[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wśród tych zajęć i myśli nawiedzali go często krępi ludzie, o ciemnych włosach i brodach,a bez zawoi na głowach: rozmawiał z nimi długo i tajemniczo, gdy matka pytała go, kim byli,odpowiadał: Moi dobrzy przyjaciele z Galilei.Oni donosili mu o postępowaniach Nazarejczyka i planach Jego nieprzyjaciół tak rabi-nów, jak i Rzymian.231%7łe życie tego męża było w niebezpieczeństwie, wiedział, ale nie przypuszczał, aby mieliodwagę targnąć się na nie w czasie świąt.Zdawało mu się, że to życie zanadto już było oto-czone sławą i popularnością, a w części sądził, że sam najbliżej mu towarzyszący orszak niedopuści niebezpieczeństwa, nade wszystko zaś pewność jego polegała na cudownej władzyChrystusa.Po ludzku rozumując, nie mógł pojąć, aby ktoś, posiadający taką władzę nad ży-ciem i śmiercią, władzę której tak często używał dla dobra innych, nie używał jej dla siebie.Wszystkie te wypadki zdarzyły się między 21 a 25 marca podług naszej rachuby.Wieczo-rem ostatniego dnia (25) nie zdołał już Ben-Hur wytrzymać w namiocie i postanowił udać siędo miasta, obiecując wnet wrócić.Koń był wypoczęty, mknął więc razno, nikt go nie widział, ulice był puste.Wjechał do Jerozolimy północną bramą.232ROZDZIAA XXXIXBen-Hur zostawił konia przed gospodą, z której przed trzydziestu laty wyjechali trzej Mę-drcy do Betlejem.Towarzyszącemu Arabowi poruczył pieczę nad Aldebaranem, sam zaś po-spieszył do rodzinnego domu i jego wielkiej komnaty.Najpierw pytał o Mallucha, a nie zna-lazłszy Go w domu, pragnął pozdrowić swoich przyjaciół: kupca i Egipcjanina.I to mu się nieudało, bo obaj kazali się zanieść do miasta na uroczystość.O Baltazarze mówiono, że jestsłaby i wzruszony.Gdy Ben-Hur dowiadywał się o Baltazarze, w drzwiach poruszyła się zasłona i weszła Iras.Stanęła na samym środku komnaty, gdzie światło lamp siedmioramiennego świecznika najsil-niej padało.Sługa oddalił się, zostawiając ich samych.Wśród wzruszeń i zdarzeń ostatnich dni, Ben-Hur poświęcał Egipcjance ledwie myślprzelotną, jaką się przeznacza przyjemności, co może poczekać, być odłożoną na czas spo-sobniejszy.Teraz, gdy ujrzał tę kobietę, wpływ jej odżył z całą siłą.Do obecnej chwili używała ona wszelkich sposobów, aby go usidlić; obecnie nie mogłabynikogo obojętniej przyjąć.Stała spokojna i zimna jak posąg, tylko głowę przechyliła wstecz.Tak niejako odporne zająwszy stanowisko, przemówiła pierwsza: W sam czas przybywasz, synu Hurów rzekła głosem zimnym bo właśnie chcę ci po-dziękować za gościnność, pojutrze mogłoby być za pózno.Ben-Hur skłonił się lekko, nie spuszczając z niej oczu. Słyszałam, że grający w kościzwykli po skończonej grze przeliczać wzajemnie swe tabliczki i podsumowywać liczby wychodzi im to na dobre, bo potem czynią libacje i wieńczą zwycięzcę.Myśmy również grali trwało to wiele dni i nocy teraz gdy gra skończona, czas zobaczyć, komu się wieniec należy?Ben-Hur przezorny jak zwykle, odparł lekko: Mężczyzna powinien kobiecie zawsze zo-stawić wolną wolę. Powiedz mi mówiła, zwracając ku niemu głowę z wyrazem ironii powiedz mi, książęJerozolimy, gdzież jest ów syn cieśli z Nazaretu, a zarazem Syn Boży, po którym tak wieluspodziewałeś się rzeczy.Ben-Hur poruszył niecierpliwie ręką i odpowiedział: Nie jestem przecież jego stróżem.Piękna twarz pochyliła się jeszcze bliżej. Czy zburzył Rzym?Ben-Hur podniósł rękę, w ruchu tym był już cień gniewu. Gdzież Jego stolica? pytała. Czyż nie ujrzę Jego tronu i lwów ze spiżu, co go strzegą?A jego pałac? wskrzeszał umarłych, to zaiste trudniej, niż zbudować dom ze złota? Jednymskinieniem, wymówieniem jednego słówka, wszak może zbudować równie wspaniały gmach,jak sławny, prastary Karnak!Teraz zrozumiał już jej grę; a że pytania były obrażające, całe zachowanie znamionowałoniechęć, brak ufności, stał się przezorniejszym i rzekł z odcieniem dobrego humoru: Któż wie,któż zgadnie co będzie, poczekaj jeszcze, jeszcze dzień lub tydzień, może ujrzysz pałac i lwy.Nie zważając na przerwę, mówiła dalej:233 Dziwi mnie twe przebranie, wszak nie jest ono szatą odpowiednią dla namiestnika Indiilub jakiegokolwiek wicekróla.Widziałam raz satrapę Teheranu, nosił turban z jedwabiu, aszatę ze złotej tkaniny; rękojeść jego miecza świeciła klejnotami i myślałam, że Ozyrys uży-czył mu wspaniałości słońca.Widząc cię w tak skromnym przybraniu, lękam się , że nieotrzymałeś królestwa, które z tobą dzielić miałam!. Córa mego czcigodnego i mądrego gościa uprzejmiejsza jest niż sama przypuszcza, boprzekonuje mnie, że w pięknym ciele może mieszkać serce pełne goryczy.Ben-Hur mówił grzecznie, Iras zaś, pobawiwszy się chwilę naszyjnikiem z monet, mówiładalej: Jak na %7łyda, mądrym jesteś, synu Hura.Wiesz, widziałam tu wjazd twego wymarzone-go cezara do Jerozolimy.Mówiłeś nam, że dnia tego ogłosi się królem %7łydów, u stóp Zwiąty-ni, poszłam więc naprzeciw, widziałam uroczysty pochód prowadzący Go, gdy schodził zgóry.Słyszałam śpiewy i wołanie: Hosanna!.Widziałam, jak powiewano mu palmami; wy-glądało to wspaniale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]