał, żeby nie wybiec pierwszy, złapał uchwyt i odchylił drzwi z ponaglającym spojrzeniem.Tak bardzo ucieszył się z nieoczekiwanej możliwości, żepostanowił natychmiast przystąpić do jej realizacji.Kobietawstała powoli i kiwnęła głową w kierunku pana Adasia, któryskłonił się uprzejmie i wzruszył z uśmiechem ramionami, jakbychciał powiedzieć, że z tym facetem to tak zawsze.Gdydochodzili do recepcji, Krzycki zwolnił krok, nadając swoimruchom wymuszoną swobodę, aby zaznaczyć, że nie robiniczego ciekawego. Połącz mnie, skarbie, z komisariatem w Grobianach.Ewa zrobiła pytająco-strofująco-wybaczającą minę ipołączyła.Listwan był na miejscu. 3Wsiadała do służbowego samochodu komisarza z pewnymociąganiem, chcąc dać mu do zrozumienia, że nie odpowiadajej takie instrumentalne traktowanie.Jednym z jejzawodowych odruchów było przejmowanie od początkuinicjatywy i podporządkowywanie sobie rozmówców.Tymrazem również się jej to wstępnie udało, ale komisarz corazwyrazniej wymykał się spod kontroli.Narzucał swoje tempo.Odnosiła wrażenie, że niemal została porwana.Trzeba z tymcoś zrobić. Zawsze pan tak traktuje dziennikarki?Mężczyzna za kierownicą uśmiechnął się ze zle zagranąnonszalancją. W moim życiu nie było ich dotychczas zbyt dużo. To znaczy ile?Jechali przez dobrze jej znane Podgórze, gdzie na studiachprzez pewien czas wynajmowała z koleżanką mieszkanie.Szukała teraz wzrokiem znajomych sklepów, w których kiedyślubiła robić zakupy, większość z nich już jednak nie istniała.Dodziś z sentymentem zakładała spódnicę kupioną kilkanaście lattemu w butiku przy Kalwaryjskiej albo nosiła torebkę zczerwonej skóry, wygrzebaną spośród setki innych w małejgalanterii na Rynku Podgórskim.Miała również swojeulubione sklepy spożywcze, ale tych też już nie było.Nawetzakład fryzjerski na rogu zniknął.Na ich miejscu działały bankilub agencje ubezpieczeniowe, czasem salony siecikomórkowych.Ogólnie rzecz biorąc, firmy handlujące niczym.Zamyśliła się nad sensem tej zamiany i zapomniała opostawionym pytaniu, na które nie doczekała się odpowiedzi,nagle więc drgnęła. A jak je traktuję?Aha, chodzi o dziennikarki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl