[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W dziewczynę wstąpiły nowe siły.Mimo czterokrotnie mniejszego ciążenia niż na Ziemi, nie byłaby jednak w stanie, wspiąć się na skałę, gdyby nie pręt, który udało się jej zaczepić o kra­wędź szczeliny.Jeszcze jeden wysiłek i dziewczyna wypełzła wreszcie z roz­padliny.Upadła na twarz i dysząc ciężko przeleżała tak nieruchomo kilka minut.Podparła się rękami i unosząc głowę próbowała ocenić położenie.Widoczność była bardzo ograniczona, choć teren należał raczej do płaskich i tylko gdzieniegdzie zaznaczały się większe wypukłości.W pierwszej chwili Zoe sądziła nawet, że jest w kotlinie.Z ogromnym wysiłkiem, opierając się na pręcie, stanęła na prawej nodze.Pole widzenia było teraz nieco szersze, ale promień jego nie przekraczał dwóch kilometrów[19].Wokół rozciągała się nieznacznie pofałdowana równina, z rzadka poprzecinana rysami szczelin.Mrok uniemożliwiał wprawdzie rozróżnienie szczegółów głębiej położonych partii otoczenia, zauważyła jednak szereg wyniosłości rysujących się niewyraźnie w dali.Spojrzała na niebo, chcąc według gwiazd określić kierunek, gdzie powinna znajdować się baza.Zastanawiała się przez dłuższą chwilę.Wszak dotychczas obserwowała niebo w zupełnie odmiennych warunkach.Nisko nad horyzontem świecił Procjon.Ponad nim Orion z jaskrawym niebieskawym punkcikiem Syriusza obok czerwonawej Betelgeuze.Rozejrzała się szukając Kasjopei z jasnym, żółtawym płomykiem Słońca.Znalazła ją wkrótce na lewo, tuż przy widnokręgu.Proxima ani też para gwiazd Alfa Centauri nie były widoczne.Procjon wskazywał kierunek wschodni.Wkrótce wysuną się zza horyzontu Bliźnięta.Baza była więc położona po przeciwnej stronie, poza zarysami spiętrzo­nych bloków skalnych, nad którymi świeciła wysoko gwiazda Fomalhaut.Czyżby to właśnie były góry, które tak często obserwowała z Bolidu? A może od bazy dzieli ją kilkadziesiąt kilometrów? Przecież tak łatwo pomylić się w ocenie odległości, zwłaszcza że w ostatnich minutach spadania zmieniała parę razy kierunek lotu.Tymczasem ból w nodze, który chwilowo jakby przycichł, znów odezwał się ze zdwojoną siłą.Dziewczyna czuła, że w pionowej pozycji długo nie wytrzyma.Jeszcze raz spojrzała w górę i uczuła radosne podniecenie.Po niebie przesuwał się nikły czerwony punkcik.— Rakieta! To Wład! To Wład leci!Uczyniła ruch tak gwałtowny, że straciła równowagę i runęła na twardą płytę skalną.Upadek nie był groźny wobec niedużej siły przyciągania.Zapo­minając o bólu szybko usiadła na ziemi i śledziła dalej ruchy rakiety.Rosła ona z każdą sekundą spadając coraz niżej.Lecz oto czerwony ognik począł zbaczać na wschód.Już przeleciał nad głową Zoe.Już słabnie blask.Punkcik zniżając swój lot staje się coraz mniejszy.Rakieta zniknęła za horyzontem.Zoe zerwała się na klęczki, ale to, co zo­baczyła, kazało jej rzucić się natychmiast na ziemię.Zza czarnej linii widokręgu wypełzł obłok o oślepiającej jasności.Rakieta ta nie niosła jej ratunku.To był jedynie pocisk detonacyjny.Roz­poczynały się kolejne badania sejsmiczne planety.Szybko, jak tylko mogła najszybciej, zaczęła czołgać się na zachód.Byle jak najdalej od miejsca eksplozji.Raptowny wstrząs gruntu przykuł ją do ziemi.Dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że to nadeszły fale sejsmiczne niedawnych eksplozji.Odważyła się podnieść głowę.Wokół panował mrok.Tylko nad widnokręgiem uniosła się świecąca blado mgiełka radioaktywnego pyłu.Następna seria pocisków ma spaść za dwie godziny.Jeśli któryś z pocisków, z kolejnych serii, padnie choćby o kilka kilometrów od niej!.Strach potęgował siły.Znów zaczęła czołgać się w kierunku gwiazdy Fomalhaut.Jasny punkcik, opadający z wolna ku zachodowi, jakby krzepił ją na­dzieją.Mimo że każdy ruch powodował nieznośne cierpienie, wytrwale, uparcie dążyła naprzód.Teren opadał, to znów podnosił się.Musiała kilkakrotnie omijać szczeli­ny, spękane bloki skalne i nieduże kratery, prawdopodobnie meteorytowe, zasypane pyłem i drobnymi odłamkami skał.Wreszcie zziajana, spocona dobrnęła do kilkumetrowego progu i ostrożnie zsunęła się w dół.To, co w ciemnościach wzięła za nieduże zapadlisko, było rozległą niziną pokrytą stwardniałym popiołem i żwirem.Wzrosła też bardzo ilość pyłu, który tworzył tu miejscami grube warstwy.Chodzenie na czworakach, gdy ręce zapadają się raz po raz w grząski, dro­bniutki piasek, nie jest łatwe.Przeszkody te pochłonęły resztki sił dziewczyny.Posuwała się coraz wolniej, z uporem zmuszając zbolałe mięśnie do działania.Udrękę potęgowało wzmagające się pragnienie.Po bezskutecznej próbie okrążenia większego zapadliska wypełnionego pyłem padła z wyczerpania.Była tak zmęczona, że nie miała nawet siły położyć się na wznak.Łyk odżywczego płynu przyniósł pewną ulgę, lecz jednocześnie sprowadził senność.Na próżno z nią walczyła.Organizm, a zwłaszcza mózg.pracujący z nadmiernym napięciem od kilkunastu godzin, potrzebował wytchnienia.Sen jej był jednak krótki, nerwowy, męczący.Nieprzerwanie majaczyły przelatujące po niebie sondy detonacyjne.Widziała błyski eksplozji.Czuła, jak wielkie bloki skalne miażdżą jej nogi.Potem śnił jej się Wład w białym lekarskim kombinezonie.Pochylał się nad nią i powtarzał ze smutkiem: „Wi­dzisz, jakaś ty niemądra.Jak teraz będziesz ze mną tańczyć?" Obok Włada stał doktor Summerbrock z jakimś naczyniem pełnym wody z lodem.Zoe tak się bała, że każą jej włożyć chorą nogę do tej wody, że aż się przebudziła.Ostry, szarpiący ból przeszywał jej lewą stopę.Dołączyło się do tego nowe, nie odczuwane dotąd wrażenie — zimno.Czuła, jak chorą nogę ogarnia lodowaty chłód.Może to tylko złudzenie wywołane zaognieniem rany?Nie było to jednak złudzenie.Uczucie chłodu nie ustępowało, lecz prze­ciwnie — potęgowało się.Stopa najwyraźniej marzła.Widocznie rozdarcie nogawki kombinezonu pociągnęło za sobą częściowe uszkodzenie instalacji termicznej.Gwałtowne ruchy i wędrówka na czworakach powiększyły jeszcze rozmiary uszkodzenia, tak iż utrata ciepła w tej części skafandra przybrała niebezpieczne rozmiary.Zoe nie chciała myśleć o tym, co jej grozi.Zaczęła ją ogarniać apatia.Po­łożyła się na plecach i przymknęła powieki.Gdyby teraz mogła zasnąć, choćby na zawsze.Naraz wydawało jej się, że odczuła słaby wstrząs.Pocisk.Pamiętała mglisto z planu prac, że w czwartej serii jedna z sond ma paść gdzieś w odległości sześćdziesięciu kilometrów od bazy, na płaską, rozległą zapadłość [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • personata.xlx.pl